
Specjalne Strefy Ekonomiczne, założone w Polsce na mocy ratyfikowanego w 1994 roku porozumienia WHO jako rozwiązanie mające wspomagać rozwój gospodarczy, w założeniu miały wpływać na obniżenie bezrobocia i wzrost stopy PKB. Eksperci przyznają, że to się udało. Przedsiębiorcy są tego samego zdania. Dla przedsiębiorców – raj. Dla zatrudnionych tam ludzi – często piekło.
Firmy te, poza tworzeniem nowych miejsc pracy, są motorem postępu i rozwoju. Wiele z nich kształci bardzo dobrych fachowców, którzy są bardzo poszukiwani na rynku pracy. Nie znam dokładnych danych o zatrudnieniu, ale z moich kontaktów z tymi firmami wynika, że wszystkie zatrudniają pracowników głównie na umowę o pracę i to na czas nieokreślony. Wiele korzysta z usług agencji pracy czasowej, ale zwykle jest to uzupełnienie braków kadrowych lub dotyczy 10-15% zatrudnionych, szczególnie w momencie gdy trzeba szybko zwiększyć produkcję.
– Nikt w Polsce nie przeprowadził dotychczas audytu kosztów istnienia i działania stref, także kosztów pozaekonomicznych, np. społecznych. Lokalne społeczności nie mają praktycznie nic z istnienia stref – jedyny podatek odprowadzany z nich to podatek od pensji pracowniczych – mówiła Maciejewska w rozmowie z serwisem Nowy Obywatel.
Kazano nam podpisać się pod regulaminem pracy (którego nie zobaczyliśmy) i zrobiono nam zdjęcia (rzekomo w celu identyfikacji, jednak na identyfikatorach nie było naszych twarzy, a jedynie przydzielone nam numery). W ten sam dzień otrzymaliśmy dwutygodniowe umowy o pracę.(...) Fabryczne kontenery są oddzielone od siebie kratami, poza ulicami na strefie nie ma żadnej infrastruktury. (...) Wjazd do strefy jest symbolicznym oznaczeniem innego terytorium, którego granicę wyznaczają szlabany i kraty. Autobusy pracownicze zawsze przyjeżdżają na strefę z zapasem około 30-50 minut, żeby tylko nie opóźnił się proces produkcyjny.
Głównie koleżanek, nie kolegów, bo segregacja płciowa to jeden z podstawowych osi podziału w fabryce. Jedna z nich spędziła pod bankomatem cały dzień czekając na wypłatę, która tego dnia nie przyszła. Inna, samotna matka trójki dzieci, korzysta z zasiłku z MOPSu, w związku z czym w pracy nie może brać nadgodzin, bo co, jeśli zarobi za dużo? Zabiorą jej zasiłek, a wtedy nie będzie miała jak utrzymać rodziny.
Jedna drugą nerwowo wypytywała: czy pieniądze będą na czas?; co zrobić jeśli spóźnią się z wypłatą?; jak przetrwać te kilka dni do 10-tego przy resztkach lub braku środków do życia? Nerwowe czekanie na pensje wszystkim dawało się we znaki, bo otrzymanie wypłaty na czas oznaczało przeżyć lub nie przeżyć.
Zasada jest prosta – agencja oddaje człowieka pracodawcy w leasing. To agencja i pracodawca w SSE podpisują ze sobą umowę, co powoduje kolejne problemy. Pracownicy nie wiedzą, jak długo będą zatrudnieni, czy ich umowy zostaną przedłużone oraz czy i kiedy zostaną zwolnieni. Kontakty z przedstawicielem agencji są utrudnione – "osoba kontaktowa" z agencji miała dyżury w fabryce, tyle tylko, że w czasie pracy.
Ciągły ruch taśmy powodował, że nie mogłyśmy wyjść z hali, żeby spokojnie porozmawiać z osobą z agencji, za opuszczenie stanowiska groziła nagana i wyrzucenie z pracy. Dlatego po skończonej zmianie ustawiała się kilkudziesięcioosobowa kolejka – ze zmiany która się kończyła i która się właśnie rozpoczynała. Po pracy było jednak bardzo mało czasu, 15 minut po skończonej zmianie odjeżdżały autobusy z fabryki, jeśli się na niego nie zdążyło, trzeba było czekać do końca następnej zmiany. W stresie i nerwach przeciskając się między sobą, każdy/a próbował/a załatwić swoją sprawę.
"Zamknięte w pułapce ruchu taśmy i ograniczonej przestrzeni, często długo nie mogłyśmy się doprosić o zastępstwo, by spełnić swoje potrzeby fizjologiczne czy higieniczne – jak zmienienie podpaski" – pisze autorka raportu. Nikt jednak nie narzeka, bo boi się, że straci pracę. Jak usłyszała Maciejewska od jednej ze starszych pracownic: tu się nie choruje, bo jak zachorujesz, to wylecisz.
To zdanie podziela specjalistka ds. HR i rynku pracy Violetta Rymszewicz, która uważa, że SSE z definicji nie gwarantują stałości zatrudnienia, oferując umowy śmieciowe, stosując outsourcing, oferując zatrudnienie tymczasowe. – A to tylko kilka przykładów patologii, które wniosły Specjalne Strefy – mówi Rymszewicz w rozmowie z naTemat.
Specjalne Strefy Ekonomiczne są jak... prezent rządu dla obcego kapitału. Z punktu widzenia rynku pracy i sytuacji pracowniczych sposób w jaki Polska podeszła do SSE jest trudny do zaakceptowania. Trzeba również pamiętać o tym, że najczęściej firmy korzystające z oferty rządu w zakresie SSE nie zakładają pozostawania na terenie kraju dłużej niż będzie istniała strefa. Pół biedy, jeśli z kraju zniknie firma, która wcześniej zostawiła na miejscu know-how, przeszkoliła pracowników w wąskich obszarach specjalizacji. Gorzej, jeśli zabraknie organizacji, która do regionu wniosła jedynie czasowe zatrudnienie i przysłowiowe kable komputerów.
Innego zdania jest dr Kazimierz Sedlak.
Generalnie zwiedziłem kilkanaście firm produkcyjnych wybudowanych w SSE i mam całkiem odmienne spostrzeżenia, są bardzo nowoczesne, bezpieczne i przyjazne dla pracowników. Ostatnio byłem w SSE w Niepołomicach i tam jedna z firm kilka tygodni temu oddała pracownikom do użytkowania klub fitness (dostępny dla wszystkich). Druga firma dopłaca pracownikom 50% do posiłków w stołówce. Średnie wynagrodzenie pracowników produkcji w tych firmach to znacznie powyżej 3000 PLN.
Z prowadzonych przez nas badań płacowych również wynikają inne dane. W firmach pracujących dla przemysłu motoryzacyjnego średnie wynagrodzenia znacznie przekraczają średnią krajową. Przykładowo w Dolinie Lotniczej skupionej wokół Rzeszowa nowo przyjmowani pracownicy z niewielkimi kwalifikacjami dostają powyżej 3000 PLN bo są tam duże problemy z zatrudnieniem.
Riposta Rymszewicz jest krótka. – Specjalne Strefy Ekonomiczne nie rozwiązują problemów rynku pracy, ukrywają je. I nie bójmy się powiedzieć wprost – kolejne nieudolne działania rządów bezpowrotnie marnują szanse na rozwój polskiej gospodarki w kierunku innowacji i nowych technologii – mówi ostro.
Napisz do autorki: anna.dudek@natemat.pl