Co roku zabawić się w Sopocie chce coraz więcej osób. Mieszkańcy kurortu mają tego powoli dość.
Co roku zabawić się w Sopocie chce coraz więcej osób. Mieszkańcy kurortu mają tego powoli dość. Fot. Kamil Gozdan / Agancja Gazeta

Co weekend Sopot odwiedza kilkanaście tysięcy turystów z całej Polski i zagranicy. Do jedynego najbardziej znanego w Polsce nadmorskiego kurortu większość wpada jednak nie po to, by w ciszy zażyć jodu, a szaleć od południa do białego rana. Co z każdym rokiem do szaleństwa doprowadza sopocian. Dotąd apeli o przepędzenie balangowiczów nikt nie brał na poważnie, ale zbliżające wybory samorządowe mogą to zmienić. I być może już w tegorocznego Sylwestra głodni szalonej zabawy nie będą tu mile widziani.

REKLAMA
- Nasze miasto zmieniło się w imprezownię - oburza się kandydująca na prezydenta Sopotu Małgorzata Tarasiewicz, która do wyborów idzie między innymi z postulatem ukrócenia imprezowego el Dorado na ulicach Sopotu. - Chciałabym, aby Sopot wrócił do swojej pierwotnej funkcji kurortu. Dziś wielu mieszkańców jest niezadowolonych (...). Nasz komitet chce przywrócić to piękne uzdrowisko mieszkańcom - zdradziła Tarasiewicz dziennikarzom.
Bo sopocianie marzą o spokoju...
Sopot jako cichy kurort, Sopot bez imprez? Brzmi jak wiele kontrowersyjnych pomysłów, którymi zabłysnąć próbują anonimowi dotąd politycy. Wbrew pozorom i ku zaskoczeniu miłośników imprez na Monciaku, ten plan może wkrótce się ziścić. Po raz pierwszy od lat, ktoś oferuje bowiem sopocianom to, czego wielu z nich oczekuje.
Aż jedna czwarta mieszkańców to osoby powyżej 60. roku życia. Pozostali to rzesza 40-latków, którzy dorobili się na mieszkanie w kurorcie na początku lat 90-tych. Na meldunek w Sopocie młodych stać niewielu, bo metr mieszkania kosztuje tu krocie - średnia cena to 9,4 tys. złotych.
logo
W Sopocie kluby pękają w szwach nie tylko w sezonie i w weekendy. Na zdjęciu zabawa w klubie SPATiF. Fot. Damian Kramski / Agencja Gazeta

Większość mieszkańców nie otrzymuje tymczasem tego, czego najbardziej oczekuje. Miasto zamiast zamieniać się w oazę spokoju, sypia coraz krócej. Nie tylko Monciak, ale całe już centrum tętni życiem przez większość doby nie tylko w sezonie, ale i w środku zimy. - Najciszej jest między lutym a kwietniem. W weekendy po 19.00 i tak boję się wychodzić, bo tłum na ulicy ma już mocno w czubie i tak krąży od baru do baru - narzeka Ludmiła Kącka, która mieszka w jednej z bocznych ulic od legendarnego deptaka Bohaterów Monte Cassino.
Ludmiła Kącka, emerytka z Sopotu

W weekendy po 19 i tak boję się wychodzić, bo tłum na ulicy ma już mocno w czubie i tak krąży od baru do baru

Emerytka wspomina, że długo imprezowy zgiełk miasta jej nie przeszkadzał, ale naprawdę uciążliwy zaczął robić się dla jej rodziny, gdy latem 2012 roku w domu odchodził jej mąż. - Było mu duszno, chciał jeszcze poczuć zapach od morza, ale nawet o siódmej rano słychać było tylko wrzaski, przekleństwa i cały ten gwar, od którego boli głowa. Moja przyjaciółka mająca okna na sam Monciak dostała od dzieci w prezencie klimatyzację, by mogła spokojnie spać i rzadko otwierać okna - wyjaśnia moja rozmówczyni.
logo
Zabawa na Monciaku przybiera różną formę. Tu Bieg Nagiej Mili. Fot. Łukasz Głowala / Agencja Gazeta

Podobne narzekania słyszę od pana Romana, którego zagaduję przed jego domem kilka przecznic od Monciaka, gdzie też trudno zaznać spokoju. - Panie, przecież ci wszyscy pijani w sztok nie śpią koło klubu. Idą więc do tych wszystkich pensjonatów, hosteli ulicami i drą japę, kłócą się, czasem biją - wylicza winy imprezujących turystów. - Dziwię się, że premier nic z tym nie zrobił, przecież to u niego też musi być w domu słychać - dodaje. Bo nowy szef Rady Europejskiej mieszka zaledwie kilka posesji dalej.
Młodych mało, a też narzekają
- Nie wyobrażam sobie, by Sopot przestał być mekką dla imprezowiczów. To przecież siła tego miasta - stwierdza tymczasem Dominika Kreuz, reprezentująca młodą mniejszość obywateli Sopotu. Choć i ona wskazuje, że pewnie warto zadbać lepiej o równowagę praw, którymi cieszą się imprezowicze i tutejsi. - Czasem jest wręcz niebezpiecznie i coś wymyka się spod kontroli. Za dużo ostatnio afer w barach i klubach, a po tym "rajdzie" na molo z lipca potwierdziło się, że o bezpieczeństwo praktycznie nikt nie dba - ocenia.
Dominika Kreuz, 24-latka z Sopotu

Nie wyobrażam sobie, by Sopot przestał być mekką dla imprezowiczów. To przecież siła tego miasta...

I przyznaje, że to wszystko mogą być powody, dla których miasto się wyludnia. - Trudno w to uwierzyć, gdy widzisz tłumy na głównych ulicach i dramatyczne korki w centrum, ale tubylcy uciekają, bo za mieszkanie w centrum można kupić spokojny dom gdzieś na zielonych obrzeżach Trójmiasta - mówi Dominika.
logo
Większość imprezujących na ulicach Sopotu to goście z innych miast. Fot. Kamil Gozdan / Agencja Gazeta

Ze statystyk demograficznych Sopotu wynika, że miasto nie tylko się starzeje, ale od początku III RP uciekło z niego prawie 10 tys. osób. W ostatnich latach sopocian ubywało średnio pół tysiąca rocznie.
Z takim programem można zdobyć Sopot
Dla rządzącego Sopotem nieprzerwanie od 1998 roku prezydenta Jacka Karnowskiego zdawało się to jednak problemem drugorzędnym. Najważniejsze miejskie inwestycje zwracają się bowiem nie dzięki mieszkańcom, a setkom tysięcy tych, którzy wpadają tu na jednodniową imprezę, weekend i wakacje. - Budżet miasta jest najlepszym obrazem tego, jakie są priorytety władz - punktuje dziś więc Małgorzata Tarasiewicz, w marzeniach której Sopot to cichy kurort na poziomie, a nie wielka imprezownia dla gości z całej Polski.
I te marzenia mogą się spełnić, bo pozycja prezydenta Karnowskiego nie należy do najsilniejszych. Pierwszą turę poprzednich wyborów wygrał zaledwie o 0,11 proc., w drugiej na jego ówczesnego kontrkandydata zagłosowało zaledwie 2 proc. mniej sopocian.