Święta to dni wolne od pracy więc przychodnia lekarza podstawowej opieki zdrowotnej jest nieczynna. Bądźmy jednak rozsądni i z byle powodu nie ustawiajmy się w kolejce do lekarza nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej, nie zasilajmy tłumu na korytarzach szpitalnych oddziałów ratunkowych a już na pewno bez uzasadnionej potrzeby nie wzywajmy pogotowia ratunkowego.
Oczywiście wielu z nas zadaje sobie pytanie, w jakich przypadkach na pogotowie trzeba zadzwonić, kiedy pojechać na SOR a kiedy wybrać się do lekarza nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. Dr Bożena Janicka, pediatra, lekarz rodzinny, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia wyjaśnia nam, że pogotowie ratunkowe i szpitalny oddział ratunkowy zajmują się tylko stanami zagrażającymi życiu i zdrowiu.
To pomoc doraźna
Do placówki zajmującej się nocną i świąteczną pomocą lekarską, dr Janicka radzi wybrać się wówczas, kiedy podczas dni wolnych zachorowaliśmy i mamy np. wysoką gorączkę, kaszel itp. stany chorobowe, z którymi nie poradzimy sobie z pomocą leków dostępnych bez recepty, a które nie mogą raczej poczekać aż skończą się święta.
– Nie wybierajmy się jednak do przychodni nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej jeśli mamy tylko katar, niewielki kaszel lub stan podgorączkowy. Z takim problemem powinniśmy poradzić sobie sami. Można wziąć lek przeciwgorączkowy, krople do nosa i syrop przeciwkaszlowy. Takie preparaty powinniśmy mieć w swojej domowej apteczce – mówi dr Janicka.
Dodaje, że nie powinniśmy również zgłaszać się z dolegliwościami, które niezmiennie dokuczają nam od jakiegoś czasu i które wymagają szerszej diagnostyki i terapii. – Nocna i świąteczna pomoc lekarska może zaoferować nam tylko pomoc doraźną a to np. przy bólu pleców za mało, żeby kompleksowo nam pomóc.
Specjalną kategorią pacjentów są oczywiście dzieci. Tu trzeba rozważnie podejmować decyzję, jeśli maluch jest chory. To ważne, żeby wiedzieć, gdzie pojechać i kogo wezwać.
Trzeba mieć lek przeciwgorączkowy dla dzieci
Najczęstszy problem to oczywiście wysoka gorączka. Co robić gdy termometr pokazuje 40 stopni? Jak tłumaczy pediatra, przede wszystkim próbować obniżyć temperaturę.
– W naszej apteczce, nie tylko w dni wolne od pracy, bezwzględnie musi być preparat przeciwgorączkowy dla dzieci. Jeśli jesteśmy w stanie obniżyć dziecku temperaturę, maluch pije, nie wymiotuje to możemy poczekać z wizytą lekarską. Często gorączkują np. ząbkujące dzieci, które wymagają jedynie obniżenia gorączki. Nie potrzebują wizyty lekarskiej.
Jednak, jak podkreśla lekarka, jeśli w niedługim czasie, po zbiciu gorączki, dochodzi znowu do wzrostu temperatury lub pojawienia się przy tym innych niepokojących objawów, które mogą doprowadzić chociażby do odwodnienia dziecka, to konieczna jest wówczas konsultacja lekarska.
– Decyzję o konsultacji podejmujmy rozważnie. W poczekalni nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej lub szpitalnego oddziału ratunkowego jest wielu chorych ludzi. Jeśli dziecko jest tylko nieznacznie przeziębione nie narażajmy go na kontakt z dodatkowymi wirusami i bakteriami, które mogą zrobić mu więcej krzywdy niż przeziębienie, z którym przyszliśmy.
Rodzice muszą uwzględnić ogólny stan dziecka. – Gorączkującemu trzeba podać leki przeciwgorączkowe, zrobić kompres ochładzający, pilnować, żeby dziecko piło i nie wmuszać jedzenia. Przeziębione dziecko może nie mieć apetytu i nie jest to ani nic złego ani nadzwyczajnego. Przestańmy w końcu biegać z jedzeniem za chorymi maluchami – mówi dr Janicka.
Chorzy z przejedzenia
Jeszcze osobną kategorią pacjentów zalegających na korytarzach szpitalnego oddziału ratunkowego w święta są chorzy… z przejedzenia.
Dr Janicka radzi, żeby w takim przypadku oczywiście ograniczyć przyjmowanie pokarmu, wypić napar z mięty, ewentualnie przyjąć leki rozkurczowe. To wielu z nas pomoże i oszczędzi wyczekiwania w długiej kolejce do lekarza.
– Oczywiście jeśli mamy ostre bóle brzucha, to musi nas obejrzeć specjalista – zaznacza lekarka.
Lekarze apelują również aby nie wzywać do błahych rzeczy pogotowia ratunkowego, bo jadąc do trzydniowego kataru lekarz może nie zdążyć uratować kogoś kto ma zawał lub pomóc dławiącemu się dziecku.
Pogotowie nie uspokaja płaczących dzieci
– Ze swojej pracy w pogotowiu pamiętam pewne zdarzenie. Jako pediatra jeździłam na wezwania do dzieci do 2-go roku życia. Dostaliśmy wezwanie od matki, która zgłaszała, że dziecko „płacze wniebogłosy” i nie można go uspokoić. Oczywiście pojechaliśmy. Jak szliśmy już w bloku po schodach, wiedziałam, że coś jest nie tak, bo nie słyszałam płaczu dziecka. Zapukaliśmy. Mama uchyliła tylko drzwi, powiedziała, że dziecko już zasnęło i zamknęła nam je przed nosem. Zapukałam jeszcze raz, powiedziałam, że skoro wezwała pogotowie, to ja muszę sprawdzić stan dziecka. Mama była oburzona, że obudzimy malucha… Oczywiście dziecko było zdrowe. Jak wracałam z tego wezwania to tak sobie pomyślałam, że przez jej lekkomyślność mogliśmy nie zdążyć do dziecka, które naprawdę potrzebowało naszej pomocy – opowiada dr Janicka.
Lekarze coraz głośniej mówią, że wielu dzwoniącym na pogotowie czy zgłaszającym się na SOR zwyczajnie brakuje wyobraźni i solidaryzmu społecznego. To prawda. Popatrzmy czasami dalej niż czubek naszego nosa. W kolejce na SORze czekają długie godziny cierpiący ludzie, bo przed nimi jest wielu z trzydniowym katarem, odciskiem a nawet złamanym paznokciem.
Pediatra, lekarz rodzinny, prezes Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia
Z pomocy pogotowia ratunkowego lub szpitalnego oddziału ratunkowego korzystamy np. jeśli wystąpiły bóle w klatce piersiowej, nastąpiła utrata przytomności, mamy rozległe obrażenia spowodowane wypadkiem, urazem, dusimy się, dławimy itp. Nie zgłaszajmy się tam z przeziębieniem, trzydniowym katarem lub bólem pleców, który męczy nas od tygodnia.