
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl
– Do agencji, gdzie będzie przebieg może i dziesięciu klientów dziennie, daje się potrzebującą kasy dziewczynę z jakiejś wsi albo patologii. Taka po dniu roboty cieszy się kasą i lepszym życiem, które za nią kupuje, a nie roztrząsa, kto i co z nią robił. Takiej z "dobrego domu", dorabiającej cichcem na studiach daje się roboty mniej, ale za to bardziej odpowiedzialną – tak kulisy swojej dawnej branży zdradza w rozmowie z naTemat były sutener z Trójmiasta. Choć łatwy zarobek na zdesperowanych kobietach mógł przypłacić wieloletnim pobytem za kratami, do dziś zdaje się nie żałować dawnego procederu. – Zbyt dobrze na tym zarobiłem – mówi mi prosto w oczy.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl