
Prawicowi komentatorzy powiedzieliby, że "wajcha została przełożona". Inni, że "klimat medialny się zmienił". Czołowi publicyści mainstreamu, których duża część społeczeństwa kojarzy jako sympatyków władzy, zaczynają się od niej odwracać. To już nie jest zwykła krytyka. To zapowiedź upadku. Jacek Żakowski, Monika Olejnik i inni właśnie wbijają kolejny gwóźdź do trumny PO.
"Pogrzebowa" retoryka to w tym tekście nie przypadek. Właśnie w takim tonie wybrzmiewają kolejne publicystyczne teksty o sytuacji rządu i Platformy Obywatelskiej. "Trumna", "nowi ministrowie pomogą jak kadzidło zmarłemu", "pudrowanie trupa", "ta czaszka się już nie uśmiechnie" – to, że takie określenia padają w artykułach na prawicy, nie może dziwić. Ale prognozy wieszczące śmierć Platformy i poddające partię druzgocącej krytyce, które pojawiają się w "mediach głównego nurtu", już tak. Nie dlatego, że ich autorzy rzeczywiście zawsze byli piewcami obecnie rządzących. Raczej dlatego, że bardzo często tak są postrzegani.
To zapewne nie będzie upadek na miarę AWS czy choćby i SLD – które po latach rządzenia albo zniknęły z powierzchni ziemi, albo już nigdy nawet nie zbliżyły się do kondycji z czasów świetności. Jednak epoka, w której lider partii mógł obwieszczać światu, że „nie ma z kim przegrać", mija bezpowrotnie. Czytaj więcej
Skąd aż taki pesymizm? Oczywisty jest fakt, że Platforma znalazła się w największym kryzysie w swej historii. Pokazują to m.in. sondaże i porażka Bronisława Komorowskiego. Tyle że to nie wystarczy za wyjaśnienie. Nawet w najgorszych momentach PO jawiła się Żakowskiemu czy Olejnik jako jedyna racjonalna siła zdolna do rządzenia Polską. Dziś przynajmniej wydaje się, że tak już nie jest.
Myślę, że Platforma bardzo by się zdziwiła, gdybym powiedział, że byłem bardzo życzliwym dla niej publicystą. Po prostu oceniam jej działania. Niektóre były sensowne, jak w sprawie sześciolatków czy OFE. Niektóre to głupstwa, które krytykowałem: m.in. zamienianie szpitali w spółki, wojnę Arłukowicza z lekarzami czy mocarstwowe zapędy Sikorskiego na Ukrainie. Taka jest rola komentatorów.
W publicystyce "mainstreamu" widać wyraźnie, że największym problemem jest osoba premier Kopacz. Niemal każde jej działanie poddawane jest bezlitosnej krytyce i zestawiane z aktywnością Tuska. A już po rekonstrukcji rządu publicyści, którzy w prawicowych mediach nazywani są "prorządowymi", jednogłośnie ogłosili porażkę szefowej PO.
Publicyści mogą mówić, że ich krytyka wynika z troski o Platformę, ale efekt, jaki będzie miała, może być raczej odwrotny do oczekiwanego. Na prawicy już pojawiają się komentarze, że "nawet" prorządowi dziennikarze odwracają się od władzy. Obraz jest taki, jakby stanowiska Żakowskiego czy Olejnik dodawały dodatkowej autentyczności twierdzeniu o nadchodzącym upadku Platformy.
Napisz do autora: michal.gasior@natemat.pl
