Pracownicy stacji sanitarno–epidemiologicznych od lat domagają się podwyżek wynagrodzeń. Tłumaczą, że nie mają za co żyć, bo wielu z nich zarabia ok. 1400 zł. Czy na fali zbliżających się wyborów uda im się wywrzeć na tyle dużą presję, że dostaną podwyżki? Grożą, że na jesieni będą strajkować.
Sprawa zarobków pracowników sanepidu wypływa rokrocznie. Tym razem na fali rozmów o podwyżkach dla pielęgniarek, NSZZ „Solidarność” zaapelowała o podniesienie pensji również innym pracownikom ochrony zdrowia. To wywołało lekką konsternację pielęgniarek i położnych, które zapewne chciały walczyć o podwyżki tylko dla swojej grupy zawodowej. Koniec końców resort zdrowia obiecał podwyżki pielęgniarkom i położnym, natomiast już innym przedstawicielom zawodów medycznych nie.
Pracownicy Państwowej Inspekcji Sanitarnej już w ubiegłym roku alarmowali, że od 7 lat nie mają podwyżek, a większość z nich zarabia 1350 zł netto. Warto wspomnieć, że stacje sanitarno–epidemiologiczne pod względem finansowym podlegają wojewodom, Główny Inspektorat Sanitarny podległy resortowi zdrowia, sprawuje nad nimi jedynie nadzór merytoryczny, wyznacza zadania do realizacji.
Obowiązków coraz więcej
Jan Bondar, rzecznik prasowy Głównego Inspektora Sanitarnego, przyznaje, że pracownicy stacji od lat nie mieli podwyżek, a doszło im wiele obowiązków.
– Są to np. działania związane z dopalaczami, które rujnują budżet niektórych stacji. Doszły też nowe obowiązki związane z dyrektywą UE dotyczące kontroli chemikaliów, więcej jest też kontroli żywnościowych.
Rzecznik dodaje, że od lat zmniejszane są koszty m.in. poprzez konsolidację laboratoriów, jednak ciąć już bardziej się nie da.
Jego zdaniem należy zastanowić się, czy rzeczywiście stacje sanitarno–epidemiologiczne powinny być budżetowo podległe wojewodom, a nie GIS–owi. Rzecznik potwierdza, że sytuacja finansowa pracowników jest zła.
Jak tłumaczy, niepokojące jest zjawisko odchodzenia z Inspekcji lekarzy. Dla nich zarobki w tym urzędzie są bardzo niskie, szczególnie po tym, jak ogólnie poprawiły się zarobki lekarzy w ochronie zdrowia.
– Z około 500 lekarzy, którzy pracowali w Inspekcji, w ciągu ostatnich kilku lat zostało jedynie 200.
To potrzebna Inspekcja
Jan Bondar ma nadzieję, że nad losem Państwowej Inspekcji Sanitarnej i jej pracowników pochyli się premier Ewa Kopacz i znajdzie rozwiązanie trudnej sytuacji. A znalezienie go jest niezbędne, bo to właśnie dzięki pracownikom sanepidu możemy liczyć na interwencję, jeśli w restauracji chcą nas nakarmić nieświeżym obiadem, albo kiedy w sklepie zapominają, że ma być czysto.
Ta Inspekcja czuwa też nad czystością w placówkach ochrony zdrowia, nie mówiąc już że wkracza, kiedy istnieje zagrożenie poważnymi chorobami zakaźnymi, czy chociażby walczy z plagą dopalaczy.
Strajk pracowników sanepidu planowany jest po wakacjach. Związkowcy wysyłali pisma do wojewodów z apelem o podwyższenie zarobków pracownikom. W niektórych stacjach pracownicy już na wiosnę weszli w spory zbiorowe z pracodawcą. Nie wiadomo jeszcze jaką formę przyjmie protest, czy będą to pikiety urzędów wojewódzkich, marsz protestacyjny w Warszawie, blokady ulic, czy strajk włoski.
Napisz do autora: anna.kaczmarek@natemat.pl
Reklama.
Jan Bondar
rzecznik prasowy GIS
Ludzie z wyższym wykształceniem, z wieloletnim doświadczeniem od lat zarabiają bardzo mało. Wielu odeszło z Inspekcji.