Andrzej Duda zaciera prawdziwy obraz Prawa i Sprawiedliwości. Warto go przed wyborami przypomnieć.
Andrzej Duda zaciera prawdziwy obraz Prawa i Sprawiedliwości. Warto go przed wyborami przypomnieć. Fot. Jerzy Gumowski; Sławomir Kamiński; Wojciech Olkuśnik / Agencja Gazeta, YouTube.com/Marcin Mioducki

Wydaje się, że Andrzej Duda to młody, dynamiczny polityk, zupełnie niepasujący do typowego obrazu Prawa i Sprawiedliwości, które od lat nie potrafiło przekonać do siebie więcej niż te ok. 30 proc. Polaków wznoszących na ulicach modły: "Jarosław, Polskę zbaw!". Zacieranie w pamięci Polaków prawdziwej twarzy ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego to klucz do wysokiego poparcia ze strony wyborców, którzy wcześniej z PiS nie chcieli mieć nic wspólnego. Warto przypomnieć, dlaczego dotąd było ich tak wielu...

REKLAMA

1. Co myśli PiS o internautach?

Dziś Andrzej Duda może liczyć na poparcie internautów porównywalne już z tym, którym od lat cieszył się Janusz Korwin-Mikke. Być może to dzięki krótkiej pamięci Polaków, którzy zapomnieli, co politycy Prawa i Sprawiedliwości myślą o społeczności sieciowej. Jeszcze kilka lat temu przełożony Andrzeja Dudy sugerował ograniczanie – szczególnie młodym ludziom – dostępu do internetu.
– Nie jestem entuzjastą tego, żeby sobie młody człowiek siedział przed komputerem, oglądał filmiki, pornografię, pociągał z butelki z piwem i zagłosował, gdy mu przyjdzie na to ochota. Zwolennicy głosowania przez internet chcą tę powagę odebrać. Dlaczego? Wiadomo, kto ma przewagę w internecie i kto się nim posługuje. Tą grupą najłatwiej manipulować, sugerować na kogo ma zagłosować – stwierdził w jednym z wywiadów Jarosław Kaczyński.
Wkrótce po opublikowaniu tych cytatów prezes PiS odniósł się do swojej opinii na temat internautów na konferencji prasowej. Tłumaczył, że nie chciał nikogo obrazić, po czym... tylko zaczął tylko utwierdzać swoją stereotypową, krzywdzącą opinię o Polakach, dla których internet i nowe technologie to nieodłączna część życia. Warto przypomnieć, że w 2008 roku ten temat pierwotnie został wywołany sugestiami polskich internautów, by dopuścić w Polsce możliwość głosowania przez sieć.

2. Wierzysz w "zamach smoleński"? PiS owszem...

Fot. YouTube.com/aqu32
Andrzej Duda dość skutecznie unika odpowiedzi na pytania o jego stosunek do katastrofy smoleńskiej. Kiedy jest o to pytany, stara się zwykle uciekać w inne tematy. Dobrze wie, że poza twardym elektoratem PiS przywoływanie zdania skompromitowanych naukowców i szalejącego od lat nad tragedią z 10 kwietnia 2010 roku Antoniego Macierewicza nie działa. Wśród wyborców o poglądach centrowych "grą Smoleńskiem" mógłby tylko stracić.
Do jasnego zadeklarowania się w sprawie tego, czy nowy prezydent może mieć poglądy zbliżone do Antoniego Macierewicza zmusiła Andrzeja Dudę tylko Justyna Pochanke. Kandydat PiS odpowiedział jej, że według niego, Tu-154M nie uderzył w smoleński las "zwyczajnie". – Konsultowałem się ze znajomym moich rodziców. (...) I on mi to potwierdził – odpowiedział Duda.
Bo nie mógł inaczej. Stanowisko jego partyjnych przełożonych jest w sprawie katastrofy smoleńskiej jasne. – Wniosek jest jednoznaczny – jedyną koncepcją, która wszystko wyjaśnia jest zamach. A więc jeśli nie 100, to 99 proc. - oznajmił w listopadzie 2012 roku prezes PiS Jarosław Kaczyński.
– To, że w Smoleńsku, doszło do zamachu, wynika z badań naukowców zespołu parlamentarnego już od dawna – przypominał wiceprezes PiS Antoni Macierewicz na początku kampanii prezydenckiej. – Polegli w okolicznościach, które każą nazwać tę śmierć śmiercią męczeńską – mówił o ofiarach katastrofy kilka dni później.

3. IV RP

logo
Andrzej Duda jako wiceminister sprawiedliwości był jedną z najważniejszych osób odpowiadających ze działanie IV RP. Fot. Jerzy Gumowski / Agencja Gazeta
Najmłodsi wyborcy mogą tego okresu nie pamiętać. Trwał tylko dwa lata, a dzisiejsi 18-latkowie mieli wtedy dopiero ok. 10 lat. Byli więc zbyt młodzi, by czuć obawę, że państwo kierowane przez rząd Jarosława Kaczyńskiego wmanipuluje ich w jakąś aferę korupcyjną, zamknie w areszcie pod pretekstem ówczesnej polityki "zero tolerancji", czy wpakuje siłą "w kamasze", gdy zechcą strajkować.
Bohaterem tamtych czasów był "Agent Tomek" z CBA, który uczestniczył w kilku najbardziej spektakularnych akcjach przeciwko rzekomo skorumpowanemu establishmentowi. Między innymi jego działania sprawiły, że do aresztu wtrącono popularną aktorkę i producentkę filmową Weronikę Marczuk-Pazurę. Tomasz "Agent Tomek" Kaczmarek w 2010 roku odszedł ze służby w CBA, by szybko znaleźć się na listach wyborczych PiS i zdobyć mandat posła. W tym samym czasie okazało się, że m.in. w sprawie przeciwko Weronice Marczuk śledztwo musiało zostać umorzone wobec braku znamion przestępstwa w jej działaniach.
Po latach na sukces ówczesnych organów ścigania nie wygląda już też głośne zatrzymanie znanego transplantologa dr. Mirosława G. Przed laty mocno wstrząsnęło ono polską transplantologią i Polakami, którzy obawiali się, że lekarze będą ich zabijać, masowo odmawiać zgód na przeszczepy. Cóż taka miała być cena za twardą walkę z korupcją, która trawiła Polskę przez tyle lat po odzyskaniu pełnej niepodległości w 1989 roku. Mirosław G. zresztą okazał się nie do końca niewinny.
Orzekający w jego sprawie sąd znacznie bardziej zatrwożony był jednak sposobem, w którym lekarzowi łamanie prawa udowodniono. – Taktyka organów ścigania w sprawie dr. Mirosława G. może budzić przerażenie. Budzi skojarzenia nawet nie z latami 80., ale z metodami z czasów największego stalinizmu – mówił sędzie Igor Tuleya.
Dla Andrzeja Dudy tamten okres, w którym PiS ogłosił budowanie nowego ustroju zwanego IV RP, dziś nie istnieje. Na szczęście dla niego, uprzejmie zapominają o nim także najpopularniejsi dziennikarze. Chyba w żadnym z ostatnich wywiadów z Andrzejem Dudą nie padło pytanie o to, czy będzie on chciał pozostać prezydentem III RP, czy jednak wróci do odbudowy tej IV.
A powinno, bo kandydat PiS o swojej politycznej przeszłości mówi tylko w kontekście pracy w Kancelarii Prezydenta za czasów Lecha Kaczyńskiego. Zupełnie milczy tymczasem na temat tego, iż wcześniej był jedną z najważniejszych osób, które odpowiadały za machiny IV RP, która opierała się głównie na niezwykłej aktywności organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości kierowanych przez ówczesnego ministra sprawiedliwości i zarazem prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobrę. Andrzej Duda był jego zastępcą.

4. PiS nie potrafił zatrzymać Polaków w ojczyźnie

W 2007 roku rekordowo wielu Polaków głosowało na emigracji. Większość przeciw stworzonej przez PiS IV RP, z której uciekli. / Fot. YouTube.com/Marcin Mioducki
Jednym z najczęściej poruszanych przez Andrzeja Dudę postulatów jest zachęcenie Polaków, który wyemigrowali do powrotu do ojczyzny. Biorąc pod uwagę poparcie polskich emigrantów dla kandydata PiS w pierwszej turze wyborów prezydenckich, nadzieje na to, iż dotrzyma on słowa są wielkie. Problem w tym, że ugrupowanie wystawiające Dudę do rywalizacji o fotel prezydenta mając pełny wpływ na władzę w Polsce nie potrafiło zatrzymać rodaków w ojczyźnie.
W czasach wspomnianej IV RP, czyli okresie rządu sformowanego przez PiS z Polski uciekło najwięcej osób. W pierwszym roku historii IV RP mieszkać dłużej nie chciało w niej aż 420 tys. osób! W kolejnym roku z Polski rządzonej przez bliźniaków Kaczyńskich wyemigrowało kolejne 380 tys. obywateli. Rok później fala ucieczkowa znad Wisły nie słabła, wyemigrowało 310 tys. Polaków. Zatrzymały ją dopiero wybory z jesieni 2007 roku. Po nich co roku lepszego losu w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Niemczech i innych krajach starej Unii szukało już tylko co najwyżej kilkadziesiąt tysięcy Polaków rocznie.

5. Dyplomacja, czyli... walka o krzesło

Fot. YouTube.com/brajanadama
Nie ma wątpliwości, że prezydent Lech Kaczyński przeszedł do historii dyplomacji dzięki swojej równie odważnej, co nietypowej akcji w obronie Gruzji, którą latem 2008 roku zaatakowali Rosjanie. To w dużej mierze dzięki jego staraniom udało się wytworzyć globalny klimat sprzeciwu wobec kremlowskiej agresji. Być może działania Lecha Kaczyńskiego nie byłby tak skuteczne, gdyby prowadził je z Warszawy, a nie Tbilisi, do którego zbliżali się powoli Rosjanie.
Oprócz tej historii poprzednik Bronisława Komorowskiego miał jednak na swoim koncie liczne znacznie mniej chlubne zachowania dyplomatyczne. Po tym, gdy jego brat Jarosław Kaczyński przegrał wybory i na fotelu premiera zastąpił go Donald Tusk, prezydent poświęcił wielomiesięczne wysiłki głównie temu, by rywalizować z nowym szefem rządu o... krzesło na unijnych szczytach. Donald Tusk musiał na nie jeździć jako szef rządu i osoba mająca największy wpływ na realną władzę w Polsce. Lech Kaczyński domagał się, by mu jednak ustąpić ze względu na to, iż jest on formalną głową państwa.
I to chyba jedyna z prawdziwych twarzy PiS, której nie ukrywa Andrzej Duda. W niedzielnej debacie wyraźnie zasugerował on, że podobną walkę o krzesło będzie toczył z premier Ewą Kopacz po zwycięstwie w wyborach zarzucając prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, iż nie uczestniczył on we wielu międzynarodowych szczytach.

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl