"Dostałem wezwanie do zapłaty" – skarżą się w sieci internauci, którzy otrzymali pisma od warszawskiej kancelarii adwokackiej Anny Łuczak
"Dostałem wezwanie do zapłaty" – skarżą się w sieci internauci, którzy otrzymali pisma od warszawskiej kancelarii adwokackiej Anny Łuczak Fot. skan dokumentu / plakat filmu "Czarny Czwartek"
Reklama.
Poszedł pan na wojnę z Anną Łuczak, chyba najbardziej znienawidzoną przez internautów adwokat, która rozsyła wezwania do zapłaty. Co właściwie o tej pani wiadomo, poza tym, że ściga rzekomych „piratów”?
Czy prowadzę walkę z Anną Łuczak? Nie, zależy mi na tym, aby w Polsce była większa świadomość na temat zjawiska copyright trollingu, czyli żądania od ludzi pieniędzy za rzekome naruszenie praw autorskich. Jestem dziennikarzem i w tym momencie można krytykować mój obiektywizm, ale dla mnie najważniejsze jest to, by wszyscy wiedzieli, z czym to się je. Jeśli nie wiedzą, po prostu się boją. Jestem pewien, że niektóre osoby zapłaciły kancelarii pani Łuczak ze strachu.
Co z samą panią Łuczak? To dosyć tajemnicza postać.
Przede wszystkim dziwi mnie to, że robi się bardzo wiele, żebym nigdy z nią nie porozmawiał. Po raz pierwszy w listopadzie ubiegłego roku podejmowałem próbuję kontaktu, ale dopiero, kiedy moje teksty z „Dziennika Internautów” trafiły na Wykop.pl, dostałem maila, prawdopodobnie od niej, lub od kogoś, kto pisał w jej imieniu. Dziwi mnie, że zawodowy adwokat nie chce rozmawiać. Obiecywano, że oddzwoni, ale nigdy to się nie stało. W momencie, gdy zaistniała potrzeba szerszych wyjaśnień, skontaktował się ze mną jej pełnomocnik.
Niektóre osoby, z którymi rozmawiałem, twierdzą, że Łuczak jest adwokatem starszej daty. Szczerze mnie zastanawia - nie mówię, że tak jest - czy pani Łuczak dobrze się zna na tym, co robi i czy ma kontrolę nad tym, co robi jej kancelaria.
logo
Tak wyglądają pisma wysyłane do internautów przez kancelarię Anny Łuczak Fot. "Dziennik Internautów"
Słyszał pan o innych sprawach prowadzonych przez tą panią?
Znam ludzi, którzy załatwiali u niej jakieś sprawy rodzinne. Oni się ze mną kontaktowali, bo też dostali pismo w sprawie rzekomego piractwa. Twierdzili, że już wcześniej zetknęli się z niewłaściwymi zachowaniami adwokat. A że niedługo później dostali pismo, czuli się tak, jakby to było z zemsty. Ja osobiście nie słyszałem, by nazwisko pani Łuczak pojawiało się w innych sprawach, niż te dotyczące rzekomego piractwa.
Co w działalności kancelarii adwokackiej Łuczak jest właściwie takie kontrowersyjne czy nieprawidłowe?

Zacznijmy od jednej rzeczy, która czasem jest przeinaczana. Nie jestem zwolennikiem naruszeń praw autorskich i uważam, że to karygodne, jeśli ktoś pobiera czyjeś treści. Nie jestem więc piratem ani przedstawicielem środowisk propirackich.
To, co budzi zastrzeżenia, to wysyłanie pism do ludzi, którzy w postępowaniu karnym mają status świadków, nie podejrzanych czy oskarżonych. Łuczak dostała jakieś adresy IP, zgłosiła je do prokuratury i powiedziała: „tutaj prawdopodobnie doszło do naruszeń praw autorskich”. Prokuratura musi podjąć działania, więc zaczyna ustalać, kto się kryje za adresami IP. Kolejny etap - ktoś w kancelarii jako pełnomocnik pokrzywdzonego zagląda do akt i wyciąga dane osobowe internautów. To służy do wysyłania pism. Jest to instrumentalne użycie postępowania karnego w celu wyciągnięcia danych.
Druga sprawa to to, że osoby, które dostały pisma, czują się podejrzanymi. Pisma są tak skonstruowane, że sugerują, iż jesteś podejrzany i musisz zapłacić. W rzeczywistości te osoby funkcjonują jako osoby powiązane z adresami IP. Sam fakt, że ktoś trafił do akt, nie oznacza, że zrobił coś złego. Weźmy przykład: wynajmuje pan komuś mieszkanie i jest pan właścicielem łącza internetowego. Ta osoba coś pobiera, potem się wyprowadza, a do pana przychodzi wezwanie: „proszę zapłacić 500 zł za naruszenie praw autorskich”.
Co na to kancelaria pani Łuczak?
Rozmawiałem z jej pełnomocnikiem i on twierdzi, że pisma są skonstruowane w sposób zrozumiały. Otóż nie. Nie ma informacji, że jeśli nie czujesz się winny, nie musisz płacić. Nie ma informacji o statusie osoby w sprawie. Nie jest napisane: „jesteś świadkiem”, ale „w związku z popełnieniem przestępstwa”. To jest najbardziej kontrowersyjne. To mnie irytuje jako człowieka.
logo
Dziennikarz "Dziennika Internautów" Marcin Maj
Czy inni prawnicy mają podobne wątpliwości? Widzą coś nieprawidłowego w treści tych pism?
Rozmawiałem na ten temat z 7 adwokatami. Większość nieoficjalnie powiedziała: „brudny biznes”, „straszny syf”, „nie brałbym się za to”. Oficjalnie żaden tego nie powie, bo krytykowanie drugiego adwokata grozi dyscyplinarką. To jest źle pojęta solidarność zawodowa, która uniemożliwia zbieranie materiałów na temat pani Łuczak. Jeśli chodzi o to, co mówili oficjalnie, to adwokat z Warszawy zwróciła uwagę na dobór słów w piśmie. Także na to, że wysyłane są na wczesnym etapie.
To, że pisma są źle skonstruowane, pokazała również kwestia skargi do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Wpłynęła tam jedna skarga na panią Łuczak i UOKiK odpisał internautce, że nie doszło do naruszeń, bo treść pisma mówi o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, co jest zgodne ze stanem postępowania. Ja pytam, jak to jest zgodne, skoro te osoby mają status świadków? Na chwilę obecną UOKiK sprawdza tę sprawę, ale widać, że nawet urząd źle zrozumiał treść pism.
W rozmowie ze mną pełnomocnik Łuczak powiedział, że występują tylko przeciwko piratom. To nie piraci. To ludzie, których adresy IP znalazły się w aktach sprawy. Łuczak twierdzi, że ich nie zastrasza. A gdybym to ja wysłał do niej pismo, że skoro wysyła dużo dziwnych pism do internautów, coś jej się może stać? Mógłbym powiedzieć: nie groziłem, stwierdziłem dwa fakty: Łuczak prowadzi taką działalność i coś jej się może stać. Założę się, że ona uznałaby to za groźbę. Tak samo sformułowane są jej pisma.
Co właściwie jest celem pana akcji? Ukrócenie działalności kancelarii wysyłających takie wezwania czy uświadomienie internautów, że nie muszą od razu płacić?
Z jednej strony trzeba wpływać na działania adwokatów, z drugiej ludzie powinni mieć świadomość swoich praw. Jeśli chodzi o adwokatów, w Wielkiej Brytanii były już dyscyplinarki i zakończyły się karaniem prawników. Nawet jednego zawieszono na 2 lata.
Nie mam nic przeciwko dochodzeniu swoich praw. Rozumiem, że jeśli ktoś się czuje pokrzywdzony, korzysta z możliwości złożenia doniesienia do prokuratury. Pytałem kancelarię pani Łuczak, ile tych pism wysłano. Nie doczekałem się odpowiedzi. Gdybyśmy wiedzieli, moglibyśmy sprawdzić, czy te osoby, które wpłaciły pieniądze, nie zostały pozwane. Moim zdaniem służy to tylko i wyłącznie temu, by ukryć fakt, że pomimo gróźb nikogo się potem nie pozwało.