Czy pojedynki o honor odbywają się dziś tylko na potańcówkach w remizach? Czy prawdziwy mężczyzna goli się jednorazówką? I czy prawdziwy dżentelmen przepuści w drzwiach równie prawdziwą feministkę? Dzisiejsi mężczyźni nie znają odpowiedzi na wiele podobnych pytań, bo nie obowiązują dziś właściwie żadne kodeksy honorowe. Zna je za to Łukasz Kielban, który od 3,5 roku prowadzi bloga "Czas Gentlemanów".
Czy Polska w listopadzie 2014 roku to kraj dżentelmenów?
Łukasz Kielban: Na pewno jest to kraj, w którym wielu mężczyzn tęskni za poczuciem związku z klasycznym ideałem męskości. Mam wrażenie, że coraz większa grupa nie chce już być wiecznie młodymi, niesfornymi chłopcami, tylko pragnie podkreślać swoją męskość odwołując się do klasycznych wzorców. Ale oczywiście nie jest tak, że wszyscy chcą tacy być.
A czy w dzisiejszych czasach opłaca się być dżentelmenem? Mamy wyścig szczurów, w którym bardzo często płeć się nie liczy, a jeżeli już, bywa wykorzystywana instrumentalnie.
Moim zdaniem zawsze opłaca się być dżentelmenem. Coraz więcej osób przykłada wagę do jakości, ponad ilość i szybkość. To się objawia na różnych płaszczyznach relacji między ludźmi, również w kontekście pracy. Dziś szef może oczekiwać od pracownika już nie tylko skuteczności, ale i pewnej ogłady i umiejętności poradzenia sobie w różnych sytuacjach. Chociaż wolałbym nie mówić o „opłacalności”. Dla mnie najważniejsze jest to ile zyskujemy we własnych oczach doskonaląc siebie samych.
Skąd Pomysł na bloga "Czas Gentlemanów"? Rozejrzał się pan i stwierdził, że trzeba nas trochę podszkolić?
Zaczęło się trochę inaczej. Jestem z wykształcenia historykiem i jeszcze niedawno pracowałem nad doktoratem na temat międzywojennych oficerów w Polsce. Te badania pochłonęły mnie bez reszty. To, że ludzie decydowali się kiedyś na wystawienie swoje życia na ryzyko w pojedynkach, czasami za błahe sprawy, było fascynujące. Ich dobre wychowanie, obyczaje z tamtego okresu, konwenanse przy potańcówkach, przy herbatkach, całowanie w dłoń, kłanianie się itp. zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Świat naukowy ma jednak to do siebie, że nawet jak dokonujemy jakichś ciekawych odkryć, prowadzimy ciekawe badania, to te publikacje trafiają do bardzo ograniczonego grona osób.
A Pan chciał, by to trafiło do ludzi.
Tak, bo wydawało mi się że to, na co trafiam, w kontekście honoru, Kodeksu Boziewicza, pojedynków, savoir-vivre’u, jest niezwykle ciekawe a jednocześnie egzotyczne dla nas dzisiaj. Chciałem też nadać większy sens swojej pracy. Wyniki moich badań były bazą, która dała mi tematy na pierwszy rok prowadzenia bloga. Dopiero z czasem, zachęcany przez czytelników, zacząłem podejmować bardziej współczesne tematy, stopniowo samemu przechodząc sporą przemianę.
Blog się zmienił. Po opisaniu przeszłości, wziął się Pan za nas - współczesnych facetów i może przede wszystkim, za nasze braki.
Faktycznie przez te 3,5 roku prowadzenia bloga, przeszedł on wyraźną ewolucję. Dość szybko sami czytelnicy zaczęli się do mnie odzywać pytaniami. Niespodziewanie stałem się ekspertem od bycia dżentelmenem. Mimo że to, co przedstawiałem było opisywane w konwencji ciekawostek historycznych i nigdy nie twierdziłem, że są to wzorce które należy bezkrytycznie przenosić do dzisiejszych czasów, zaczęły pojawiać się prośby o rady. Na przykład jak się zachować na studniówce, jak zaimponować przyjaciółce.
Czuł się Pan ekspertem?
Nie i miałem wątpliwości czy odpisywać. W końcu uznałem, że mogę się podzielić chociaż tym co wiem z własnego doświadczenia i odważyłem się odpowiedzieć na kilka pytań w formie wpisu. Okazało się, że jest bardzo duże zapotrzebowanie na tego typu informacje i porady. Przy okazji okazało się, że chyba potrafię na ten temat pisać.
Oprócz porad, na blogu zamieszczam między innymi swoje eksperymenty, które są dla mnie swoistymi podróżami w czasie. Mam na myśli próbę golenia brzytwą, maszynką na żyletki, zapuszczanie wąsów i brody, czy nawet szycie garnituru u krawca.
Po co sięgać po te relikty?
Ponieważ, jak się okazuje, niektóre z nich są warte "odgrzania". Golenie maszynkami na żyletki to jeden z moich koników i jedna z najlepszych rzeczy, jaka mi się przytrafiła. Udało mi się zarazić wiele osób poszukiwaniem tego, co nie jest ulotne, jednorazowe i komercyjne. To, co mamy dziś na rynku jest plastikowe, do wyrzucenia zaraz po jednokrotnym użyciu. Natomiast jak się troszeczkę nad tym zastanowimy, wychodzi na jaw, że można pewne rzeczy zrobić inaczej, lepiej i mieć z tego większą przyjemność. Możemy czynić sobie rytuały z używania pewnych przedmiotów i dbania o nie.
To blog dla osób, które chcą nabrać klasy?
Jest przynajmniej dla tych, którzy chcą zmienić coś w swoim życiu na lepsze. Bycie dżentelmenem działa na pewno w relacjach damsko męskich, ale i męsko - męskich. Bo mężczyźni nie zawsze chcą być troglodytami, którzy żłopią piwo i oglądają mecz, prawiąc sobie sprośne dowcipy na temat kobiet.
Czyli patrząc na to przez pryzmat "opłacalności", warto.
Nie chciałbym, abyśmy rozpatrywali bycie dżentelmenem pod kątem tego, co możemy na tym zyskać. Wtedy moglibyśmy uznać, że jest to jakieś przebranie. A tak naprawdę najwięcej zyskujemy dzięki temu, że żyjemy zgodnie z pewnymi zasadami, mamy pewien kręgosłup moralny i nie jesteśmy jak chorągiewka na wietrze.
Domyślam się, że bycie dżentelmenem dziś nie oznacza trywialnego otwierania drzwi kobietom?
Wiele osób myli bycie dżentelmenem z byciem pantoflarzem lub ze strojeniem się w garnitury. To są aspekty które się pojawiają, ale nie dotykają meritum. Takie spojrzenie zubaża ideał. Dżentelmen powinien zważać na to, co ludzie o nim myślą. Mam na myśli choćby dotrzymywanie obietnic. Ale warunek jest taki, że działamy w pełni, a nie w granicach tego, by inni dostrzegli nasze "chęci".
Jak być dżentelmenem w pracy? I jak zachowywać się wobec kobiet, biorąc pod uwagę korporacyjne zasady?
To z pewnością problematyczna dziś sprawa. Trzeba być odpowiednio nastawionym do kobiet, z którym się pracuje i to wcale nie w takim szarmanctwie rodem z dwudziestolecia międzywojennego. Dzisiaj mamy równouprawnienie. Nie należy podkreślać różnic płciowych, gdyż w naszej kulturze o kobietach mówiło się „płeć słabsza”. Musimy się nauczyć rozpoznawać sytuacje, w których typowo dżentelmeńska pomoc jest na miejscu, a w których lepszym rozwiązaniem będzie potraktowanie drugiej osoby jak równej sobie.
Poza tym jest mnóstwo momentów w pracy, kiedy moglibyśmy mniej uprzykrzać życie naszym współpracownikom, podwładnym lub klientom. Kult skuteczności i zysku „po trupach” jest moim zdaniem ślepą uliczką.
Jaki kodeks przyświeca dziś polskim mężczyznom? Ten, który wpoi w nas ojciec (lub nie), czy na przykład ten, którego nauczy nas żona. Skąd bierzemy zasady?
Problem polega na tym, że w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy rzeczywiście istniały te kodeksy, były one wypracowane przez konkretną grupę społeczną, przez elitę. Zasady powstawały z pokolenia na pokolenie i tak były przekazywane. Nasi przodkowie mieli o tyle łatwiej, że mogli wzajemnie się kontrolować, bo można było wykluczyć kogoś z rodu, z elity. Osoba, która nie trzymała się zasad, mogła nie dostać się do pracy czy na studia, a dziś tego kompletnie nie ma. Panuje samowolka. Gdybyśmy mówili o jakichś zasadach, to ktokolwiek tylko będzie chciał, może je złamać i nic mu za to nie zrobimy.
Dlaczego tak jest? Dlaczego na to pozwalamy?
Bo nie łączy nas nic takiego, co by sprawiło że groźba wykluczenia towarzyskiego mogłaby być faktycznie czymś dotkliwym. Między innymi dlatego potrzebne są takie miejsca jak "Czas Gentlemanów", abyśmy wiedzieli jak kierować swoim życiem. Zaczynamy od tworzenia swoistego kodeksu we własnej głowie. Generalnie jednak nie istnieje instytucja która oceniałaby to, jak się zachować.
Ale istnieje instytucja, która mówi nam jak mamy żyć i podaje na tacy konkretne wzorce. Mam na myśli Kościół. Czy w jakimś sensie Kościół nie mówi nam, jak być dżentelmenem?
Myślę, że nie do końca. Mówi o tym, aby żyć w zgodzie ze sobą i rzeczywiście z nauki Kościoła można zaczerpnąć dużo filozoficznej wiedzy. Ale nie wszystkie będą dokładnymi i szczegółowymi instrukcjami, jakich potrzebujemy. Dziś mężczyzna zastanawia się, czy powinien całować dłoń kobiety, czy otwierać im drzwi, jak zachować się w stosunku do profesora na egzaminie, jak, jako pracodawca, w elegancki sposób powinien się zachować w stosunku do swoich pracowników itd. Do pewnego stopnia możemy je wciągnąć choćby z przykazań, ale jednak nie będzie to łatwe ani oczywiste. Tu mimo wszystko przydają się choćby inspiracje do tego, jak postępowano kiedyś, abyśmy mogli ocenić, czy warto postępować podobnie również dziś.
Czy w polskich mediach są wzorce dżentelmenów? Wśród prowadzących programy, osoby ze świata kultury, polityki?
Prawdziwego dżentelmena poznajemy dopiero w relacji twarzą w twarz. Dopiero kiedy zachodzi między nami jakaś interakcja jesteśmy w stanie rzeczywiście ocenić, czy ta osoba jest dżentelmenem, czy raczej kreuje się na takiego tylko przed kamerami.
Trudno byłoby mi wymienić celebrytów, aktorów czy piosenkarzy, którzy byliby wzorcem do naśladowania. Byłoby to ryzykowne i niepotrzebne, bo lepiej czerpać z wielu źródeł, niż ślepo zapatrzeć się w jedno miejsce, jednego człowieka.
A czy jest ktoś, kto uchodzi za dżentelmena? Ja coś z bycia dżentelmenem dostrzegam u Marcina Prokopa.
Gdybym wskazał osobę, która uchodzi za wzór, za chwilę ktoś by coś na nią znalazł. Jak ktoś się dobrze ubiera, to już nie musimy interesować się tym, jak ten ktoś zachowuje się przy stole, bo możemy czerpać z niego wzorce odnośnie ubioru, a zachowanie przy stole od kogoś innego. Ja wyznaję zasadę czerpania po trochu od różnych wzorów, bo wtedy najtrudniej się zawieść na danej osobie.
A jak jest relacja między kategorią gender czy feminizmem, a byciem dżentelmenem?
Feminizm utrudnia mężczyznom bycie dżentelmenami w starym stylu, bo relacje damsko męskie stały się trudniejsze do przewidzenia. Należałoby je w zasadzie określić na nowo. Uważam, że nie możemy na siłę zmuszać kogoś, aby był ofiarą naszych szarmanckich gestów. Jeśli dana kobieta nie lubi całowania w dłoń, przepuszczania w drzwiach i specjalnego traktowania jako płeć słabszą, to musimy jej pozwolić, aby była przez nas traktowana na równi. Nie możemy też czuć się obrażeni faktem, że nie możemy wykazać się dżentelmeńskimi zwyczajami. Prosta empatia może tutaj bardzo pomóc.
W kwestii gender?
Dyskusja w Polsce na ten temat jest bardzo pokraczna. Próbuje się wmówić, że to ideologia, a to tylko kategoria badawcza określająca płeć biologiczną wraz z jej kulturową naleciałością. Podobną kategorią jest wiek, zawód lub klasa społeczna. Istotne jest to, że dzięki kategorii gender w ogóle zastanawiamy się nad kulturową sytuacją mężczyzn. Dla mnie to był przyczynek do zainteresowania się międzywojennymi oficerami, jako ówczesnymi ideałami mężczyzn.
To, że my chcemy być dżentelmenami nie oznacza, że my jako jedyni na świecie jesteśmy mężczyznami, a cała reszta to nie mężczyźni. Wzorców męskości jest wiele i trzeba umieć to uszanować. Pewnie dla większości czytelników "Czas Gentlemanów" „prawdziwy mężczyzna” to właśnie dżentelmen, ale dla innych osób byłby to ktoś zupełnie inny. Ja przyjmuję to jako naturalne, kieruję swoje teksty do osób o podobnych poglądach do moich i liczę się z zupełnym ich odrzuceniem przez inne środowiska.
Czy dziś mężczyźni się pojedynkują?
Nie. To dlatego, że nasze społeczeństwo tak bardzo się zrównało, że nie ma dziś elity, która mogłaby dzięki pojedynkom bronić swojego statusu. Wszyscy jesteśmy praktycznie równi. Niezależnie skąd pochodzimy, moglibyśmy trafić na salony, choćby dzięki pieniądzom. A kiedyś nie byłoby to takie łatwe, gdyż istniała silna kontrola towarzyska. Dziś tej kontroli nie ma. Jeśli poszedłbym na przyjęcie i ktoś nie uścisnąłby mi dłoni, co kiedyś było powodem do rozpoczęcia postępowania honorowego, i wysłałbym do niego sekundantów, to on by mnie wyśmiał. Dzisiaj nikt przy zdrowych zmysłach nie pojedynkowałby się o honor.
Trzy cechy, które świadczą o tym, że nie jesteśmy dżentelmenami to?
Brak zainteresowania co inni myślą o nas samych.
Brak zainteresowania czy inni czują się dobrze w naszym towarzystwie.
Szukanie w relacjach międzyludzkich korzyści dla siebie.
Natomiast jeśli ktoś chciałby coś w sobie zmienić, powinien zacząć od wypracowania w sobie empatii. Potem zainteresowanie dobrym wychowaniem, elegancją, charakterem przychodzi już samo.