Brzmi jak kiepski żart, ale to zupełnie prawdziwa informacja. Polskim producentom mleka grożą gigantyczne kary, jeśli przekroczą unijny limit sprzedaży – mowa jest nawet o 900 milionach złotych, które rolnicy musieliby dopłacić. Sytuacja wydaje się kompletnie absurdalna, ale wbrew pozorom w myśleniu UE jest logika, a polski rząd... jeszcze broni limitów i chce je utrzymać do 2020 roku, a nie do 2015 – tak jak planuje to Unia.
Jak można sprzedać za dużo?!
By zrozumieć jak w ogóle może dojść do „zbyt dużej sprzedaży” i w efekcie – zapłacenia kar – trzeba wiedzieć, w jaki sposób i przede wszystkim dlaczego Unia Europejska reguluje rynek sprzedaży mleka. Wbrew pozorom, nie jest to kolejna biurokratyczna bzdura, mająca krępować rolników – wręcz przeciwnie, od lat tak zwane kwoty mleczne służyły całemu rynkowi, również w Polsce.
Kwoty mleczne to nic innego, jak limit tego ile mleka można wprowadzić do obrotu. Kwoty gwarantują rolnikom odpowiednią cenę za surowe mleko, ustalaną w oparciu o zawartość tłuszczu. Unia nakłada na państwa odgórny limit tego, ile mleka można wyprodukować i sprzedać – nazywa się to kwotą narodową.
Państwo, rolnicy, mleczarnie - wszyscy mają limity
W ramach tego państwo sprzedaje rolnikom mleczne kwoty indywidualne hurtowe bądź kwoty indywidualne bezpośrednie. Te pierwsze określają, ile dany producent mleka może sprzedać swojego produktu do skupu – np. mleczarni – w ciągu roku kwotowego (okres od 1 kwietnia do 31 marca). Posiadając tylko kwoty indywidualne hurtowe, rolnik może sprzedawać mleko wyłącznie do skupów – ma jednak wówczas zagwarantowaną odpowiednią cenę.
Ten drugi rodzaj kwot – bezpośrednie – służą tym producentom, którzy chcą dokonywać właśnie sprzedaży bezpośredniej, z pominięciem skupów. Oczywiście produkt sprzedawany w ten sposób musi być gotowy do spożycia.
Co ważne, skupy, czyli najczęściej mleczarnie, według prawa mogą kupować mleko tylko i wyłącznie od rolników posiadających kwoty mleczne. Działa to również w drugą stronę: jeśli ktoś chce sprzedawać surowe mleko, musi otrzymać od państwa kwoty – te przyznaje Agencja Rynku Rolnego.
Same skupy też są ograniczone w tym, ile mogą kupić – każdy nich ma określoną kwotę (poprzez tzw. kwoty handlowe) i jeśli skupi mleko ponad limit, musi zapłacić karę – obciążani są nią potem ci dostawcy, którzy przyczynili się do przekroczenia kwoty.
Warto zaznaczyć, że o ile kwoty narodowe – ustalane oddzielnie dla każdego państwa – nie mogą być odsprzedawane między państwami, to już kwoty indywidualne jak najbardziej, choć jest to obwarowane szeregiem przepisów. Istnieje nawet specjalna giełda kwot mlecznych, gdzie nie brakuje ogłoszeń zarówno o chęci ich zakupienia, jak i odsprzedania.
System działa od lat '80
System ten został wprowadzony przez Unię Europejską w 1984 roku, a funkcjonuje od roku '85/'86. Aż do tamtej pory nie istniały żadne limity dla zbytu mleka i wielokrotnie dochodziło do nadwyżek produkcji. By tego uniknąć i uczynić rynek bardziej stabilnym i zrównoważonym, UE wprowadziła właśnie kwoty mleczne.
Początkowo miały one być tylko rozwiązaniem tymczasowym, na 5 lat. Uregulowanie rynku mleka przyniosło jednak niespodziewanie dobre skutki, zarówno dla państw, jak i rolników, więc Komisja Europejska podjęła decyzję o przedłużeniu działania kwot – potem powtórzyła to kilkukrotnie, w związku z czym kwoty obowiązują do dzisiaj. Ich przekroczenie skutkuje nałożeniem na państwo kary – i właśnie to grozi obecnie Polsce.
Za co Polska ma płacić 900 mln
Jak podaje „Rzeczpospolita”, w okresie od 1 kwietnia do 31 lipca do skupów trafiło 3,68 mld kilogramów (kwoty ustalane są w kg, nie w litrach) mleka. Oznacza to, że Polska wykorzystała już 37 proc. swojego rocznego limitu w ciągu raptem pierwszych czterech miesięcy roku kwotowego.
Stało się tak za sprawą 1,2 tysięcy rolników (na 140 tys. posiadających kwoty), którzy przekroczyli swoje limity. Producentów kusiły przede wszystkim dobre ceny – nawet o 20 groszy wyższe za kilogram niż te w 2012 roku.
Według szacunków, jeśli utrzymamy obecne tempo produkcji i sprzedaży mleka, to przekroczymy kwotę narodową o 8 proc. Wówczas kara za każdy kilogram mleka ponad limit ma wynieść, według „Rz”, ok. 1,17 zł – przy obecnym kursie euro, co daje łącznie ok. 900 mln złotych. Płacą producenci, którzy przekroczyli swoje kwoty, tak samo jak mleczarnie, które skupiły ponad miarę.
Karę zapłacimy już 3 raz
Biorąc pod uwagę, że średnia cena skupu mleka wynosiła 1,33zł/kg, a kara miałaby być na poziomie 1,17zł/kg, prezes Krajowego Związku Spółdzielni Mleczarskich Waldemar Broś ostrzega w „Rz”, że dla wielu rolników może to oznaczać bankructwo. Byłaby to największa kara od 2004 roku, kiedy nasz kraj wszedł do Unii Europejskiej.
Nie byłaby to jednak pierwsza kara, bo tę nałożono na Polskę już trzy razy. Najpierw w sezonie 2005/2006, gdy limity przekroczyliśmy o 3,4 proc., co przełożyło się na karę w postaci ponad 240 mln złotych. Później w 2012/2013, ale raptem o 0,15 proc., co kosztowało polskich rolników ok. 16 mln złotych, a potem jeszcze w roku kwotowym 2013/2014 – o 1,7 proc. (ok. 195 mln zł kary).
Kwoty znikną od 2015, ale to wcale nie cieszy rolników
Rok 2014/2015 jest jednak ostatnim, kiedy rolnikom grożą kary za nadmierną sprzedaż mleka. W 2008 roku bowiem Komisja Europejska zdecydowała, że za kilka lat – właśnie od 2015 – kwoty mleczne nie będą już potrzebne. Rynek ma ulec deregulacji – uwolnione zostaną zarówno ceny, jak i znikną limity.
Wbrew jednak temu, co można myśleć po przeczytaniu informacji o 900 mln kary, polscy rolnicy spoglądają na nadchodzące zmiany raczej z niepokojem, niż entuzjazmem. Kwoty mleczne bowiem gwarantują im, że mleko sprzedadzą po dobrych cenach. Tymczasem po uwolnieniu rynku firmy skupujące mleko mogą zaniżać ceny do poziomu, w którym produkcja mleka stanie się dla rolników nieopłacalna. Skorzystaliby na tym najwięksi producenci, którzy ponoszą niższy koszt produkcji niż samodzielni rolnicy czy małe spółdzielnie.
PO broniła kwot do 2020 roku
Dlatego też politycy PO próbowali bronić na forum UE kwot mlecznych – rząd chciał kolejnego wydłużenia działania tego systemu, do 2020 roku. Tak, by wszyscy rolnicy mogli przygotować się na uwolnienie rynku. Producenci i mleczarnie, co prawda, już w 2008 roku – gdy okazało się, że kwoty znikną – zaczęli przygotowywać się do nadchodzących zmian, ale rynek wciąż jest rozdrobniony. Zarówno w przypadku producentów mleka, jak i samych mleczarni.
Przeciętne stado w Polsce liczy 6 krów, podczas gdy w Danii – 140, Holandii – 76, a w Niemczech 46. Zniesienie kwot sprawi, że wszystkie drobne gospodarstwa, jeśli nie będą potrafiły zmniejszyć kosztów produkcji, zmuszone zostaną do zaprzestania działalności mleczarskiej, bo stanie się ona po prostu nieopłacalna. Jedyną szansą dla takich rolników jest konsolidacja, czyli tworzenie większych spółdzielni z innymi producentami. Choć i to może nie pomóc, bo istnieje ryzyko, że po deregulacji rynku zostanie on zalany tanim mlekiem z zagranicy. W efekcie mogłoby dojść do wyparcia drobnych producentów z rynku – i właśnie tego najbardziej boją się rolnicy.
Problem mają też zakłady przetwórstwa. Mleczarnie w Polsce, których jest około 200, przerabiają ok. 10 mld kg mleka rocznie. W Niemczech zaś mleczarni jest mniej, ale są w stanie przerobić trzy razy więcej produktu – ok. 30 mld kg rocznie. Uwolnienie rynku może być groźne więc także dla przetwórców, którzy będą musieli zmierzyć się z zagranicznymi, o wiele większymi graczami. Również tutaj niezbędna jest konsolidacja, ale i inwestycje w zakłady, by zwiększać efektywność produkcji przy jednoczesnym redukowaniu jej kosztów.
Kwoty nie takie głupie
Dlatego też polskim rolnikom odpowiada pozornie absurdalna sytuacja, w której nie mogą sprzedać więcej, niż wynosi limit, a w razie jego przekroczenia płacą ogromne kary.
Zanim więc zaczniemy się zżymać na Unię Europejską, że finansowo karci Polskę kolejnym bzdurnym prawem, warto pomyśleć, czy za kilka lat rolnicy za tą regulacją nie zatęsknią.