
Z rozporządzenia ministra zdrowia z dnia 18 kwietnia 2005 roku wynika, że potencjalnego dawcę krwi dyskwalifikują między innymi choroby zakaźne, przebyte lub aktualne choroby krążenia, choroby układu nerwowego, cukrzyca, nowotwory oraz„zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane używaniem środków psychoaktywnych”. Pole do interpretacji jest więc szerokie. Bo czy zaburzeniem zachowania jest brak koncentracji utrzymujący się kilka godzin po zażyciu marihuany? Jaka jest różnica między osobą, która kiedyś zapaliła jointa a taką, która wypiła lampkę wina albo wzięła na uspokojenie lek z grupy benzodiazepin?
Teoretycznie nie ma prawnej podstawy do tej decyzji – po zażywaniu marihuany można oddawać zarówno krew, jak i szpik. Jeśli istnieją regulacje stanowiące inaczej, to dzieje się to na poziomie wewnętrznych regulacji danej instytucji. Jeśli chodzi o służbę w policji, to marihuany zażywać nie można, ale dotyczy to czynnej służby. Podobnie rzecz się ma z substancjami psychoaktywnymi.
Rzecznik organizacji działającej na rzecz legalizacji marihuany w Polsce uważa, że w sytuacji, kiedy stacje krwiodawstwa potrzebują dawców, absurdem jest, by z tej grupy wykluczona była duża rzesza osób, które palą lub paliły marihuanę. Przekonuje też, że to działanie na szkodę krwiodawstwa w Polsce, bo ci, którzy lubią zapalić jointa, to zwykle bardziej świadomi i zaangażowani społecznie ludzie. Tacy, do których apele o oddawanie krwi trafiają. Ci ukrywają fakt, że palą – i krew oddają.
Ludzie ukrywają fakt, że palą marihuanę, bo boją się konsekwencji – widać to na przykładzie stanu Waszyngton. Średnie spożycie, szacowane na podstawie deklaracji ludzi, było tam na poziomie 80 ton rocznie – lawinowy wzrost nastąpił w roku, w którym zalegalizowano marihuanę. Ludzie dalej palili tyle samo, ale chętniej się do tego przyznawali, bo wiedzieli, że nie spotkają ich za to konsekwencje.
Decyzję podejmuje lekarz po zapoznaniu się z dokumentacją potencjalnego dawcy i po jego zbadaniu. Bez znajomości szczegółów konkretnej sprawy trudno wypowiadać się, co do jednostkowej dyskwalifikacji konkretnego dawcy (np. osoby palącej marihuanę). Warto jednak pamiętać o tym, że palenie marihuany nie jest uznawane za legalne i w wybranych przypadkach może stanowić wstęp do bardziej ryzykownych zachowań zdrowotnych.
Narodowe Centrum Krwi
Należy pamiętać, że podejmując decyzję o honorowym oddaniu krwi, stajemy się również współodpowiedzialni za jej bezpieczeństwo. Szczera i rzetelna rozmowa z lekarzem kwalifikującym w centrum krwiodawstwa, jak i wszelkie informacje zawarte w kwestionariuszu, służą przede wszystkim zapewnieniu bezpieczeństwa zarówno dawcy, jak i biorcy. Jeśli świadomie pominiemy kluczową informację, która może mieć znaczenie dla bezpieczeństwa krwi lub jej składników, wówczas nasze intencje nie będą prawdziwe.
Problemy mogą mieć też kierowcy. W Polsce nie jest istotne, ile nanogramów metabolitów THC na 1 ml krwi ma we krwi zatrzymany kierowca – czy 200 (ilość występująca krótko po zażyciu) czy 5 – po kilku lub kilkunastu godzinach. I tak można stracić prawo jazdy. Mało tego – teoretycznie nie powinno się prowadzić nawet do kilku miesięcy po zapaleniu, bo tak długo mogą się utrzymywać we krwi metabolity THC.
Z opinią, że tych absurdów u nas za dużo, zgadza się Maciej Kowalski. – Ostatnio zgłosił się do mnie człowiek, który nie może otworzyć kolektury Lotto, ponieważ kiedyś palił marihuanę – jest karany, został skazany za posiadanie 0,4 g marihuany, i w związku z tym nie może otworzyć punktu – mówi. Ten zakaz to jednak nie wina samego Lotto, a polskich przepisów prawnych, które wykluczają takie osoby z tego rodzaju biznesu.