Właśnie usłyszałem, że zmarł Andrzej Turski. Bardzo smutna jest zamykająca ten rok klamra. Andrzej był dziennikarzem w średnio normalnym kraju. Najpierw w PRL-u, potem w RP, w której moralne karzełki i emocjonalne liliputy wciąż kwestionowały, czy się do normalnego, wolnego dziennikarstwa nadaje. Najczęściej czynili tak ci, którzy codziennie udowadniają, że się do takiego dziennikarstwa sami nie nadają.
Kocham politykę, sport i muzykę poważną, ale przez szacunek dla Was, o tej ostatniej pisać nie będę
Grzechy Turskiego? Stworzył "Radiokurier", świetną audycję radiową, tyle że w średnim ustroju. Kolejny wielki "grzech"? Stworzył audycję "Zapraszamy do Trójki", świetny program, w parszywym czasie stanu wojennego. I co ja poradzę, że słuchałem "Radiokuriera", lubiłem "Zapraszamy do Trójki", a sobotę wolałem z listą Niedźwieckiego niż bez niej.
W 1991 roku Andrzej Turski został moim szefem, jako wiceszef Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Podlegały mu "Wiadomości", "Panorama", a było to w czasach, gdy właśnie z tych programów wiedzę o rzeczywistości czerpała ogromna większość Polaków.
Co pamiętam z tamtych czasów? Pamiętam, że nigdy, przenigdy, Andrzej nikomu nie dawał żadnych politycznych instrukcji, nie mówił co z czegoś ma wynikać, nie podsuwał point i wniosków. Zajmował się dziennikarstwem, warsztatem, tu miał do powiedzenia bardzo wiele.
Smutne to, ale później w TVP wielokrotnie pojawiali się na dyrektorskich stanowiskach w programach informacyjnych ludzie, którzy o warsztacie nie mieli zielonego pojęcia. Jedynymi ich atutami były polityczne koneksje. Apogeum tej złej tendencji miało miejsce, gdy "Panoramę", a potem "Wiadomości" zamienił w tandetny PiS-owski biuletynik jeden z braci Karnowskich.
Właśnie zajrzałem na portal panów Karnowskich. Informacji o śmierci Andrzeja tam nie ma. Jedną z ostatnich rzeczy, jaką Andrzej mógł o sobie przeczytać zanim zapadł w śpiączkę, był tekścik w karnowskim portaliku o pijanym Turskim.
Potem nie mógł już przeczytać tekstu jednego z panów bliźniaków, który zamiast przeprosić za obrzydliwe chamstwo, perorował, że nie da się wciągnąć w wymierzone w karnowski portal prowokacje, bo prowokatorzy do prowokacji wykorzystują chorobę Turskiego. Przepraszam za mocne słowo, ale takich przykładów żurnalistycznego zbydlęcenia ja w ciągu prawie ćwierćwiecza swej pracy w mediach nie widziałem.
Andrzej był świetnym dziennikarzem. Byłby świetnym dziennikarzem w każdym ustroju, w każdym kraju, bo miał talent i pasję. Rozumiem, że nie mogą tego pojąć karły, które stanowiska w mediach zajmują tylko wtedy, gdy rozdaje je ich ukochany prezes.
Nisko się kłaniam Andrzejowi. A nam wszystkim życzę, byśmy w następnym roku mieli wokół siebie jak najwięcej uśmiechów, w rodzaju tych, które rozdawał Andrzej, i by mówiono do nas głosem i tonem, jaki był Andrzejowi właściwy. I tego, by jak najmniej było jazgotu generowanego przez małych nienawistników z obrzydliwych bliźniaczych szczujni.