Masło z Warlubia, Masło Extra, masło Amir, Osełka, a także inne marki produkowane i fałszowane przez grudziądzką firmę Masmal Dairy znikną z rynku. To finał afery z podrabianiem masła na ogromną skalę.
– Za bezcen przejęliśmy firmę, która była już w tarapatach finansowych, ale i tak co chwila trup wypada z szafy. Nie ma już po co ratować marek, co do których konsumenci zupełnie stracili zaufanie – mówi Tadeusz Bruj z firmy Polmlek, która w listopadzie przejęła upadającą firmę Masmal Dairy. Po założycielu i głównym podejrzanym w aferze, Piotrze Jastrzębskim, słuch zaginął. Ponoć ukrywa się ze wstydu odkąd wyszło na jaw, że od lat oszukiwał dziesiątki tysięcy klientów.
Ten trup to rachunek, jaki pozostał do zapłacenia dla Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. W styczniu producent masła został ukarany karą w wysokości 1,5 mln złotych po tym jak w laboratoriach zebrano dowody, że masło było fałszowane. Badania Inspekcji handlowej wykazały, że Masło Ekstra zawierało 61,8 proc. tłuszczu roślinnego, Masło ekstra 100% oryginalne – 14 proc., Masło ekstra Amir – 11,73 proc. Jest to niezgodne z prawem, gdyż prawdziwe masło powinno mieć ok. 80-90% jedynie tłuszczu mlecznego.
Okazuje się, że poprzedni właściciel wyczuł pismo nosem i jeszcze zanim podjęto dedycję o karze finansowej pozbył się udziałów w firmie. – Będziemy negocjowali z UOKIK, aby kara obciążyła bezpośrednio byłego właściciela, a nie firmę, która rozpoczyna już nowe życie. Naszym celem było uratowanie zakładu z pracownikami oraz dostawców mleka, którym nie płacono na czas – mówi dalej Tadeusz Bruj.
Ile masła w maśle
– Proceder fałszowania masła jest prymitywny i wynika z chęci szybkiego wzbogacenia się. Odcinamy się od takich praktyk – mówi Tadeusza Bruj z Polmleku. Dodaje, że wcale nie jest tajemnicą, iż w Polsce na potęgę fałszuje się masło. Większość wykrywanych przez Inspekcje Handlowe afer to małe kłamstewka, jakie producenci zamieszczają na etykietach wyrobów. Na przykład wielkimi literami piszą, że produkt nazywa się "masło extra" albo "prawdziwe masło", podczas gdy małym druczkiem dopisują, że to miks tłuszczu mlecznego z roślinnym. Ten ostatni ma ważną zaletę z punktu w widzenia producenta – jest tani w produkcji i dzięki dodaniu go do masła można znacząco obniżyć cenę produktu finalnego.
Mało tego, producenci wciskają klientom, że ich świetnej jakości masła są łatwo-smarowalne zaraz po wyjęciu z lodówki. Tymczasem jest to druga cecha produktu z utwardzonym tłuszczem roślinnym (a nie mlecznym) – zachowuje plastyczność i miękkość nawet po wyjęciu z chłodziarki. Oryginalne masło jest twarde i "łamie się".
Poza tym, sfałszowane masło jest trudne do rozróżnienia dla przeciętnego klienta, a dowody oszustwa trzeba zebrać w specjalistycznym laboratorium. wyznacznikiem często jest cena. Jeśli cena kostki masła ekstra na półce wynosi mniej niż 3 zł, to wysoce prawdopodobne, że ktoś próbuje oszukać klientów.
Dlatego szefowie Masmalu mogli latami wodzić wszystkich za nos. Największym sieciom handlowym w Polsce np. Auchan, Eurocash i wielu innym sprzedawali rzekomo jakościowy produkt, kłamiąc w żywe oczy. Pierwsze informacje o sfałdowanym maśle z Masmalu pojawiły się w 2006 i 2008 roku roku. W 2012 roku firma otrzymała kary przekraczające 3 mln złotych. Producent odwołał się oczywiście do sądu, gdzie grał na zwłokę. W branżowych mediach mydlił oczy zlecając publikację sponsorowanych materiałów o innowacjach Masmalu i świetnej jakości jego produkcji.
Na tropie ukrytych magazynów
Wreszcie sami pracownicy grudziądzkiego zakładu napisali list do Sanepidu i inspektorów handlowych. Ujawnili, że w firmie istnieją ukryte magazyny gdzie przechowuje się "dodatki" do masła, które w rzetelnej firmie nawet nie powinny się znaleźć.
Skutkiem anonimu była kontrola Inspekcji Weterynaryjnej, której pracownicy miarkami mierzyli budynki i porównywali wyniki z planami zakładu. Mitycznych magazynów nie znaleziono, ale na składzie leżało: 7,2 tony przeterminowanego masła, 11 ton zlepów serowych i 29 ton maślanki w proszku.
Pytany o stare masło zakłopotany dyrektor rozkładał ręce: – To produkty ze źle wydrukowaną data przydatności.
Anonim tłumaczył inaczej: "Istnieje proceder przetwarzania produktów, które wracają do klientów. Kiedy pojawia się za bramą jakaś służba kontrolująca, to już od razu telefon od pana Rybczyńskiego, że szybko mamy stawiać ścianę (płyty obornickiej). Zbudowane są specjalne ślepe magazynki, żeby ukryć towar przed kontrolą. To takie magazyny z ukrytym wejściem – cytat z listu, który publikowała lokalna "Gazeta Pomorska".
Dopiero po tej akcji sprawa ścigania oszustw nabrała tempa. Jeden z dyrektorów firmy Szymon R. o "maślanych innowacjach" opowiada już z ławy oskarżonych. Produkty Masmalu znalazły się pod lupą wyspecjalizowanych laboratoriów, które precyzyjnie zebrały dowody. W sumie sfałszowanych okazało się 71 partii masła i 12 partii sera żółtego.
Fałszerstwa za 50 miliardów
Po takich aferach widać, jak rośnie skala oszustw w branży spożywczej. Serwis Polska Gastronomia wycenia rynek fałszywej żywności na 50 mld złotych. Wystarczy przypomnieć słynną sól drogową użytą do wyrobu kiełbas i wędlin. Były też parówki cielęce o nazwie Cielaszki z 5-procentową zawartością cielęciny. Pasztet zająca, jak się okazało, z zającem miał tylko tyle wspólnego, że autorem przepisu był Stanisław Zając, masaż pracujący u producenta.
Głośno było o firmie Constar, gdzie starą i spleśniałą kiełbasę myto detergentami, a potem na nowo pakowano i wysyłano do marketów jako świeży towar. Co ciekawe, Constar jako tako przetrwał aferę – produkuje i sprzedaje wędliny do dziś. To pokazuje, że jako klienci Polacy wciąż nie potrafią wywrzeć odpowiedniej presji na firmy.