Słowacy nie są zbyt zadowoleni z faktu, iż Andrzej Duda wciągnął ich do swojej kampanii wyborczej i przedstawił jako zły przykład.
Słowacy nie są zbyt zadowoleni z faktu, iż Andrzej Duda wciągnął ich do swojej kampanii wyborczej i przedstawił jako zły przykład. Fot. SME.sk; Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Reklama.
Miała być reklama, wyszło jak zwykle...
"SME"
renomowany słowacki dziennik o A. Dudzie

W piątek polski kandydata na prezydenta Andrzej Duda z tłumem dziennikarzy przybył do przygranicznej miejscowości Skalité. Udał się do sklepu spożywczego, kupił chleb, jaja, mleko i pozował z rachunkiem. To samo powtórzył później w polskiej Milówce. Za słowackie zakupy zapłacił 13,29 euro, za polskie 9 euro...

Tak Słowacy opisują, jak polityk Prawa i Sprawiedliwości straszył ostatnio Polaków wspólną europejską walutą. Dla naszych sąsiadów zza górskich szczytów to jednak nie tyle kampania straszenia euro, co samą Słowacją. Lukáš Onderčanin z jednego z najpopularniejszych i najbardziej renomowanych słowackich dzienników "SME" pisze, że jego kraj "jest przedstawiany jako zły przykład" przez jednego z najpoważniejszych kandydatów do przejęcia władzy w warszawskim Pałacu Prezydenckim.
Przy okazji Onderčanin kreśli wizerunek PiS jako partii bardzo konserwatywnej, której wbrew pozorom liderem nie jest młody Andrzej Duda, a rutynowany w polskiej polityce Jarosław Kaczyński. Którego słowacki dziennik opisuje jako polityka "działającego bardzo radykalnie". "SME" podkreśla też, że radykalizacja polityki uprawianej przez zwierzchnika Dudy nastąpiła po katastrofie smoleńskiej, w której zginał jego brat, były prezydent Polski.
Duda nie myśli o przyszłości?
W ten sposób kandydat PiS bardzo wyraźnie przypomniał Polakom, że czynny udział w wyborach prezydenckich to także decyzja w sprawie tego, jak wyglądają wizerunek i pozycja naszego kraju na świecie. Które to kształtować może w zasadzie każde prezydenckie słowo czy gest. Andrzej Duda albo postanowił zaryzykować przyszłe problemy dyplomatyczne, albo... zupełnie nie zdaje sobie sprawy z tego, jaki zadania czekają go po ewentualnym przejęciu władzy.
Bo w swojej kampanii straszył przecież nie tylko Słowacją, ale i innymi "obcymi". To argument, który Andrzej Duda wyciąga szczególnie, gdy mówi do rolników. – Polska ziemia przejdzie całkowicie w obce ręce – grzmiał w styczniu na spotkaniu z rolnikami w małopolskich Wierzchosławicach. Mówiąc o "obcych rękach" zapewne myślał o Niemcach, którzy przed Słowakami byli ulubionym narzędziem PiS do straszenia nad Wisłą.
– Kandydat na prezydenta powinien wykazywać się całościowym myśleniem strategicznym. W podnoszonych dotąd kwestiach polityki zagranicznej Andrzej Duda tymczasem wykazywał się nieco krótkowzrocznością. Dowodzi temu choćby fakt, że polityk chcący zostać prezydentem powinien rozumieć różnice związane z przyjęciem euro przez małe państwa Europy Wschodniej, takie jak Słowacja, i tym, co może to oznaczać dla Polski, która pod względem gospodarczym i ludnościowym znacznie prześciga maleńkie kraje naszego regionu razem wzięte – komentuje w rozmowie z naTemat dr Wojciech Jabłoński, politolog i specjalista ds. marketingu politycznego.
dr Wojciech Jabłoński
politolog

Tu celem było jednak zmobilizowanie twardego elektoratu, a cel uświęca w marketingu politycznym środki. Stosuje się rożne narzędzia, byle wygrać. Kandydat w kampanii jest trochę, jak oskarżony w procesie karnym i ma prawo kłamać. Duda z tego prawa do kłamstwa korzysta obficie. Gdy za pomocą tych środków uda mu się osiągnąć cel, te różne słowa o naszych sąsiadach będzie mógł odwołać.

Oto testament Kaczyńskiego
Dobre relacje z najbliższymi dotąd sąsiadami być może nie będą jednak na liście priorytetów "prezydenta Dudy". Pod koniec lutego najpoważniejszy kandydat do zastąpienia Bronisława Komorowskiego na fotelu prezydenckim mocno zasugerował bowiem kierunek swojej polityki dyplomatycznej podczas spotkania z ambasadorami Niemiec i Francji. – Dyskusja sprowadziła się niemal w całości do sytuacji w Europie Środkowo-Wschodniej i wojny na Ukrainie – poinformował. Tylko podobne tematy miały go też interesować w późniejszej rozmowie z ambasadorem USA Stephenem Mullem.
Izolowanie polskiej polityki zagranicznej od unijnego nurtu, kierunkowanie jej na Europę Wschodnią i konfrontację z Rosją nie powinno zresztą za rządów Andrzeja Dudy dziwić. Jeżeli po ewentualnym zwycięstwie zacznie on prowadzić polską dyplomację właśnie w ten sposób, najlepiej wypełni składane wyborcom obietnice przywrócenia w Pałacu Prezydenckim ducha Lecha Kaczyńskiego.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl