
Wypowiedź dr. Jana Kulczyka o tym, że przywiązanie do języka i kultury obciąża Europę, wzburzyła wiele osób. Postanowiłem dopytać go o te słowa – by nieco rozwinął, co miał na myśli mówiąc o "obciążeniu". Najbogatszy Polak wyjaśnił, że przywiązanie do języka skutkuje nieznajomością angielskiego, a to z kolei prowadzi do powstawania licznych barier, przez które Europa nie rozwija się tak szybko, jak by mogła.
REKLAMA
– Jeśli nie zdamy sobie sprawy, że to nasze przywiązanie do kultury, języka, obciąża Europę, to będziemy mieli problem – mówił Kulczyk podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach. Jak wyjaśniał, Europejczycy mentalnie są "zbyt przywiązani do ziemi", co widać szczególnie w Polsce.
– Połowa polskiej literatury związana jest z miejscem urodzenia, a zapominamy że najcudowniejsze dla każdego narodu jest, jeśli jego przedstawiciele podbijają świat – podkreślił najbogatszy Polak.
Ponieważ jego słowa wywołały żywą dyskusję wśród naszych Czytelników, podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach postanowiłem dopytać Jana Kulczyka o to, co miał na myśli mówiąc o "obciążeniu Europy" przywiązaniem do kultury i języka.
– Wiele problemów w Europie bierze się ze słabej znajomości języka angielskiego. Jeżeli ludzie komunikują się w tym samym języku, to problemy komunikacyjne nie istnieją. Europa ma problem tych odrębnych języków, w związku z tym ludzie się nie rozumieją – wyjaśnił Jan Kulczyk. Jak podkreślił, tłumacze nie pomagają w tej kwestii – bo rozmowa z ich wykorzystaniem i tak zawsze wygląda zupełnie inaczej, niż przy normalnym, bezpośrednim kontakcie.
Najbogatszy Polak twierdzi też, że potrzebna jest w tej kwestii "mentalna rewolucja", a język angielski mógłby być nawet językiem wykładowym – nie tylko w Polsce, ale we wszystkich krajach Europy. – Nie chodzi o to, żeby rezygnować z języków i kultur narodowych, bo one są wielką wartością każdego kraju. Jednak gdy młode pokolenie, ludzie, którzy dziś się uczą lub studiują, opanują dobrze język angielski, nie tylko w Polsce, ale i całej Europie, to zniknie istotna bariera komunikacyjna. A z nią tysiące innych barier – wskazuje rozwiązanie wielu europejskich problemów Jan Kulczyk.
Z tymi słowami trudno się nie zgodzić – w podobny sposób o angielskim mówił w wywiadzie dla naTemat były ambasador Polski w Singapurze Waldemar Dubaniowski. Mój rozmówca wskazywał wtedy, że Singapur rozwinął się w tak prężne centrum biznesowe własnie dlatego, że rząd postawił tam na powszechną i solidną edukację językową – a angielski jest obowiązkowy dla wszystkich od najmłodszych lat.
Słuszność tych racji widać było szczególnie podczas Kongresu w Katowicach. Widać było, jak wielu polskich biznesmenów, nawet stosunkowo młodych – w wieku około 30-40 lat – chce podejść do zagranicznych przedsiębiorców, ale nie robią tego, bo po prostu nie znają języka.
Jeśli nie chcemy, by Unia Europejska stała się kulturowym skansenem, konającym gospodarczo, zacznijmy, zgodnie z apelami Kulczyka, stawiać angielski na równi z językami narodowymi. Inaczej za kilkanaście lat okaże się, że w globalnym świecie przodujemy już tylko w dziedzinie narodowego egocentryzmu. A kulturą rachunków zapłacić się nie da.
