
Najważniejszym pytaniem na świecie jest to, czy konflikt i wojna zostały wygnane, czy jest to tylko interludium, kusząca iluzja. Europa jest najlepiej prosperującym rejonem na świecie. Jej wspólne PKB jest większe niż Stanów Zjednoczonych. Dotyka Azji, Bliskiego Wschodu i Afryki. Kolejna seria wojen zmieniłaby nie tylko Europę, ale cały świat. Czytaj więcej
Politolog z Uniwersytetu Warszawskiego dr Jacek Zaleśny uważa, że szanse na pokojowe rozwiązanie konfliktu na Ukrainie, wywołującego głębokie zmiany w otoczeniu rosyjskim, są niewielkie. Aneksja Krymu wywołała poważne reperkusje zarówno na Łotwie, Litwie czy w Estonii, które z uwagi na zagrożenie wzmocnieniem aktów dywersji ze strony rosyjskiej straciły poczucie bezpieczeństwa, jak i w takich państwach, jak Kazachstan, Azerbejdżan, Białoruś czy Uzbekistan – który, jak mówi dr Zaleśny, właśnie zgodził się na rozbudowę bazy niemieckiej na swoim terytorium.
Zbyt duże są różnice interesów kluczowych uczestników sporu i zbyt niski potencjał militarny Ukrainy, aby mogło do tego dojść. Niemcy czy Francja obawiają się niekontrolowanej eskalacji konfliktu i erupcji jego negatywnych politycznych i gospodarczych następstw. Do tego dochodzą wewnętrzne spory w Niemczech czy Francji na tle polityki tych państw w stosunku do kryzysu ukraińskiego.
Nie jest tajemnicą konflikt między kanclerz Angelą Merkel a ministrem spraw zagranicznych Frankiem-Walterem Steinmeierem co do polityki wobec Rosji. Nie bez znaczenia jest też fakt, że w kooperację z władzami rosyjskimi zaangażowane są największe niemieckie spółki, z wielomiliardowymi kontraktami, z których nie chcą rezygnować. Na mniejszą skalę, ale podobna kwestia dotyczy spółek francuskich. Utraty kontraktów rosyjskich nie zrekompensuje im obietnica przyszłych kontraktów na Ukrainie.
Z kolei specjalista ds. militarnych z Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas Krzysztof Boruc mówi, że choć jeszcze rok temu mówienie o wojnie w Europie było traktowane jak objaw szaleństwa, dziś nastroje radykalnie się zmieniły. Dlatego wielu analityków zajmujących się szeroko rozumianym bezpieczeństwem mówi o tym, że świat, który znamy, odchodzi w przeszłość.
W Polsce wielu ludzi zajmujących się polityką międzynarodową, w tym konfliktami, przyjęło pozycję wyczekującą, ale w prywatnych rozmowach mówią otwartym tekstem nie o „nowej zimnej wojnie”, a o trzeciej wojnie światowej. Czy jest to tylko czarnowidztwo, czy swoiste histeryczne – myślenie przekonamy się w przeciągu najbliższych 3-5 lat.
Dezintegracja europejskich instytucji, o której pisze Friedman, jest faktem. Długotrwały proces, ściśle związany z wydarzeniami na Ukrainie, nie wydarzył się, jak mówią analitycy, w ciągu roku.
Znakomita większość państw Unii Europejskiej ugina się pod długami, które już dawno wymknęły się spod kontroli i oznaczają pogłębianie się tak gospodarczych jak też społecznych kosztów ich spłacania. Na przykładzie greckim widać, że czym bardziej Unia Europejska „pomaga” Grekom wyjść z kryzysu, tym bardziej pogłębia się kryzys w Grecji.
Po kilku latach „pomocy” Grecy są jeszcze bardziej zadłużeni niż przed podjęciem „pomocy”. Podobnie jest w Portugalii czy w Hiszpanii. Ponad połowa młodych Hiszpanów pozostaje bez pracy. Wymowny jest również casus cypryjski: gdy nastąpił termin spłaty rat kredytów udzielonych głównie przez banki niemieckie i francuskie, a rząd cypryjski nie miał na to środków w budżecie państwa, to po prostu – wbrew konstytucji i parlamentowi – zabrano ludziom pieniądze z kont bankowych.
To niebezpieczne tendencje, bo – jak przypomina Krzysztof Boruc – szczęśliwi ludzie nie walczą, a bogate państwa nie wywołują wojen. – Walczą biedacy. Ci którzy nie mają nic do stracenia, lub do stracenia niewiele. Prezydent Putin doskonale wie że obecnie nie ma już nic do zaproponowania Rosjanom. Jego majątek określa się na 15 mld dolarów. Przypomnę tylko że pensja prezydenta Rosji jest mniejsza od prezydenta RP. To co można było sobie wziąć – wzięto. To co można było ukraść lub przehandlować – przehandlowano. Rosja, która ma w swojej ziemi całą tablicę Mendelejewa pod rządami obecnej ekipy nie zrobiła nic, co mogłoby świadczyć o jej postępie gospodarczym, finansowym czy społecznym – mówi Krzysztof Boruc.