Nie, nie spokojnie. Nie świadczy to o nas wbrew pozorom źle. Powiedziałbym nawet, że wręcz przeciwnie. “Za jakie grzechy, Panie Boże” Philippe’a de Chauverona owszem wyśmiewa, ale… rasizm i uprzedzenia. A tych w USA i Anglii nie brakuje. Tak jak zresztą w Polsce. Skąd jednak różnica w podejściu?
“Rasizm potrafi bawić? Za jakie grzechy Panie Boże”. Tak brzmiał tytuł mojej recenzji franuskiego fimu komediowego, który podbija europejskie kina. W sumie “Za jakie grzechy, Panie Boże” obejrzało na starym kontynencie około trzynaście milionów ludzi. Dlaczego? Bo, jak już pisałem, obraz Philippe’a de Chauverona to “remedium na nasze uprzedzenia i spięcia we współczesnym świecie. To filmowa aspiryna na ból, jakim jest wciąż panoszący się w krajach tej części świata, rasizm.”
Polakom się obraz spodobał, mój tekst zachęcił grono znajomych do wybrania się do kina i każdy potwierdził, że to jeden z najlepszych filmów komediowych, jakie ostatnio widział. Niestety, nie wszystkich bawi poczucie humoru Francuzów.
USA i Anglia mówią filmowi - NIE
Dystrybutorzy w obu krajach odmówili zakupu praw do filmu, twierdząc, iż jest on zbyt niepoprawny politycznie, być może nawet rasistowski, a brytyjscy i amerykańscy widzowie w dzisiejszych czasach nie pozwoliliby sobie na śmianie się z Żydów, Arabów czy czarnoskórych. Jest tylko jedno ale - film faktycznie uderza w Żydów czy czarnoskórych, ale tych, którzy sami są rasistami! To obraz, który otwiera nam oczy i mówi - każdy może nim być, bez względu na to skąd pochodzi i jakiego jest koloru skóry.
Niestety, większość angielskojęzycznych recenzji zarzuca filmowi utrwalanie rasistowskich stereotypów, co jest absolutną bzdurą. Stereotypy budują ten film, ale są, powtórzę to raz jeszcze, wy-śmie-wa-ne!
Zdaniem reżysera „Za jakie grzechy, dobry Boże?” dzieło “przekłuwa balon uprzedzeń pompowany przez coraz popularniejszy we Francji anty-imigrancki Front Narodowy i podkreśla, iż mimo że Francuzi bywają czasem rasistami, to zdrowy rozsądek wygra i w ostatecznym rozrachunku wszyscy – bez względu na kolor skóry czy wyznanie – będą potrafili żyć obok siebie w harmonii.”
Jedna rzecz mnie w całej sytuacji cieszy. Nasz kraj, mimo że wciąż pełen jest ludzi uprzedzonych czy nieakceptujących odrębności, ten mądry film przyjął z otwartymi ramionami. I potrafi się przy nim dobrze bawić (długo nie byłem na seansie, podczas którego cała sala kinowa się śmieje), choć wyśmiewa w dużej mierze nas samych. Bo jeżeli potrafimy dostrzec w sobie złe cechy, łatwiej będzie się z nimi rozprawić. Czego życzę Amerykanom i Anglikom.
Chcesz więcej? Zapraszamy do działu Styl. Polub nas także na facebooku!