Ten moment kiedy Komorowski wyciąga Dudzie niewygodne poglądy… Jak mówi Róża Rzeplińska, założycielka serwisu MamPrawoWiedziec.pl, wkrótce potem serwery miały problem z obsłużeniem ruchu internetowego. A kilka godzin później portal padł już ofiarą hakerów. Ktoś włamał się na strony podmienił zdjęcia kandydatów. W poniedziałek rano strona ponownie działała, ale w okrojonej wersji.
Paradoksalnie Komorowski zrobił to, co mógłby zrobić przeciętny Kowalski-wyborca. Wszedł na MamPrawoWiedzieć.pl, sprawdził poglądy Andrzeja Dudy i udowodnił, że kandydat na urząd prezydencki plącze się w obietnicach. Dziś mizdrzy się do górników. Jeszcze kilka miesięcy temu opowiadał się za wprowadzeniem przez Parlament Europejski bardziej restrykcyjnych limitów emisji CO2 i szkodliwych pyłów. A to przecież czarny sen dla zarządzających kopalniami. Jeśli nie będzie elektrowni opalanych węglem nie będzie też pracy dla górników.
Kto dostarczył zabójczej broni Komorowskiemu? Jesienią ubiegłego roku Andrzej Duda, osobiści wypełnił i wysłał mailem ankietę o swoich poglądach dla portalu MamPrawoWiedzieć.pl. Czy wtedy był szczery, a teraz zmienił poglądy, a może obieca każdemu wszystko, byleby tylko wprowadzić się na 5 lat do Pałacu Prezydenckiego? Nieważne, tak czy inaczej, wychwycą to organizacje typu watchdog. Obserwują obietnice i poczynania polityków, a następnie prezentują wyborcom. W ten sposób Mam prawo wiedzieć stał się prawdziwym zwycięzcą debaty prezydenckiej.
Etnolog z zacięciem politycznym
Róża Rzeplińska ma 38 lat, trójkę dzieci i skończyła etnologię. – Pamiętam wybory w 2005 roku. Pracowałam przy forum organizacji obywatelskich. Ze znajomymi doszliśmy do wniosku, że głupio byłoby, gdyby o decyzjach wyborców miały przesadzić tylko niebieskie koszule i żółte krawaty. Tak mówiliśmy o wyborczych bilbordach. W mediach dyskutowano tylko o tym, kto lepiej na nich wygląda. Nie mieliśmy pojęcia, kim są kandydaci. Jak wyborca miałby podjąć decyzję zgodną z własnymi przekonaniami decyzji nad urną będzie trudne – wspomina.
Wkrótce potem założyła Stowarzysznie 61 od Art. 61 w Konstytucji RP mówiącego, że "obywatel ma prawo do uzyskania informacji o działalności organów władzy publicznej oraz osób pełniących funkcje publiczne". Do tworzenia bady danych o poglądach polityków zainspirował ja Kuba Wygnański, znany socjolog i twórca organizacji pozarządowych. Nie mieliśmy narzędzi – programów, strony internetowej, nic. Zaczęliśmy powoli te dane zbierać, założyliśmy stowarzyszenie. Rok później powstał serwis MamPrawoWiedziec.pl.
Studenci i darowane laptopy
Sztab PiS byłby zdruzgotany, widząc kto dostarczył haka na Dudę. MamPrawoWiedzieć.pl zatrudnia 8 osób, ale w tym jest kilku studentów na zleceniach. Warszawskie biuro ma wprawdzie 200 m2, ale dzielone jest z kilkoma organizacjami. W tym samym miejscu mają też próby aktorzy amatorzy. Ostatnio jednak portal miał spory zastrzyk „kapitału” – 8 laptopów firmy Dell przekazano w ramach dofinansowania projektów związanych z społeczeństwem obywatelskim. Żaden full wypas, zwykłe korporacyjne „lapki”.
Kto daje pieniądze? Ten zakup sfinansowali Norwedzy z tak zwanego Norweskiego Mechanizmu Finansowego. To fundusz, który Norwegia stworzyła w zamian za profity korzystania ze wspólnego rynku EU. Choć sama nie jest w Unii, należy do krajów stowarzyszonych gospodarczo. Kiedy 11 lat temu do Unii weszły nowe państwa członkowskie, w tym Polska. Uprzejmi Norwegowie poczuli się w obowiązku sprezentowania nam 281 mln euro. Podobnie zresztą zrobiły Szwajcaria, Islandia i Liechtenstein. Wcześniej MamPrawoWiedzieć.pl był finansowany przez amerykański Fund Seed Trust, również wspiera działalność organizacji proobywatelskich. Roczny budżet portalu 300 tys. zł.
Może to zawiłe, ale dzięki tym pieniądzom wiemy teraz, że Andrzej Duda złożył w tej kampanii dokładnie 55 obietnic, najwięcej z dziedzin "gospodarka" i "energetyka" oraz "przedsiębiorczość". Bronisław Komorowski, bardziej powściągliwy w rzucaniu kiełbasą wyborczą – 33 (odpowiednio: "polityka rodzinna" i "obronność"). Rzeplińska wyjaśnia, że informacje o obietnicach pochodzą z monitoringu wypowiedzi kandydatów w mediach, Twittera, Facebooka. Czasem cytat podeśle wprost ze spotkania wyborczego aktywista terenowy albo zwykły widz. Wystarczyło, że Duda ogłosił obniżkę podatków dla mikrofirm i już ktoś skrzętnie notuje. Kto, komu, ile. Z Komorowskim tak samo: "Zgłoszę ustawę ułatwiającą współpracę nauki i biznesu" powiedział i już ma jedną obietnicę więcej.
– Wybory to jakby rozmowa kwalifikacyjna polityka z wyborcą. Przecież wybierając kogoś na cztery czy pięć lat, zatrudniamy osoby, które będą zarabiały pieniądze płynące z naszych podatków. Wypadałoby jakoś podsumować polityka, co obiecywał, a z czego się faktycznie wywiązał. Jeśli pozostaniemy wyborczymi leniami, posłowie i senatorowie nie nauczą się traktować nas poważnie – mówi Rzeplińska.
Bez kompetencji, bez angielskiego
A polscy politycy plotą co popadnie. W wyborach do Parlamentu Europejskiego wyszło na jaw, że wielu przyszłych europosłów z ankiet dowiadywało się nad czym właściwie będą w przyszłości głosować. A nie nad 6-latkami w polskich szkołach, ani finansowaniu in vitro o czym sporo się mówiło w poprzedniej kampanii. Rzeplińska: – Aby porównać poglądy kandydatów wraz z ekspertami (od Fundacji helsińskiej po Instytut Sobieskiego) opracowaliśmy ankietę związaną z tematami, którymi Unia Europejska będzie żyła w ciągu najbliższych lat.
Większość ankiet kandydaci na eurodeputowanych wypełniali, na raty, przez wiele dni. – Zajęło mi to 100 minut pracy! – skomentował jeden z nich trudne pytania. Okazało się też, że jedna trzecia kandydatów nie zna angielskiego. "Do polityki idzie się po wypłatę, a nie po to by służyć społeczeństwu" podsumowuje portal.
Mimo rekordu oglądalności Róża Rzeplińska nie jest zadowolona z przypadkowej promocji portalu. – Nie chcemy być politycznym Pudelkiem, wyciągającym na jaw afery i brudy. Żałuję, że naszą ankietą posłużono się w walce politycznej. Mam nadzieję, że mimo to kandydaci pozostaną szczerzy w swoich wypowiedziach – kończy.