Zapowiada się kolejny proces o zwrot prywatnym spadkobiercom dzieł sztuki zdeponowanych w polskich muzeach. Polski rząd i samorządy po cichu je przegrywają. Tymczasem gra toczy się o miliony złotych i dzieła Bruno Schulza.
Gorączka zaczęła się 17 grudnia, kiedy nowojorski dom aukcyjny Sotheby’s sprzedał rysunek Bruno Schulza za 118 tys. dolarów. Podobno nabywcą był izraelski instytut Jad Waszem, upamiętniający męczenników i bohaterów holocaustu. A jeśli oni kupują to, wiedz, że coś się dzieje. Najwyższa w historii cena za dzieło artysty podziałała na miłośników jego sztuki jak wystrzał z bata. Jeszcze kilka lat temu szkice Schulza można było kupić za 20-60 tys. złotych, a tu nagle kilkukrotna przebitka.
– Prawnicy jednej z żydowskich organizacji zajmujących się zawodowo odzyskiwaniem mienia zaproponowali mi odkupienie praw i roszczeń do spadku po Bruno Schulzu za dużą sumę w dolarach – ujawnia w naTemat Marek Podstolski, jedyny krewny i spadkobierca artysty.
Bruno Schulz
Urodzony 12 lipca 1892 w Drohobyczu, zmarł 19 listopada 1942 – polski prozaik żydowskiego pochodzenia, grafik, malarz, rysownik i krytyk literacki. CZYTAJ WIĘCEJ
Głównym punktem tych roszczeń jest liczący 72 rysunki szkicownik Bruno Schulza. Jak nietrudno wyliczyć, po aukcji w Nowym Jorku może być warty między 3 a 8 milionów dolarów. Od 30 lat jest w posiadaniu Muzeum Literatury w Warszawie, ale Podstolski stanowczo żąda jego zwrotu.
– Muzeum zachowało się jak paser Nie chce wydać prywatnej własności, która nabyło w niejasnych okolicznościach – twierdzi Podstolski i cytuje losy szkicownika. Jesienią 1941 roku Niemcy utworzyli getto w Drohobyczu, gdzie mieszkał Bruno Schulz. Przeprowadzając się za jego mury i przeczuwając najgorsze, Schulz oddał swoje prace na przechowanie kilkorgu znajomym.
Szkicownik z 72 rysunkami przypadł Zbigniewowi Moroniowi, gimnazjalnemu nauczycielowi i koledze. Schulz został zastrzelony 19 listopada 1942 roku podczas dzikiej akcji gestapowców mordujących przypadkowych przechodniów na ulicach getta. Moroń ocalił rysunki, które latami leżały w jego szafie. Po śmierci Zbigniewa Moronia jego rodzina odkryła „skarb” i odsprzedała Muzeum Literatury w Warszawie.
O zdarzeniach wspominają autorzy publikacji naukowej „Słownik Schulzowski”. Od kilku lat Postolski i jego prawnicy twierdzą, że oddane na przechowanie prace powinny wrócić do rodziny i spadkobierców. – Tym bardziej, że Moroń za życia był pytany i proszony o zwrot szkiców Schulza. Wówczas mówił, że został napadnięty i szkice mu ukradziono – opowiada prawnuk Szulca.
Rysynki? Ale jakie rysunki?
Dr Jarosław Klejnowski, dyrektor Muzeum Literatury nie chce komentować sprawy i odsyła do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Zadziwiające, ale urzędnicy rzeczywiście tłumaczą się jak 99 procent paserów przyłapanych ze skradzionymi fantami w domu: – Ministerstwo nabyło prawo własności zbioru rysunków w dobrej wierze. W chwili obecnej nie można jednoznacznie potwierdzić, tożsamości rysunków przekazanych przez Bruno Schulza Zbigniewowi Moroniowi ze zbiorem, który zakupiło muzeum – pisze Małgorzata Omilanowska podsekretarz stanu w Ministerstwie Kultury.
Podstolski denerwuje się, bo czuje, że jest zbywany. Wcześniej urzędnicy wspominali o polubownym rozstrzygnięciu sprawy prosząc jednocześnie o „nienadawanie jej rozgłosu medialnego”. Dziś nie chcą nawet rzetelnie i jawnie wyjaśnić sprawy. Nie mówiąc wprost daje do zrozumienia, że jeśli Muzeum Literatury nie zmięknie, to odsprzeda roszczenia i poszczuje na nich zawodowych prawników, którzy nie będą się patyczkować.
O co mu chodzi? Ten emerytowany, blisko 70-letni przedsiębiorca mieszka w Kolonii. Jego dziadek, Izydor Schulz był bratem artysty, a zarazem szefem przedwojennego przedsiębiorstwa Nafta Polska. Podstolski wyjechał z Polski wraz z ojcem (nauczycielem WF z Włocławka) w latach 60-tych. Przy okazji musieli oddać władzom PRL część prywatnych zbiorów, rysunków i pamiątek po Schulzu, które jako bezcenne nie mogły opuścić kraju. Część z nich wzbogaca zbiory wielu muzeów. Stąd tyle rozżalenia w słowach Podstolkiego.
– Zamierzam zrobić porządek w sprawach własnościowych dziedzictwa Bruno Schulza. Nie chcę schować tych rysunków w prywatnym sejfie. Niech będą eksponowane, jednak jako własność moja czy rodziny – zwierza się w rozmowie z naTemat.pl. Przyznaje, że pieniądze również mają dla niego znaczenie. Niedawno sprzedał trzy rysunki uzyskując za nie na aukcji ponad 250 tys. dolarów. Co pokazuje, że obrót nielicznymi dziełami autorstwa Schulza to świetny biznes.
Stać go jednak na przyjazne gesty. Tak było w przypadku szkatułki, którą Bruno Schulz zrobił dla swojego prześladowcy i opiekuna - Feliksa Landaua. Syn znanego gestapowca i zbrodniarza zwrócił Podstolskiemu przedmiot, który służył jako podpórka do archiwalnych, wojennych zdjęć w domu. Podstolski przekazał tę szczególną pamiątkę w depozyt polskim muzealnikom.
Muzea bez eksponatów?
Gdyby doszło do procesu o zwrot rysunków, spadkobierca artysty wcale nie stałby na przegranej pozycji. W 2009 roku w podobnej sprawie rodzina Zamoyskich z USA wynegocjowała 17 mln złotych odszkodowania za pałac z Kozłówce, którego właścicielami byli ich polscy przodkowie. Oprócz nieruchomości przedmiotem sporu były tysiące eksponatów od dzieł sztuki po filiżanki, łyżeczki, karafki i inne rzeczy codziennego użytku, które po wojnie eksponowano w muzeum.
Takich przegranych przez skarb państwa a wygranych przez dawnych właścicieli spraw jest więcej. Już tylko kasacja dzieli potomków Czartoryskich od faktycznego odzyskania zamku w Gołuchowie w Wielkopolsce. Cały zamek wraz z eksponatami, będący dziś oddziałem Muzeum Narodowego w Poznaniu zgodnie z prawem może przejść w prywatne ręce.
Wtedy też exbankier z Londynu książę Adam Karol Czartoryski będzie wtedy mógł równać się z największymi państwowymi muzeami. Już kilka lat wcześniej Fundacja Czartoryskich przejęła od Muzeum Narodowego w Krakowie nieruchomości, księgozbiór i kolekcję sztuki z najdroższym obrazem w polskich zbiorach, słynną „Damą z Gronostajem" Leonarda da Vinci.