Prawicowi komentatorzy powiedzieliby, że "wajcha została przełożona". Inni, że "klimat medialny się zmienił". Czołowi publicyści mainstreamu, których duża część społeczeństwa kojarzy jako sympatyków władzy, zaczynają się od niej odwracać. To już nie jest zwykła krytyka. To zapowiedź upadku. Jacek Żakowski, Monika Olejnik i inni właśnie wbijają kolejny gwóźdź do trumny PO.
Trauma i "g****"
"Pogrzebowa" retoryka to w tym tekście nie przypadek. Właśnie w takim tonie wybrzmiewają kolejne publicystyczne teksty o sytuacji rządu i Platformy Obywatelskiej. "Trumna", "nowi ministrowie pomogą jak kadzidło zmarłemu", "pudrowanie trupa", "ta czaszka się już nie uśmiechnie" – to, że takie określenia padają w artykułach na prawicy, nie może dziwić. Ale prognozy wieszczące śmierć Platformy i poddające partię druzgocącej krytyce, które pojawiają się w "mediach głównego nurtu", już tak. Nie dlatego, że ich autorzy rzeczywiście zawsze byli piewcami obecnie rządzących. Raczej dlatego, że bardzo często tak są postrzegani.
O kogo chodzi? Oto np. publicysta "Polityki" Jacek Żakowski pisze, że PO stała się "górą lodową i żelazną konsekwencją dryfuje kursem, na którym bezkompromisowo topnieje". W innym miejscu przekonuje, że rekonstrukcja rządu była ostatnią (i zmarnowaną) szansą na ratunek Platformy i że partia Ewy Kopacz jest jak SLD w przeddzień upadku.
Nie mniej krytyczna jest Monika Olejnik, której przypięto przecież łatkę "dziennikarki miłej władzy". W piątek na łamach "Gazety Wyborczej" przekonywała, że premier Kopacz przy okazji afery podsłuchowej "kpi z opinii publicznej" i że musi radzić sobie z "g**nem", które zostawił jej Donald Tusk. Napisała też, że pod rządami PO Polska rzeczywiście wygląda dziś jak z powiedzenia "ch**, d*** i kamieni kupa".
Symptomatyczne jest to, że w reakcji na ten tekst na stronie "GW" opublikowano list wzburzonego poglądami Olejnik czytelnika. "Uważałem Panią za profesjonalną, obiektywną dziennikarkę; trochę się teraz obawiam, czy nie 'ustawia się' Pani już pod nową władzę" – napisał, co dobrze pokazuje, jak odbierane są wymierzone w PO słowa jej i podobnych publicystów.
Z wielu głosów w mediach "mainstreamu" wyróżnił się też ten Konrada Piaseckiego z RMF FM. On z kolei pisze o "końcu epoki PO" i o tym, że "z entuzjazmu marzeń i zapowiedzi, z jakimi szła PO do wladzy, nie zostało dziś już niemal nic". Diagnoza wygląda znajomo – Platforma jest na drodze do klęski.
"Dziennikarz jak lekarz"
Skąd aż taki pesymizm? Oczywisty jest fakt, że Platforma znalazła się w największym kryzysie w swej historii. Pokazują to m.in. sondaże i porażka Bronisława Komorowskiego. Tyle że to nie wystarczy za wyjaśnienie. Nawet w najgorszych momentach PO jawiła się Żakowskiemu czy Olejnik jako jedyna racjonalna siła zdolna do rządzenia Polską. Dziś przynajmniej wydaje się, że tak już nie jest.
– Owszem, klimat medialny się zmienił, bo Platforma znalazła się w stanie traumatycznego stresu, który powoduje, że popełnia błąd za błędem. Ja nie mówię, że Platforma się skończyła. Mówię, że może się skończyć i na miarę moich możliwości intelektualnych przekonuję do podjęcia działań, żeby to się nie stało. Dziennikarz jest jak lekarz - musi mówić prawdę – tłumaczy mi Jacek Żakowski.
Jak mówi, Platforma wciąż jest najlepszą ofertą polityczną, ale "na naszych oczach popełnia samobójstwo". – Naszym obowiązkiem jako publicystów jest powiedzieć: "przestań robić sobie krzywdę". Zdecydowanie wolałbym w Polsce rząd Tuska niż Kukiza, ale działania obecnie podejmowane prowadzą do tego, że będziemy mieli raczej Kukiza za premiera. Mówię: "droga Platformo, opamiętaj się" – dodaje.
Front przeciwko Kopacz
W publicystyce "mainstreamu" widać wyraźnie, że największym problemem jest osoba premier Kopacz. Niemal każde jej działanie poddawane jest bezlitosnej krytyce i zestawiane z aktywnością Tuska. A już po rekonstrukcji rządu publicyści, którzy w prawicowych mediach nazywani są "prorządowymi", jednogłośnie ogłosili porażkę szefowej PO.
"Pani premier postanowiła wywołać w środę polityczne trzęsienie ziemi, ale akcję ratunkową wstrzymała na kilka dni. Gdzie tu logika?" – pisała w "Wyborczej" Katarzyna Kolenda-Zaleska z "Faktów" TVN odnosząc się do opóźnienia w nominacjach nowych ministrów. Stwierdziła też, że wyszło na to, iż Kopacz nie panuje nad sytuacją i nie trzyma mocną ręką przywództwa w partii i rządzie. "Tych strat nie da się już odrobić" – stwierdziła, na koniec doradzając Kopacz urlop na "zresetowanie mózgu".
"Gdy zmian dokonywał Donald Tusk, wpisywały się one w jakąś koncepcję polityczną. Zmiany Ewy Kopacz w nic się za cholerę nie wpisują. A więc nie mają znaczenia. Dramat wynika nie z tego, że na nominacje ministrów długo czekaliśmy, ale z tego, że nie wiemy, czy zmiany te cokolwiek dadzą" – powiedział z kolei "Super Expresowi" Żakowski.
– Z dwojga złego rząd Kopacz jest lepszy niż rząd Kukiza. Ale ja mam obawy. Jeśli Platforma chce innej opcji udziału we władzy niż stanie się przystawką PiS-u przeciwko Kukizowi, musi zdecydować się na zmianę premiera i szefa partii – komentuje dziś publicysta "Polityki".
Kondukt żałobny
Publicyści mogą mówić, że ich krytyka wynika z troski o Platformę, ale efekt, jaki będzie miała, może być raczej odwrotny do oczekiwanego. Na prawicy już pojawiają się komentarze, że "nawet" prorządowi dziennikarze odwracają się od władzy. Obraz jest taki, jakby stanowiska Żakowskiego czy Olejnik dodawały dodatkowej autentyczności twierdzeniu o nadchodzącym upadku Platformy.
"Jeśli NAWET oni mówią o upadku Platformy, jej los musi być przesądzony" – tak może pomyśleć wielu wyborców, którzy opinię wyrabiają sobie na podstawie publicystyki w czołowych mediach. Krytyka rządu, którą słychać właśnie z tej strony, nie wygląda na wezwanie do boju. Raczej jak lament żałobny publicystów, którzy odprowadzają rządzącą partię w ostatnią drogę.
To zapewne nie będzie upadek na miarę AWS czy choćby i SLD – które po latach rządzenia albo zniknęły z powierzchni ziemi, albo już nigdy nawet nie zbliżyły się do kondycji z czasów świetności. Jednak epoka, w której lider partii mógł obwieszczać światu, że „nie ma z kim przegrać", mija bezpowrotnie.Czytaj więcej
Jacek Żakowski
Myślę, że Platforma bardzo by się zdziwiła, gdybym powiedział, że byłem bardzo życzliwym dla niej publicystą. Po prostu oceniam jej działania. Niektóre były sensowne, jak w sprawie sześciolatków czy OFE. Niektóre to głupstwa, które krytykowałem: m.in. zamienianie szpitali w spółki, wojnę Arłukowicza z lekarzami czy mocarstwowe zapędy Sikorskiego na Ukrainie. Taka jest rola komentatorów.