Wydawcy płacą im grosze i odbierają prawa do zdjęć. Internauci kradną ich prace. Szefowie każą się zwalniać i zakładać własną działalność gospodarczą. Sytuacja polskich fotoreporterów jest fatalna, a pomysły na kolejne ustawy regulujące ich pracę zmierzają tylko ku gorszemu. Fotoreporterzy napisali list do władz: "przestanie istnieć ten zawód. Taki jest państwa cel?".
- Gdy zwalniano fotoreporterów z "Rzeczpospolitej" i z Agory (wydawca "Gazety Wyborczej") tłumaczyliśmy sobie, że to firmy prywatne i musimy respektować prawa runku. Ale kiedy okazało się, że Kancelaria Premiera wyrzuciła Grzegorza Rogińskiego, była to kropla, która przelała czarę goryczy. Nie można się zgadzać by prawodawca, nie respektował tworzonych przez siebie praw - mówi Ludmiła Mitręga, fotoreporter sportowy i prezes Stowarzyszenia Fotoreporterów. Organizacja, której przewodniczy wysłała do premiera, ministrów, posłów i senatorów list otwarty, w którym broni zwolnionego Grzegorza Rogińskiego oraz całego fotograficznego rynku.
W piśmie fotoreporterzy alarmują o obniżającej się jakości fotografii prasowej i złej sytuacji w zawodzie. "Od wielu lat tworzą Państwo prawo i akty wykonawcze, które prowadzą do spadku jakości fotografii prasowej i dokumentalnej. Najpierw wydawcy
przenieśli koszty utrzymania warsztatów pracy na fotografów, później przestali ponosić koszty transportu i serwisowania sprzętu, teraz szukają tańszego człowieka." - piszą.
Fotoreporterzy w liście zwracają uwagę, że pracują na podstawie przestarzałych przepisów - ustawa Prawo Prasowe została uchwalona w 1984 roku. "Definicja dziennikarza z tej ustawy ma się nijak do codziennej praktyki" - piszą. - W związku z tym dziś każdy może sobie wydrukować legitymację prasową. Powstają nawet strony www, które rejestrują się w sądzie niby jako wydawcy i handlują legitymacjami prasowymi. "Zapłać 100 zł, dostaniesz legitymację" - tłumaczy Ludmiła Mitręga.
Zdaniem Stowarzyszenia Fotoreporterów, w Polsce powstaje przez to kolejny problem: zdjęcia może dziś robić każdy, więc fotografie profesjonalistów są po prosu
niedoceniane. "Pracujemy w świecie permanentnego dumpingu i nie ma urzędu, który by nas chronił. Plagą są ogłoszenia wydawców typu: lubisz pisać lub fotografować, chcesz wejść na koncert lub mecz? Oferujemy akredytację w zamian za materiały dziennikarskie na naszą stronę" - piszą w liście.
Zwracają też uwagę na to, że codziennie naruszane są ich prawa autorskie. Fotoreporterzy przyznają w liście, że nie mają jak procesować się z piratami, bo "cena zdjęcia wynosi mniej niż stawka za godzinę pracy prawnika". "Panie Ministrze Kultury, kiedy będą przyjęte cenniki stawek minimalnych organizacji zbiorowego zarządzania prawami autorskimi reprezentujących fotografów i czy zostaną w nich uwzględnione koszty naszej pracy? Panie Ministrze Spraw Wewnętrznych, jakie podejmuje Pan
działanie, by policja miała większą wiedzę na temat praw autorskich?" - piszą fotoreporterzy.
- Mam wrażenie, że ministerstwa przytakują większości - mówi Ludmiła Mitręga. - Mamy nadzieję, że nasze pismo wywoła w środowisku merytoryczną dyskusję. Inaczej widzę przyszłość zawodu w czarnych barwach - dodaje.