Ewa Farna nie da sobie w kaszę dmuchać. Kiedy coś jej nie pasuje, mówi o tym jasno i wie, jak postawić na swoim. Szczera jak mało kto i pełna dystansu opowiada nam o kontaktach z fanami, komponowaniu muzyki, współczesnym postrzeganiu kobiecego piękna i dorosłości.
W „Rutynie” śpiewasz: „Tutaj coś mi się nie zgadza, rzucacie słowem: "Kocham Cię!”, życie me znacie na pamięć i żyjecie go bardziej niż ja”. Jak jest z Twoim związkiem z fanami?
Są fani i pseudofani. Sądzę, że mam świetny związek z fanami. Mam nadzieję, że czują moją wdzięczność i że zdają sobie sprawę, że bez ich obecności i oddania po prostu nie miałoby to prawa funkcjonować. Staramy się co roku organizować Międzynarodowy Zlot Fanów (przyjeżdżają osoby z Czech, Słowacji, a nawet Litwy czy Rosji), gdzie przygotowujemy dla nich pewne atrakcje, szczególnie skupiając się na zaprezentowaniu takiego specjalnego, nieco intymnego muzykowania w podziękowaniu moim słuchaczom.
Ten tekst z “Rutyny” dotyczy jednak hejterow, którzy uważają się za fanów. Szukają bezustannie drobiazgów, do których można się przyczepić. Nigdy nie jest dobrze, głośno myślą, że wiedzą o mnie więcej, niż ja o sobie. Mają podejście bardzo roszczeniowe, ich opinie składają się przede wszystkim ze słów “powinnaś", a jak biorę udział w projektach mainstreamowych typu: reklama czy na przykład jurorowanie, to od razu pojawiają się teksty o sprzedaniu się, o zapomnieniu o muzyce, o celebrytkowaniu...
Mam dość takiego negatywnego podejścia, więc musiałam się z tego "wyśpiewać”. W "Rutynie" dokładnie ujęłam swoje myśli i jestem z tej piosenki bardzo dumna. Zawsze w jej wykonanie wkładam dużo emocji i jest to dla mnie swego rodzaju terapia.
Denerwuje Cię krytyka?
Krytyka jest bardzo dobra, przydatna, motywująca. Ta, która jest na miejscu, od ludzi, którzy się znają na rzeczy i których szanuję. Ta, której nie jest obojętny sposób, w jaki jest podawana oraz co ma na celu. Mam parę osób, których krytykę cenię i jest dla mnie elementem, nad którym mogę się zastanawiać przez parę następnych dni... Krytyka bezpodstawna, krytyka od kogoś, kto nie zna kontekstu, która ma na celu poniżyć albo po prostu negatywne komentarze w sieci na temat, na przykład, ubrania - tym nie zachwaszczam sobie głowy. Jest tyle ważniejszych rzeczy, nad którymi warto myśleć.
Powiedziałaś kiedyś: „Mam dosyć wielki tyłek, by wszystkich tam pomieścić”. Skąd w Tobie tyle dystansu?
Trzeba się śmiać z takich małych rzeczy - choć moja pupa do tych małych na pewno nie należy (śmiech). Jeżeli największym newsem dnia może być informacja, iż przytyłam czy mam sukienkę, która za bardzo podkreśla moje obfite kształty - gratuluję nam wszystkim problemów!
Lubię się śmiać, lubię kiedy jest wesoło, nie mam problemu zakpić sama z siebie. Dystans jest ważny. Poza tym, jeżeli ci, którzy chcą pisać źle, tak by uderzyć w czuły punkt, zauważą, że masz z tym problem - będą brnąć jeszcze bardziej. Ja oczywiście też mam swoje granice, jednak moje kształty są daleko przed nimi.
O figurze się mówiło, ale przecież ty nie musisz być modelką. Śpiewasz i to jest twój zawód.
Oczywiście, moim chlebodawcą jest mój głos, repertuar, nie ciało. Jednak praca osoby publicznej jest zależna również od sympatii słuchaczy, widzów, wyborców. To oni jednak sterują naszą karierą. To jest trochę niewdzięczna rola, bo trzeba trafić w gust. Nasza praca jest niewymierna - podobasię, nie podoba. To trudne, bo tak naprawdę można wszystko robić poprawnie, a nie ma “tego czegoś”, takiego tabasco, charyzmy - czegoś, co zadziała. Ja jednak sądzę, że nie warto być lizusem, chcieć się spodobać wszystkim, bo to i tak niemożliwe.
Lubię fajnie wyglądać jak każda kobieta, ale więcej czasu oferuję swemu zespołowi, z którym tworzymy muzykę, swej rodzinie, znajomym, chłopakowi. A czasami czytając artykuły, mam poczucie, że piszą o wielorybie, a ja jednak czuje się jak normalna dziewczyna. Może nie mam typowych rozmiarów showbiznesowych, ale naprawdę nie czuje się niezdrowa czy gruba.
Ale media kształtują niewłaściwy obraz kobiety - wychudzone są normalne, normalne nazywane plus-size. Nie denerwuje Cię to?
Trochę tak, bo chyba mało kto widział na żywo wychudzone modelki z TV albo z magazynu. To niezdrowe, a ja czasami boję się podać komuś rękę, że jej kości połamię. Oczywiście jak kto woli! Ja jednak uważam, że jest seksowne mieć trochę ciała, a facet by miał się do czego przytulić. Najwięcej seksapilu jednak zawierają w sobie oczy i samopoczucie owej kobiety. Ona musi się czuć dobrze w swoim ciele. Nieważne ile kilo, ważne czy ciało jest zdrowe. A patrząc na niektóre chodzące wieszaki, nie sądzę, by to było dobrym przykładem dla młodych dziewczyn.
Potrafisz się naprawdę wkurzyć? Z jednej strony zawsze byłaś grzeczna, z drugiej twój image jest dość buntowniczy.
Potrafię, jednak w większości chodzi o głupoty, z których gniew opada po dwóch minutach. Staram się myśleć pozytywnie, być optymistyczna i nie dawać przestrzeni złym rzeczom. Jeżeli już coś mnie martwi, to rzeczy stałe i niezmienne, które bardziej mnie smucą niż wkurzają... Ignorancja, nienawiść, głupota.
Image buntowniczki może zrodził się z tego, że lubię grać rockowe kawałki. Jednak to jakim jestem zwierzęciem na scenie nie znaczy, że nie jestem grzeczną córeczką tatusia. Jeżeli się buntuję, to w imię rzeczy według mego mniemania dobrych i właściwych. Czuję czasami, że jest ich mniej i mniej na tym świecie, więc mówię i śpiewam o nich głośno.
Żałujesz czegoś w życiu?
Nie. Są wydarzenia, z których nie jestem dumna, ale wykasować je ze swego życia znaczy wykasować też wnioski, które z nich wyciągnęłam. Złe rzeczy czasami muszą się wydarzyć, by móc uświadomić sobie te dobre. Jestem wdzięczna też za niemiłe wydarzenia, choć mam nadzieję, że będzie ich niedużo.
Jesteś bardziej Polką czy Czeszką?
Polką. Narodowość polska, obywatelstwo czeskie.
A gdzie Ci się lepiej pracuje? Publiczność jest zupełnie inna w zależności od kraju?
Jest inaczej, to temat na książkę... O Polakach wiadomo, że potrafią się bawić, to też widać na koncertach. W Czechach z kolei można przeżyć fajne kameralne koncerty. Chociaż plenery też bywają dobre. Wiele zależy od nastawienia ludzi, średniej wieku, pogody, poziomu ich zmęczenia na przykład na festiwalach... Pewnie wydaje się to dziwnie, ale naprawdę to miewa wpływ.
Zaczęłaś komponować sama. Pierwszy raz nie było publishingu. „W(inna)” jest całkowicie Twoja, taka jak chciałaś, aby była?
Sama tworzyłam też na innych płytach, zazwyczaj jednak były to czeskie teksty. Tym razem również pracowałam bardziej nad muzyką, aranżacjami... Napisałam większość tekstów na "(W)INNA?", może łatwiej mi przychodził język polski, bo w tym czasie żyłam w Warszawie studiując prawo. Po raz pierwszy jednak daliśmy radę napisać płytę sami z zespołem, bez publishingów... To chyba największa zmiana. Cieszy mnie, że każdy członek zespołu ma tam swój utwór, a na scenie prezentujemy sto procent własnych emocji. Chcę się rozwijać w tym kierunku, lubię pracować z fachowcami, z ludźmi, którym ufam i podziwiam ich za ich umiejętności. Nie mam w tej chwili w planach, aby tworzyć wszystko samodzielnie, lubię pracować z utalentowanymi muzykami. Ja się uczę, a płyta dzięki temu jest bardzo różnorodna.
Fani dorastali razem z Tobą. Myślisz, że już całkowicie dorosłaś?
Mam nadzieje, że to nie koniec. Że razem będziemy się rozwijając muzycznie. Teraz na przykład przygotowuję płytę jazzową, gdzie moje kawałki można będzie usłyszeć w zupełnie innych aranżacjach - spokojniejszych, akustycznych.. Następstwem płyty będzie trasa koncertowa w tym klimacie. To będzie takie dogłębne podejście do muzy... Wątpię jednak, że kiedyś całkowicie dorosnę. Myślę, że będę się uczyć całe życie, jednak chciałabym w sobie zachować trochę tego małego dziecka. Które czasami, parafrazując "Małego Księcia", skacze w kałużę, a nie obchodzi ją.