– Jeśli pewne standardy zostaną zachowane, to przyjmę każdą prawdę, tylko żeby to była prawda – mówi w "Bez autoryzacji" o badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej poseł PiS Jacek Świat, mąż zmarłej pod Smoleńskiej Aleksandry Natalii-Świat. Ale zaraz dodaje, że wyklucza, by "prawda" znajdowała się w raporcie komisji Millera.
"Zespół Macierewicza nie liczy się z moim bólem, cierpieniem, nie usiłuje dochodzić do prawdy" – napisał w liście do marszałek Ewy Kopacz Paweł Deresz, proponując rozwiązanie parlamentarnego zespołu. Rozumie pan jego punkt widzenia?
Na pewno szanuję, bo on ma prawo do swoich odczuć. Tyle że ja zwróciłem uwagę, że on wypowiada się w liczbie mnogiej, więc nie wiem, dlaczego zabiera głos w imieniu wszystkich rodzin. Prawda jest taka, że na przykład 20-kilka osób podpisało się pod listem w obronie naukowców, którzy badają przyczyny katastrofy, a tutaj mamy tylko jednego człowieka. Apeluję do pana Deresza, by on również uszanował inne rodziny, które uważają, że to, co dzieje się z oficjalnym śledztwem, to jest gigantyczny skandal.
Ale to, co dzieje się w ostatnich dniach: sprawa prof. Rońdy, konferencja ze zniszczonymi puszkami i eksperymentem na parówce, nie dodaje powagi zespołowi Macierewicza. Nie widzi pan, że to to bardziej wzbudza śmiech niż szacunek?
Nie było eksperymentu na parówkach. Trzeba było być na konferencji, żeby wiedzieć, o czym tam mówiono i jak mówiono. Kilkudziesięciu naukowców wzięło w tym udział i przedstawiło swoje badania, a jeśli padały sformułowania o parówkach czy puszkach, to miały formę anegdot, poglądowego opisu skomplikowanych zjawisk, które dla laików są trudne do zrozumienia. Eksperci traktują swoją pracę poważnie, wiec są otwarci na krytykę naukową i można ich raporty weryfikować. Tylko nie ośmieszać.
Czy ich raporty przekonały pana, że pod Smoleńskiem był zamach?
To jest bardzo prawdopodobna hipoteza, ale nie jest to stuprocentowo pewne. Jestem przekonany jedynie o tym, że oficjalne dokumenty w rodzaju raportu MAK to są steki bzdur. Wszystko inne podlega weryfikacji. Jestem oburzony tym, że instytucje publiczne odmówiły pomocy i współpracy przy organizacji konferencji smoleńskiej, za którą odpowiadają przecież niezależni naukowcy. A to jest przecież ich obowiązek.
Co dla pana zakończyłoby sprawę badania katastrofy smoleńskiej? Przyznanie przez władze państwowe, że był zamach?
Oczekuję tego, żeby wszystkie badania przeprowadzić zgodnie z procedurami obowiązującymi w całym cywilizowanym świecie. Trzeba to przeprowadzić od początku do końca. Jeśli pewne standardy zostaną zachowane, to przyjmę każdą prawdę, tylko żeby to była prawda.
Nawet jeśli "prawda" to ta teza z raportu Millera?
Nie, w to bardzo wątpię, bo są rzeczy, które w oczywisty sposób temu zaprzeczają. Na przykład to, że samolot przekoziołkował po uderzeniu w małe drzewo.
A co jeśli PiS dojdzie do władzy? Co wtedy z tą "prawdą"?
Myślę, że trzeba będzie zacząć badanie katastrofy od nowa, przeprowadzić je od początku do końca. Powinna powstać komisja, najlepiej międzynarodowa, która będzie składać się przede wszystkim z ekspertów, którzy tworzą raporty w tej sprawie. Wtedy Polska pozna prawdę.