Paweł Tanajno, kandydat Demokracji Bezpośredniej w wyborach prezydenckich.
Paweł Tanajno, kandydat Demokracji Bezpośredniej w wyborach prezydenckich. Fot. Sztab Pawła Tanajno
Reklama.
Na czym polega “demokracja bezpośrednia”, o którą pan walczy w tych wyborach?
Demokracja bezpośrednia jest zapisana w Konstytucji, art. 4 mówi, że naród może sprawować władzę bezpośrednio. Problem jest taki, że przez 25 lat tzw. wolności nasi przedstawiciele zrobili wszystko, by odebrać nam możliwość decydowania bezpośrednio.
Jakby to miało wyglądać technicznie? Nie da się wrócić do czasów ateńskich i zebrań na aeropagu.

No właśnie wszystko rozbija się o kwestie techniczne: trzeba zebrać 500 tys. podpisów, a Sejm może to wyrzucić do kosza. A nawet jeśli referendum się odbędzie, to ma tylko charakter doradczy, Sejm może powiedzieć “no dobra, ale nie chcemy tego, co naród chce, chcemy inaczej”.
Nadal chcemy utrzymać te 500 tys. podpisów, żeby referenda odbywały się tylko w ważnych kwestiach. Takiego wniosku referendalnego nie można odrzucić. One nie muszą odbywać się codziennie: w Szwajcarii są raz w kwartale, podczas głosowania zadaje się kilka pytań. U nas to może być dwa razy do roku.
Chcemy zniesieni progu ważności, bo nie rozumiemy dlaczego decyzja ma być ważna dopiero gdy zagłosuje 50 proc. Polaków. To trzeba znieść, by budować społeczeństwo obywatelskie, by oddać mu głos. Wiadomo jest, że pewna grupa nigdy nie będzie się interesować i wszystko jej jedno, czy decyzję podejmie 49 proc. narodu, czy 460 niedouczonych matołów z Sejmu.
Jak więc odnosi się pan do pomysłu Janusza Palikota, który obiecuje, że przed podpisaniem każdej ustawy wszyscy obywatele będą mogli zagłosować przez telefony komórkowe, czy prezydent powinien ją podpisać, czy nie?
Palikot to człowiek z natury niepoważny i ta propozycja to populistyczny bełkot. Jeśli to ma być poważne, to musi być dopasowane do systemu wyborczego, przede wszystkim jeśli chodzi o identyfikację głosujących. Przecież jak ktoś ma w firmie 50 telefonów, to może zagłosować 50 razy.
Jest alternatywa, choć widzę ją raczej jak pomoc dla prezydenta przy podejmowaniu decyzji, a ni alternatywę dla referendum. Mamy rozwiniętą cyfryzację administracji, rozliczamy PIT przez internet. Wystarczy do tego systemu dodać możliwość głosowania i prezydent bezpośredni w oparciu o tę decyzję będzie podejmował decyzję. Jeśli objąłby 10 mln ludzi, to tyle, ile chodzi do wyborów. No i nie jako konsultacje, tylko wiążąca decyzja.
Pan, podobnie jak Paweł Kukiz, skupia się na jednym temacie. Co z resztą? Jest pan za wysyłaniem polskich żołnierzy na Ukrainę? Broni? Co z wejściem do euro?
Muszę to sprostować, bo Demokracja Bezpośrednia uważa, że zmiana zasad sprawowania władzy, przesunięcie jej ciężaru na społeczeństwo jest fundamentem, abyśmy ruszyli do przodu. I tutaj rzeczywiście jesteśmy formacją jednego tematu, choć propozycji jest więcej. Choćby JOWy, tylko nieco inne niż proponuje Paweł Kukiz, według zasad australijskich, nie brytyjskich, one nie promują tak dwóch partii, dają szansę mniejszym.
Poza tym chcemy dać możliwość odwołania posła w trakcie kadencji, proponujemy budżet zrównoważony. Nie jesteśmy ani prawicowi, ani lewicowi. Chcemy w ramach budżetu zrównoważonego dać władzę nad nim obywatelom. To nie jest tylko jeden projekt.
Wszyscy kandydaci Demokracji Bezpośredniej są zwolnieni z ograniczeń światopoglądowych. Mogę przekonywać obywateli, bo to oni podejmą decyzję, nie ja. Więc ja przekonywałbym do pełnego wspierania Ukrainy. Ale politycznie niepoprawne byłoby wysyłanie tam wojska czy przyznawanie się do tego.
Powinniśmy wysyłać zielonych ludzików?
Pozwoli pan, że skończę. Rosja czeka na taki gest, by jeszcze zwiększyć swoje zaangażowanie. Ale to moje poglądy. Obecna mobilizacja wobec wojny, której nie ma. Krew mi się gotuje gdy pomyślę, że jakieś zespoły partyjne totalnych głąbów uzależnionych od systemu, od władzy, od koryta mają decydować za obywateli, że to my mamy iść tam umierać i walczyć.
Niech Komorowski i Duda zaczną od tego, że wyślą swoje partyjne zastępy PO i PiS do Donbasu i pokażą nam jak zwyciężać mamy. To absurdalne, żeby takie decyzje podejmować bez decyzji obywateli. Jesteśmy w Unii i rządzenie wbrew narodowi skończy się tym, że połowa wyjedzie do Danii, Norwegii czy na Wyspy.

Napisz do autora: kamil.sikora@natemat.pl