Prezydent Komorowski obstawił złego konia? Zabiegając o głosy elektoratu Pawła Kukiza zapomniał, że jego losy w drugiej turze wyborów prezydenckich - jak to określił prof. Czapiński - "wiszą na lewicowym elektoracie". To od tych, którzy za pierwszym razem zostali w domach, a dziś na portalach społecznościowych deklarują, że trzeba pójść głosować, bo jest "ch**owo, ale stabilnie", zależeć będzie ewentualny sukces prezydenta.
Lewa do wzięcia
Po pierwszej turze wyborów cała uwaga skupiona jest na Kukizie i jego wyborcach. Trudno się dziwić, skoro muzyk zgarnął co piąty oddany do urny głos, a dziś te 20 proc. jest do wzięcia. Dlatego Bronisław Komorowski od ogłoszenia wyników dość bezceremonialnie o "bazę" Kukiza się stara – np. proponując referendum ws. JOW-ów.
W cieniu sukcesu Kukiza jest jednak grupa wyborców, których udział bądź absencja w drugiej turze mogą być równie, jeśli nie bardziej, znaczące. Chodzi o różnej maści lewicowców, dla których przy tych wyborach bardziej niż kiedykolwiek po prostu zabrakło oferty. Uśpieni w pierwszej turze mogą się obudzić i naprawdę sporo namieszać.
Charakterystyczny jest tutaj głos Sławomira Sierakowskiego z "Krytyki Politycznej". Jak napisał, po wynikach poszczególnych kandydatów, a szczególnie Magdaleny Ogórek i Janusza Palikota (2,5 i 1 proc.)), widać wyraźnie, że lewicowy elektorat w minioną niedzielę nie poszedł głosować. A "wniosek z tego taki, że może obronić Bronisława Komorowskiego".
"Lewica staje więc przed poważną dyskusją, jak zachować się w II turze. Czy ma sens dołączanie do wyścigu dwóch konserwatystów? Dziś to oznacza: wyjść jednak z domu i zagłosować na nieszkodliwego, bo nijakiego Komorowskiego, czy pozwolić na zwycięstwo kandydatowi PiS-u?" – zastanawia się Sierakowski. Od odpowiedzi na to pytanie zależeć będzie reelekcja bądź klęska urzędującego prezydenta.
Minimum 10 proc.
Wskazują na to liczby i specyfika obu elektoratów – Kukiza i lewicowego. Socjolog prof. Janusz Czapiński mówi dziś w "Rzeczpospolitej", że udział wyborców muzyka w drugiej turze jest bardziej znaczący dla kandydata PiS, nie dla Komorowskiego. To Duda musi liczyć na "kukizowców". – Kukiz powiedział, że nie zagłosuje ani na Komorowskiego, ani na Dudę. Dla jego wyborców to może być znak, żeby zostali w domu podczas II tury. Bez głosów elektoratu Kukiza kandydat PiS nie ma szans na prezydenturę – stwierdził.
Ten sam schemat działa u prezydenta. Bo "jeśli lewicowi wyborcy pójdą do wyborów, to zagłosują na Komorowskiego, nie na Dudę". – O reelekcji Komorowskiego zdecyduje lewica. Wystarczy, że to będzie 10 proc. wszystkich głosujących. Wygrana Komorowskiego wisi na lewicowym elektoracie – podsumował socjolog.
Tego samego zdania jest prof. Jan Hartman. W rozmowie z naTemat mówi, że lewicowy elektorat, a szerzej cały "obóz postępu" został porzucony i obrażony przez SLD - dlatego został w domu. – Niezwykle ważne dla Komorowskiego jest to, żeby przeprosić lewicę, a szczerzej całą postępową część społeczeństwa, za to wszystko – za to, jak wygląda polska lewica, za niespełnione obietnice Platformy. Myślę, że ci wyborcy powinni poczuć się w obowiązku, by ratować kraj przed katastrofą, jaką byłoby oddanie Polski w ręce Kaczyńskiego, Macierewicza i Rydzyka – przekonuje.
Młodzi i beton
Tylko co to właściwie znaczy – "obóz postępu", "postępowa część społeczeństwa"? Jako pewnego rodzaju symbol można potraktować utworzone na Facebooku wydarzenie, które nawołuje do głosowania na Komorowskiego, bo jest "ch**owo, ale stabilnie" (dołączyło 30 tys. osób).
Wielu wyborców może rozumować w ten sposób – Komorowski to konserwa, w sprawach typu aborcja czy in vitro nie stanie po stronie "postępu", ale gwarantuje stabilizację. To trochę "ciepła woda w kranie" w wersji prezydenckiej. Jest jednak pytanie, czy strach przed PiS okaże się dla tych ludzi wystarczającą motywacją. A jeśli nie, czy prezydent Komorowski będzie chciał i potrafić zwrócić się do tego elektoratu. Na razie można mieć wątpliwości.
– Fatalnym ruchem jest podlizywanie się elektoratowi Kukiza – kompletnie sztuczne, fałszywe, spóźnione i nieszczere – ocenia prof. Hartman. Jak zwraca uwagę, dla Komorowskiego priorytetem powinna być lewica, czego w pierwszych dniach po głosowaniu raczej nie widać. Dziś co prawda poparcia prezydentowi udzielił Aleksander Kwaśniewski, ale to za mało. Głos byłego prezydenta może podziałać raczej wyłącznie na starszy, postkomunistyczny elektorat.
Komorowski musi więc zawalczyć, by wyrwać z uśpienia wyborców z "obozu postępu". Tym bardziej, że SLD nie wskaże swoim wyborcom, by na niego zagłosowali. Leszek Miller stwierdził, że będzie pamiętał prezydentowi podpisanie ustawy wydłużającej wiek emerytalny i podwyższającą VAT oraz to, że jego środowisko atakowało SLD i Magdalenę Ogórek.
– Jeśli nie chcemy powrotu IV RP, nie chcemy straszydeł jak Macierewicz, to niezależnie od tego, czy mamy prawicowe czy lewicowe poglądy, powinniśmy mieć minimum zdrowego rozsądku i instynktu, szacunku dla prawa i demokracji. Wyrazem tego jest głosowanie na Komorowskiego w drugiej turze – twierdzi prof. Hartman.
Druga tura pokaże, jak wiele jest w Polsce osób, które na takie strachy reagują. A jeśli prezydent nie chce zdawać się wyłącznie na argument "zdrowego rozsądku i instynktu", sam musi po głosy lewicy sięgnąć. Lepiej żeby zaczął od dzisiaj zamiast pukać do drzwi Kukiza.
Kwaśniewski ma jakąś grupę zwolenników, pewnie kilkaset tysięcy. Większość była przy urnie i i tak pójdzie. Być może uda się zmobilizować dodatkowe 100 czy 200 tys. ludzi, ale to za mało.