
Nie mają firmy. Ich “biznes” nie jest rentowny. A jednak Adam, David i Huw z Melbourne ze swoją “podniebną restauracją” wchodzą na rynek amerykański. Internauci w kampanii crowdfundingowej powierzyli im ponad 5 tys. dolarów. O co właściwie chodzi z kanapkami zrzucanymi na spadochronach?
REKLAMA
Choć na pierwszy rzut oka trudno domyślić się, czym jest Jafflechutes, sposób ich działania jest dość prosty: klienci płacą na PayPallu za tosty, czekają na (przekazywaną w mediach społecznościowych) informację o miejscu i terminie zrzutu spadochronowego, a następnie… łapią swoje kanapki.
Założyciele serwisu Jafflechutes za każdym razem “bombardują” z innego miejsca – zrzucając kanapki z ostatnich pięter wysokich budynków, w pobliżu których nie ma drzew mogących przeszkadzać w odbiorze “przesyłki”.
Twórcy Jafflechutes tłumaczą w rozmowie z “Guardianem”, że nie chodzi im o pieniądze, a cały pomysł jest raczej formą dobrej zabawy zakorzenionej w filozofii “zrób to sam”. Wytwarzane przez nich spadochrony składają się z taśmy klejącej, toreb na śmieci, żyłki i drutów, a odbiorcy kanapek zachęcani są do ich recyklingu.
I choć ta nietypowa “zajawka” nie wydaje się czymś zanadto poważnym, zrobiła sporo zamieszania w mediach na całym świecie. W efekcie okazało się, że zapotrzebowanie na tę usługę pojawiło się w odległych Stanach Zjednoczonych. Dlatego też twórcy skorzystali z crowdfundingowego serwisu Pozible i bez trudu zebrali ponad 5 tys. dolarów, dzięki którym już wkrótce wystartują (a raczej wylądują) także w amerykańskich miastach.
Czy to wszystko nie jest żartem? "Nie" – piszą krótko na swojej stronie twórcy. O co im chodzi? Kim są? "Jest nas trzech. Wszyscy lubimy ser i Beatlesów i świeże pranie" – piszą. I zapowiadają, że na początku czerwca będą działać w Nowym Jorku.
