Niedzielne demonstracje na ulicach stołecznego Skopje media natychmiast porównały do wydarzeń, które miały miejsce na kijowskim Majdanie w lutym ubiegłego roku. Zachód alarmuje: – To, co dzieje się w sercu Macedonii, może mieć na światową politykę międzynarodową gigantyczny – i niekoniecznie pozytywny – wpływ. A eksperci uspokajają: – Mówimy co najwyżej o konflikcie regionalnym.
Skopje, czyli Majdan?
W lutym 2014 r. pod wpływem demonstracji opozycjonistów i toczonych na ulicach Kijowa walk, zginęło lub zostało rannych kilkuset Ukraińców. Jak się później okazało, tzw. Euromajdan był punktem zwrotnym w całej historii Ukrainy – opozycja, wspierana przez naciski kierowane w stronę ukraińskiego prezydenta przez zachodnią opinię publiczną, doprowadziła wkrótce do ustąpienia znienawidzonego prezydenta Wiktora Janukowycza. Konsekwencją tego było m.in. rozpisane przedterminowych wyborów i uchwalenie szeregu reform.
Tyle tylko, że ta ukraińska rewolucja ma i swoją ciemną stronę – zmiana politycznej warty w Kijowie i usunięcie Janukowycza, którym mniej lub bardziej jawnie od lat sterował Władimir Putin, wywołała wzrost nastrojów separatystycznych na prorosyjskich terenach Ukrainy. Niedługo potem doszło do aneksji Krymu przez Rosję, na Ukrainie natomiast na dobre rozpętała się wojna domowa pomiędzy siłami rządowymi a wspieranymi przez Kreml prorosyjskimi separatystami.
Konflikt ukraiński dawno jednak przestał już mieć wymiar lokalny. Agresywna polityka Rosji wywołała odpowiedź Zachodu i spowodowała nałożenie na kraj szeregu sankcji gospodarczych. Lęk przed rosyjską agresją na dobre towarzyszy krajom takim jak Litwa czy Łotwa a rządy zachodnich państw co jakiś czas na poważnie rozważają dozbrajanie ukraińskiej armii.
– Tak samo może być z Macedonią – alarmują zachodnie media.
„Nikoła, Nikoła”
Wedle relacji lokalnych mediów w poniedziałkowych demonstracjach na ulicach Skopje brało udział ok. 90 tys. osób. Wszystko to zwolennicy rządu Nikoła Gruewskiego, którego ustąpienia od wielu miesięcy domaga się opozycja. Ci zarzucają premierowi i jego ministrom m.in. autorytarne rządy, uprawianie na szeroką skalę korupcji, inwigilację a przede wszystkim sfałszowanie wyborów parlamentarnych w 2014 r.
Do tego ostatniego wątpliwości nie ma zresztą także Zachód. Z raportów przedstawicieli OBWE obecnych na terenie Macedonii w trakcie wyborów jasno wynika, że doszło podczas nich do nieprawidłowości. Podobne sytuacje miały także miejsce podczas wyborów w 2008 r.
Sam Gruewski wszystkim zarzutom przeczy, a lewicową opozycję nazywa dyktaturą „politycznej mniejszości, wspieranej przez obce służby wywiadowcze”. Premier cytowany przez zachodnie media zaznacza, że do dialogu z demonstrantami jest gotów, ale opozycja nieszczególnie jest skłonna do ich podjęcia. Przeciwnicy urzędującego premiera rozbili swój obóz tuż koło rządowych budynków i zapowiadają, że nie odejdą póki premier nie złoży dymisji.
– O tym, która strona ma rację, najlepiej świadczą nagrania konsekwentnie od kilku miesięcy ujawniane przez opozycję – mówi w rozmowie z naTemat Tomasz Żornaczuk, ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. – Z tych taśm jasno wynika, że zaledwie kilkuosobowa grupa z premierem na czele od lat decydowała o najważniejszych kwestiach w państwie. A wszyscy wiemy, że systemy, w których kilka osób w państwie sprawuje władzę w sposób niewynikający z konstytucji, nazywamy autorytarnymi.
Wskrzeszone duchy wojny bałkańskiej
Sytuacja w Macedonii niepokoi Unię Europejską od wielu miesięcy. Natomiast od początku tego roku mówi się już wprost – Macedonia pogrążona jest w głębokim kryzysie politycznym. I trudno się dziwić, że interesuje się tym nawet Bruksela, bo Macedonia przecież już w 2005 r. zyskała status kandydata do struktur Unii Europejskiej. Rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych konsekwentnie blokuje jednak Grecja, która od lat kwestionuje nazwę kraju.
Cytowany przez serwis Sputnik International Borislav Korkodelović, serbski politolog zwraca uwagę, że w Macedonii krzyżują się interesy pięciu politycznych mocarstw – USA, Unii Europejskiej (w szczególności Niemiec), Rosji, Turcji i Chin. Stąd, w jego przekonaniu, jest mało prawdopodobne, by sytuacja unormowała się w najbliższym czasie.
Z kolei kierownik sektora polityki zagranicznej i wewnętrznej USA Instytutu Gospodarki Światowej i Stosunków Międzynarodowych Fiodor Wojtołowski na łamach serwisu Sputnik International przekonuje: – Bałkany są nadal jednym z najbardziej kontrowersyjnych regionów Europy, synonim niestabilności. To, co się na nich dzieje, jak to już zresztą bywało, może mieć znaczący wpływ na kształt stosunków międzynarodowych – począwszy od kwestii bezpieczeństwa europejskiego, przez wpływ na rejony euroatlantyckie, na relacjach rosyjsko–amerykańskich skończywszy.
Wojna to tylko kwestia czasu?
W kwestii międzynarodowego znaczenia macedońskiego konfliktu zdania są jednak podzielone. Ekspert PISM w rozmowie z naTemat przekonuje, że jeśli wewnętrzny konflikt rozgrywający się w Macedonii w ogóle rozszerzy się poza jej granice, to obejmie ewentualnie tereny Kosowa czy Doliny Preszewskiej w Serbii. – Chodzi przede wszystkim o tereny zamieszkiwane przez ludność albańską – wyjaśnia Żornaczuk. – To jest mniejszość etniczna, która ma aspiracje i ambicje niepodległościowe. Może więc spróbować wykorzystywać słabość państwa macedońskiego do walk o secesję czy autonomię.
Na razie decyzję o wysłaniu wojsk na granicę z Macedonią podjęła Bułgaria. Uznano, że to konieczne po tym jak 9 i 10 maja w macedońskim Kumanowie zginęły w sumie 22 osoby. Do tragedii doszło podczas regularnej bitwy między oddziałami specjalnymi policji i grupą zbrojną, którą władze w Skopje określiły mianem "terrorystów przybyłych z innego kraju", czyli Albańczyków z Kosowa. – W obu państwach są środowiska, które uznają wydarzenia w Kumanowie za akcję rządu Macedonii, wymierzoną w Albańczyków, która ma służyć odwróceniu uwagi od protestów społecznych – pisze Marta Szpala w analizie opublikowanej na stronie Ośrodka Studiów Wschodnich.
Żornaczuk zwraca też uwagę na to, że całą sytuację zaczęła już wykorzystywać Rosja. – Szef tamtejszej dyplomacji już kilka dni temu sugerował, że za inicjacją protestów w Skopje stoi Zachód i jasno dawał do zrozumienia, że Macedończycy powinni stanąć przeciwko niemu właśnie – przekonuje ekspert PISM. – To typowe zachowanie dla Rosjan – skłócić kraje członkowskie UE albo zniechęcić do Brukseli te państwa, które dopiero do wstąpienia w jej szeregi aspirują. I puentuje: – Nawet jeśli zostaną spełnione postulaty demonstrantów dotyczące wstąpienia do UE, nie oznacza to rozwiązania najważniejszego problemu Macedonii. A tym jest trwający od lat konflikt o nazwę kraju. To przecież właśnie z jego powodu Grecja od lat blokuje rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych między Macedonią a Unią Europejską. A to z kolei wpływa na pogorszenie się sytuacji społecznej, gospodarczej i politycznej w kraju.