Zamówiłam aborcję. Jak w internecie kwitnie handel wczesnoporonnymi lekami.
Zamówiłam aborcję. Jak w internecie kwitnie handel wczesnoporonnymi lekami. Fot. Shutterstock
Reklama.
Zainspirowana bezowocnymi dyskusjami polityków, lekarzy i celebrytów o tym, czy aborcję zalegalizować czy do ostatniej kropli krwi walczyć o to, by jednak była nielegalna, postanowiłam sprawdzić, jak kwestia dostępu do aborcji wygląda dziś w przypadku przeciętnej kobiety. Takiej, która znalazłszy się w tzw. kłopotach, ma jakieś 2-3 tygodnie na podjęcie decyzji i ewentualne działanie. Bo na zażycie wczesnoporonnego zestawu jest czas tylko do 9 tygodnia ciąży. Krótko – zważywszy na to, że stan błogosławiony można potwierdzić u lekarza najwcześniej gdzieś około 4-6 tygodnia ciąży.
Od czego zacząć?
Próbuję wczuć się w sytuację młodej kobiety w ciąży, która chce wykonać u siebie zabieg aborcji. Od czego zacząć? Przecież w szkole nie uczą nazw środków, które "ratują" w takich sytuacjach. Pierwsza myśl to poszukać w sieci. No tak! To jasne jak słońce. Odpalam Google i wpisuję w wyszukiwarkę na chybił trafił "środki wczesnoporonne". Po chwili wiem już dokładnie czego szukam.
Najskuteczniejsza – wedle dzisiejszej medycyny – metoda farmakologicznego przerwania ciąży to kombinacja tabletek M*** i M*** – zażyta w proporcji 1+6. Całość prowokuje samoistne i spontaniczne wydalenie płodu z macicy. Metoda jest skuteczna w 98 proc., a oba specyfiki są na liście podstawowych leków Światowej Organizacji Zdrowia. Zdaniem lekarzy to jedna z najbezpieczniejszych dla kobiety metod przerywania ciąży.
Dr Grzegorz Południewski, ginekolog

Jeśli kobieta ma  środki z wiarygodnego źródła, nie powinny u niej wystąpić komplikacje. W żadnym wypadku na czas aborcji nie powinna jednak zostawać sama. Jeśli nie lekarz, powinien być przy niej ktoś bliski.

Jak zaznacza specjalista, każda kobieta kilkanaście godzin lub - najdalej kilka dni - po zabiegu powinna jednak udać się na kontrolę do lekarza, który wykona jej badanie USG i stwierdzi czy aborcja faktycznie się powiodła. Tego jednak ogromny odsetek Polek nie robi z obawy przed konsekwencjami, jakie musiałyby ewentualnie ponieść za próbę lub dokonanie aborcji.
Ogłoszenia o sprzedaży zestawów zawierających środki wczesnoporonne znajduję na kilku portalach. Jest też nawet platforma stworzona wyłącznie z myślą o handlu tego rodzaju specyfikami. Swoją drogą - jak to możliwe, że coś takiego funkcjonuje w kraju, w którym i handel lekami i aborcję uznaje się za nielegalne?
Na forach szukam informacji o tym, gdzie najbezpieczniej jest zrobić "zakupy". Dowiaduję się, że wśród wielu "prywatnych" ogłoszeń całkiem spory odsetek to fejki, w których zamiast właściwych leków klientom sprzedaje się najróżniejsze rodzaje proszków (np. na ból głowy). Można trafić też na specyfiki wyjątkowo niebezpieczne dla zdrowia, dlatego ich kupno w internecie z niewiadomego źródła niesie za sobą ryzyko powikłań. Jednym z najbardziej znanych miejsc sprzedaży jest organizacja Women On Web, przedstawiająca się jako cyfrowa wspólnota kobiet, które miały aborcję oraz osób i organizacji, które prawa aborcyjne popierają. Ale nawet tutaj trzeba uważać.
Women On Web
WOW nie wygląda jak sklep z medykamentami. Ich strona internetowa jest solidnie przygotowana pod względem merytorycznym i dostępna chyba w każdym języku świata. Są tam wszystkie niezbędne informacje o tym, jak przebiega aborcja, co należy zrobić przed, w trakcie i po zabiegu. Są też wypowiedzi kobiet, które farmakologicznie przerwały ciążę, jest możliwość czatu z psychologiem. To dla tych, które mają wątpliwości. Te, które ich nie mają, od razu przechodzą do wypełnienia krótkiej ankiety.
Odpowiadam na pytania – który to tydzień ciąży, czy robiłam USG, dlaczego chcę usunąć i czy ktoś mnie do tego zmusza. Dziękuję za proponowany mi po raz drugi czat z psychologiem. Żeby dostać paczkę, muszę jeszcze tylko wpłacić 90 euro. Po wykonaniu przelewu dostaję od WOW maila z dalszymi instrukcjami. Po niespełna 24 godzinach dostaję mailową informację o tym, że przesyłka została wysłana.
Przesyłka z Mumbaju
Paczka nadana w Indiach, w Mumbaju dociera do mnie po sześciu dniach. Dane nadawcy napisane są tak niewyraźnie, że jestem w stanie odszyfrować tylko znajdujący się przed nimi tytuł naukowy – dr med. W środku znajduję obiecany zestaw. Wszystkie w oryginalnych blaszkach.

Wniosek: Laptop z dostępem do Wi-Fi wystarczy, żeby w kraju uznającym aborcję za nielegalną w ciągu niespełna tygodnia zorganizować sobie sprawnie i względnie dyskretnie farmakologiczne środki potrzebne do usunięcia ciąży.

Telefony zaczynają dzwonić
Jest jeszcze jedna rzecz, którą chcę sprawdzić. Co się stanie, jeśli wystawię "mój zestaw" teoretycznie na sprzedaż na którymś z rodzimych portali ogłoszeniowych? Aresztują mnie? Zlinczują?
Staram się pisać prosto. „Mam do sprzedania zestaw Women On Web. Oryginalny. Wszystkie tabletki są w opakowaniach. W skład zestawu wchodzi (...). Szczegóły w instrukcji”. Ustalam cenę zestawu na 350 zł. Wysyłam do trzech portali ogłoszeniowych. Gumtree odpisuje, że treść mojego postu narusza ich regulamin. To pierwsza i jedyna sytuacja, w której w trakcie całej sprawy spotykam się z jakąś negatywną reakcją. Ogłoszenia24 akceptują anons bez zastrzeżeń. Bez problemów też udaje mi się zamieścić wpis na jednym z popularnych forów internetowych.
W ciągu kilkunastu dni telefon dzwoni codziennie po kilkanaście, a czasem i kilkadziesiąt razy. W tygodniu i w weekendy. Moje ogłoszenie ma w sumie ponad dwa i pół tysiąca odsłon.
Szczególnie jedna rozmowa zapada mi w pamięć. – Dzień dobry – odzywa się pewnym głosem kobieta. W tle słyszę krzyki i płacz młodej dziewczyny.

Fragment rozmowy z "klientką"

– Czy te tabletki są z pewnego źródła?

– Czy one są skuteczne?

– A sprzeda mi je pani za stówę?

– Bo wie pani. To dla córki. To dobra dziewczyna, ale młoda. I na bękarta w domu nas nie stać. A poza tym jak to tak w szanującej się rodzinie?