REKLAMA
Do upiornego budynku TVP dowiozła mnie, opłacona przez firmę produkującą program “Bliżej”, taksówka korporacji “Ele”. Przecisnąwszy się przez tłumek prawicowej młodzieży, sprowadzonej jako widownia na program redaktora Pospieszalskiego, dotarłem do charakteryzatorni, gdzie już spotkałem Panią Dr Barbarę Fedyszak-Radziejowską, z którą miałem występować w programie. Wymieniliśmy uprzejmości i na początek nic nie zapowiadało późniejszego konfliktu, ale to inna historia. Po makijażu, w wyniku którego znów zacząłem wyglądać jak przystojny, 30-letni blondyn (a może tylko tak mi się wydawało), przeszliśmy do zapyziałej, biednej, trochę śmierdzącej kawiarenki. Dostaliśmy herbatę albo wodę mineralną, chyba niegazowaną. Zaczęliśmy rozmawiać o niczym.
Przy osobnym stoliku siedział jakiś facet, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Był sztywny i spięty, taki jakich wulgarnie w Polsce określa się jedno-sylabowym słowem (no, powiedzmy, że „buc”), ale może był stremowany. Został pierwszy zaproszony do studia, a my oglądaliśmy go w monitorze: Pani Dr Fedyszak-Radziejowska z namaszczeniem, a ja z niepowstrzymanym śmiechem. Mówił bowiem o jakichś pikselach, z których wynikało, że pod Smoleńskiem żadnej brzozy nie było. Tak poznałem profesora Uniwersytetu Georgii, Chrisa Cieszewskiego.
Fast Forward. Jest 10 grudnia 2013, Chris C., ekspert Antoniego Macierewicza, oskarżony jest w polskich mediach w współpracę z SB. Z papierów, na razie opublikowanych, wynika na mój nos, że chyba nie był kapusiem, tylko poszedł na jakiś cichy układ, w wyniku którego pozwolono mu prysnąć do Kanady. Nic mnie tak naprawdę nie obchodzi, czy współpracował czy nie. Ja też znalazłem się byłem na liście Widsteina, w wyniku czego Gazeta Polska napuściła na mnie jakiegoś bidulę, który odkrył w IPN, że mnie kiedyś ubecy namierzyli, a ja odmówiłem. Żeby uratować mizerną wierszówkę, bidula napisał, że Sadurski mógł sobie pozwolić na odmowę, wiec jest podejrzany. Niech im będzie, są za głupi, by do nich mieć pretensję.
Wracamy do Cieszewskiego. Powtarzam, nie jestem od oceniania, nie było mnie już wtedy w kraju, jestem ostatnim, który rzuci kamieniem. Ale niech kolega profesor nie robi Polakom wody z mózgu i nie opowiada bajeczek, które mogą przejść w Georgii, ale nie w Polsce. Nikt go do tego nie zmuszał, mógł sobie spokojnie siedzIeć na wydziale leśnictwa w Atlancie.
Oto jego ostatnia relacja, w odpowiedzi na rewelacje polskich mediów.
http://wpolityce.pl/wydarzenia/69199-prof-chris-cieszewski-zaprzecza-oskarzeniom-o-wspolprace-z-sb-i-wystepuje-o-autolustracje-bede-bronil-prawdy-nie-interesuje-mnie-jakie-dokumenty-jeszcze-spreparuja
Wyciągam z niej dwa fragmenty:
„W czasie tych kilku dni, które SB pozostawiło mi do namysłu po złożeniu mi propozycji współpracy, byłem zobowiązany do zachowania tej informacji dla siebie. Esbecy chcieli także zatrzymać mój paszport. Nie zgodziłem się jednak na to, argumentując, że jeśli ten dokument zostanie mi odebrany, nie będę mógł utrzymać w tajemnicy faktu swojego aresztowania – wszyscy wiedzieli bowiem, że paszport jest mi potrzebny, ponieważ miałem we Francji zaplanowany zabieg operacyjny”.
A zatem: ubecja prosi: "Oddaj paszport, magistrze Cieszewski", a Cieszewski twardo: „Nie oddam”. No wiec, co maja zrobić? Musza go wypuścić, jak niepyszni. Z paszportem w kieszeni. Jak w Ameryce.
Druga bajeczka jest jeszcze lepsza. Mrożąca krew w żyłach relacja z ucieczki. Miejsce: lotnisko Okęcie. Czas: stan wojenny.
„Napisałem, że “udało mi się wsiąść na pokład samolotu lecącego do Kanady”, ponieważ aż do chwili, gdy znalazłem się w powietrzu, nikt nie wiedział, czy moja ucieczka się uda. Do tej pory nie rozumiem, jakim cudem esbecy mogli być do tego stopnia nieudolni, żeby nie podać obsłudze lotniska mojego nazwiska. Kiedy wchodziłem na pokład samolotu, widziało mnie około dwudziestu osób, nikt jednak nie wierzył, że moja ucieczka się powiedzie”
Prawda, że jak z Johna le Carre albo Iana Fleminga? Cieszewski dostaje się na Okęcie, z tym paszportem, którego hardo wcześniej nie oddał esbekom; ogłupiałe SB nie orientuje się, i on fiuu bziuu, paszoł (z akcentem na drugą sylabę), zdezorientowanym esbekom wymyka się z rąk. I Kanada, pachnąca żywicą, u jego stop się rozpościera…
I teraz na poważnie, bo już znudziło mi się wygłupiać. Panie kolego profesorze Cieszewski: ja publikuję tu pod nazwiskiem, moje dane i adres łatwo znaleźć, obecnie przebywam na pewnym uniwersytecie amerykańskim, o kilka klas lepszym niż Pański, więc nie będzie Panu trudno mnie wyszukać. Niech mnie Pan pozwie, Please sue me, make my day, przed sądem polskim, amerykańskim albo i madagaskarskim, wszystko jedno którym, o zniesławienie, znieważenie, pomówienie, naruszenie dóbr osobistych czy jeszcze coś innego, gdy powiem, że ma pan dokładnie taką sama wiarygodność w opisie swej cudownej ucieczki z Polski, jak w sprawie niepokalanie ściętej brzozy w Smoleńsku.
