– W społeczeństwie panuje populistyczne napięcie – ludzie interesują się tylko tym, by politycy jak najmniej zarabiali. Jeżeli miałbym coś doradzać, to wspaniałomyślność – państwo powinno się zgodzić na to, że pewnym osobom okazuje zaufanie, daje pewien ryczałt i margines swobody – mówi w "Bez autoryzacji" prof. Jan Hartman.
Wyjazdy prywatnym samochodem za pieniądze z Sejmu kompromitują marszałka Sikorskiego? Przyłączy się pan do głosów oburzonych?
Ta sprawa nie jest jeszcze wyjaśniona, dlatego ostrożnie z wyrokami. Generalnie ja chciałbym żyć w takim świecie, gdzie jest pewna kategoria osób - polityków, funkcjonariuszy państwowych czy profesorów - którzy cieszą się pewną swobodą wydawania umiarkowanych kwot na swoją działalność zawodową, z pewnym marginesem także na działalność prywatną. Wyobrażam sobie, że można zaufać takim osobom - że one nie będą nadużywać przywilejów. Słowem - chciałbym, by istniał “świat ryczałtowy”. Niestety, opinia publiczna jest bardzo egalitarna i oczekuje, że wszyscy będą restrykcyjnie kontrolowani, sfera prywatna będzie oddzielana od publicznej, a system finansowania działalności będzie niesłychanie szczelny.
Bo są nadużycia i afery. Takie jak z Hofmanem czy Sikorskim.
Nie pochwalam pazerności, drobnych oszustw. Kto się tego podejmuje, kto wyciąga pieniądze korzystając z różnych luk, ten po prostu wykazuje się głupotą. Natomiast widzę tutaj starcie dwóch wartości. Z jednej strony potrzeba komfortu, zaufania i czasem uprzywilejowania, a z drugiej równości, kontroli i ścisłości.
Widzę też czasem niezgodę na taki świat, w którym bardzo wysoki urzędnik, zarabia stosunkowo mało i nie może sobie pozwolić na swobodę w dysponowaniu pieniędzmi. Ja tę niezgodę trochę rozumiem. W szczególności marszałek Sikorski jest sfrustrowanym człowiekiem, bo zarabia niewiele w porównaniu z wieloma innymi urzędnikami. W społeczeństwie panuje populistyczne napięcie - ludzie interesują się tylko tym, by politycy jak najmniej zarabiali. Jeżeli miałbym coś doradzać, to wspaniałomyślność - państwo powinno się zgodzić na to, że pewnym osobom okazuje zaufanie, daje pewien ryczałt i margines swobody. Kontrola musi mieć granice. Lepiej żebyśmy przymykali oko na paru cwaniaków niż totalizowali kontrolę w przestrzeni całego państwa.
Czyli widzi pan przesadny populizm w trwającej właśnie dyskusji? Obawia się pan, że dojdzie do sytuacji, w której będziemy mówić: “poseł wziął taksówkę, a mógł pojechać komunikacją miejską”?
Może tak być. Wtedy będziemy musieli sobie odpowiedzieć na pytanie: ile ci ludzie mają zarabiać? Nie możemy traktować polityków jak wyrwigroszy, bo to prowadzi do absurdu. Mi jest wstyd, że polski rząd nie ma samolotu, że polski minister zarabia 12-14 tys. zł. To są śmieszne pieniądze w zestawieniu z jego rangą i zarobkami w biznesie. Chciałbym byśmy zebrali się na odwagę i powiedzieli “nie” populistom. Przecież nikt już się nie dziwi, że prezydent przejeżdża przez miasto na sygnale kawalkadą samochodów. Tak powinno być też z pieniędzmi. Oczywiście złodziejstwo jest, ale to kwestia jakości ludzi, których wybieramy.
Drugi gorący temat ostatnich dni - lewica. Co dalej? Czy lewicowcy są w stanie wystawić wspólnego kandydata w przyszłorocznych wyborach prezydenckich?
Jestem niesamowicie sfrustrowany, bo mamy dobrego kandydata, czyli Barbarę Nowacką, ale trzeba wielkoduszności Millera i innych polityków, by to przyznać. Gdyby cała lewica wystawiła Nowacką, z pewnością wyszłaby z wyborów wzmocniona. Ona się na razie trzyma Twojego Ruchu, bo to daje jej wstęp do telewizji, ale z pewnością byłaby gotowa na start. Zaproponowanie kandydatury Kalisza to przejaw bezradności Sojuszu. Szkoda, bo to ostatnia chwila, by wykorzystać wybory jako szansę promocyjną.
A co poza wyborami? Czy przyszłość lewicy jest poza SLD?
Zdecydowanie. SLD musi się wypalić. Partia ma elektorat, który się systematycznie zmniejsza. SLD nie będzie nowoczesną partią przyszłości. To jest ugrupowanie określonego elektoratu i nie jest w stanie przyciągnąć nowych ludzi, m.in. młodych. Przyszłość lewicy to ruchy miejskie, fundacje i organizacje. To od ich dojrzałości, ambicji i zdolności porozumiewania się zależy, czy powstanie lewicowa sieć wyborcza. Mi się marzy takie porozumienie - z jakimś liderem i nazwą – od Zielonych do związków zawodowych.