
Reklama.
18 grudnia 1921 roku - tę datę powinien znać każdy miłośnik futbolu. Bo wtedy właśnie, zaledwie trzy lata po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, narodowa reprezentacja stoczyła pierwszy bój. Na boisku oczywiście, choć nie umilkły jeszcze echa po walce o kształt granic odrodzonego państwa. A Polski Związek Piłki Nożnej zawiązano ledwie dwa lata wcześniej...
Jako że "Polak i Węgier - dwa bratanki", nasi futboliści przyjęli zaproszenie od bratniego narodu i wyjechali do Budapesztu. Na miejscowym stadionie, przy widowni liczącej ok. 8 tys. widzów (według "PS" aż 10 tys.), rozegrali pierwszy oficjalny mecz piłki nożnej - w barwach narodowych.
Nasi wybiegli na murawę w ofensywnym ustawieniu 1-2-3-5 (pięciu napastników), podobnie zresztą jak ich przeciwnicy. Witani oklaskami Polacy zaczęli w składzie: Jan Loth II – Ludwik Gintel, Artur Marczewski – Zdzisław Styczeń, Stanisław Cikowski, Tadeusz Synowiec (kapitan) – Stanisław Mielech, Wacław Kuchar, Marian Einbacher, Leon Sperling – Józef Kałuża. Szkoleniowcem był... Węgier - Imre Pozsonyi, który na co dzień prowadził Cracovię (w 1921 roku zdobyła tytuł mistrza Polski).
Za najbardziej znanego polskiego piłkarza uchodził Wacław Kuchar, uczestnik obrony Lwowa w latach 1918-1919, żołnierz Wojska Polskiego, wszechstronnie uzdolniony sportowiec. Jako pierwszy zdobył tytuł na "sportowca roku" w plebiscycie organizowanym przez "PS".
Większość wymienionych graczy polskiej kadry - siedmiu - było zawodnikami Cracovii, trzech Polonii Warszawa, dwóch Pogoni Lwów i jeden - poznańskiej Warty. To nie pomyłka, do stolicy Węgier pojechało zaledwie 13 piłkarzy. A jechali pociągiem, bez wygód przez... półtorej doby.
Pierwszy gwizdek sędziego Emila Grätza z Czechosłowacji rozległ się o godzinie 14 czasu miejscowego. Murawa była mokra i grzęska, w trakcie spotkania padał śnieg. Pomimo złych warunków grę od razu zdominowali faworyci. Polacy nie zamierzali jednak tak łatwo odpuszczać, pomimo nerwowości, która wkradła się w ich szeregi. – Za to wszyscy grali z szaloną ambicją i ofiarnością, którą zgodnie chwalą dzienniki węgierskie, przeciwstawiając się obojętności i zblazowaniu węgierskich graczy – napisał "PS" z 24 grudnia 1921 roku.
Ostatecznie piłka załopotała w polskiej siatce jedynie raz - gola dla Węgrów zdobył w 18 minucie Jenö Szabo. – W 18 min. Wiener II. centruje; robi się tłok pod bramką polską, z którego korzysta Szabo, strzelając po wyminięciu Marczewskiego z bliskiej odległości pierwszą i jedyną bramkę dla Węgrów. Loth, który w tym momencie biegł w przeciwny róg, zdołał jeszcze załapać piłkę ręką, lecz strzał był za silny – relacjonował "PS".
Madziarzy mieli wiele więcej sytuacji bramkowych, nie wykorzystali nawet rzutu karnego. Bardzo dobrze bronił polski bramkarz, którego absolutnie nie można było obwiniać za utratę jedynej bramki. Zresztą taki wynik przed meczem Polacy braliby w ciemno.
Nasza reprezentacja uległa potentatom minimalnie - to było spore zaskoczenie, zważywszy na fakt, że Węgrzy zadebiutowali na piłkarskich boiskach już w 1905 roku, a więc szesnaście lat przed Polakami. Mieli za sobą sporo zwycięskich meczów z mocnymi przeciwnikami. Przed meczem z Polską w pokonanym polu zostawili m.in. Niemcy (zwycięstwo Węgier 3:0) i Szwecję (4:2). Tymczasem nasi wygrali wcześniej z takimi "potęgami" jak reprezentacje: Bielska, Krakowa i Lwowa.
Ale nie tylko umiejętności zaważyły na ostatecznym wyniku meczu. Przecież nasi piłkarze mieli za sobą trud 36-godzinnej jazdy pociągiem. Stąd też, według "PS", powinna płynąć nauka na przyszłość dla polskiego związku piłkarskiego. – Powinno to być dla P.Z.P.N. wskazówką na przyszłość, by przed ważnymi zawodami drużyna miała dzień wypoczynku po dłuższej podróży – czytamy w popularnej sportowej gazecie.
Na uwagę zasługuje też entuzjazm, z jakim na jej łamach przyjęto rezultat meczu. – A wynik ten jest naprawdę nadzwyczaj chlubny. Ponieśliśmy najmniejszą porażkę, jaką zna ten sport (...). Przez wynik ten doprowadziliśmy do tego, że od razu stajemy się państwem, z którem zagranica w sporcie piłki nożnej liczyć się musi – tłumaczono w "PS".
Kończąc tym optymistycznym akcentem, pozostaje nam patrzeć z nadzieją w przyszłość i liczyć na sukcesy polskiej reprezentacji, bijącej się o awans na Mistrzostwa Europy we Francji.