– Środowiska skrajnie prawicowe od lat zatruwały życie lewicy. Na tyle skutecznie, że dziś kojarzy się ona z wielkim złem i narodową krzywdą. Mimo powszechności zjawisk, takich jak umowy śmieciowe, licznych nierówności ekonomicznych, to właśnie idee antylewicowe kojarzą się nam z rozwojem gospodarczym, wolnością, czymś, czego nie było w PRL-u – mówi w rozmowie z naTemat Łukasz Drozda, politolog i autor książki "Lewactwo. Historia dyskursu lewicy radykalnej w Polsce".
Zgadza się Pan z twierdzeniem, że ta książka to odpowiedź na takie publikacje jak chociażby „Resortowe dzieci”?
Gdybym chciał odpowiadać na „Resortowe dzieci”, musiałbym napisać książkę na tym samym poziomie. Bo „Resortowe dzieci” opierają się na szeregu rozmaitych manipulacji. Nie jest to z pewnością książka naukowa, nie poddano jej procedurze recenzyjnej. Zresztą sprawa przegrana przez autorów z Jackiem Żakowskim w sądzie najlepiej dowodzi, że nie jest to dzieło, do którego warto odnosić się w literaturze naukowej.
„Lewactwo....” na pewno prezentuje zupełnie inne stanowisko, ale podczas pracy nad nią starałem się raczej ważyć słowa i kontrolować swoje publicystyczne zacięcie, właściwie dla tamtego tytułu, na rzecz naukowego.
Książka przygotowana została w oparciu o badania przeprowadzone pod kierownictwem jednego z najbardziej znanych w Polsce historyków polityki: prof. Rafała Chwedoruka z Instytutu Nauk Politycznych UW. Bogatą kwerendę dokumentów archiwalnych, propagandowych, artykułów prasowych i monitoring internetu, uzupełniły też wywiady przeprowadzone przez autora ze znanymi „lewakami”: Barbarą Labudą, Piotrem Szumlewiczem i innymi, w tym… trockistami działającymi w strukturach historycznej „Solidarności”.
Próbuje Pan szukać usprawiedliwienia dla kiepskiej kondycji polskiej lewicy?
Ta kiepska kondycja to jest bardzo szeroki problem. Ten problem ma też wiele przyczyn. Moja książka jest raczej omówieniem tego w jaki sposób środowiska prawicowe utrudniały życie polskiej lewicy niż historią tego, co lewica, w dobrym lub złym tego słowa znaczeniu, zawdzięcza sama sobie.
Myślę, że popularność lewicy, a właściwie jej niepopularność wśród Polaków młodego pokolenia to przede wszystkim efekt prawicowej, propagandowej sieczki, którą serwuje się nam już w szkole.
W jaki sposób?
Choćby promując idee wolnorynkowe i indywidualistyczne postawy. Istotne jest tu także zachowanie rozmaitych mediów, mających najczęściej prawicową, ewentualnie liberalną afiliację.
Ja jednak pisząc „Lewactwo...” skupiałem się na czymś innym.
Na czym?
Moim celem było pokazanie pewnej kontynuacji w zachowaniu skrajnej prawicy. Począwszy od okresu Międzywojnia, przez czasy PRL–u, aż po III RP.
Zaczynając te badania dostrzegłem podobieństwa między tym, jak wyglądał twardogłowy nurt partyjnego betonu w czasach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, a tym na czym polegała strategia stalinistów w Międzywojniu właśnie. Mowa zarówno o tych polskich, jak i radzieckich. Te nurty de facto były bardzo podobne, choć na pierwszy rzut oka wydaje się to nieprawdopodobne. Bo kto wpadłby na to, by utożsamiać teksty Lenina i stanowiska Komunistycznej Partii Polski z dzisiejszym Ruchem Narodowym?
Te podobieństwa jednak są, dotyczą nie tylko tych samych poglądów, ale i tych samych osób.
Wyjaśnia pan, skąd wśród Polaków tak silnie negatywny wizerunek lewicy?
Na niego składa się kilka istotnych elementów.
Po pierwsze?
Polska, w porównaniu do tych państw, w których dziś lewica się dynamicznie rozwija, ma silne przekonanie, że ta łapa autorytarna, ta dyktatura, która trwała przez kilkadziesiąt lat, miała oblicze lewicowe. Można oczywiście dyskutować z tym na ile konsekwentna była ta lewicowość PRL-u, ale fakt jest faktem, że ten okres kojarzy nam się właśnie z rządami lewicy.
Grecja ma doświadczenia faszystowskiej dyktatury. Hiszpania przez wiele lat była rządzona przez frankistów. Ameryka Łacińska także, ale tam mimo wszystko te idee socjalistyczne kojarzą się z pozytywną wizją nacjonalizmu, pewnej niezależności, autonomii względem polityki Stanów Zjednoczonych, transnarodowych korporacji i klas posiadających. Polska lewica nie ma zbyt wielu pozytywnych aspektów, do których mogłaby się odwołać choćby wizerunkowo.
Z drugiej strony, dla lewicy kłopotliwe jest też to, że jej hasła prezentowane na polu społeczno–ekonomicznym też są mało popularne. Mimo powszechności takich zjawisk jak umowy śmieciowe, licznych nierówności ekonomicznych, to właśnie idee antylewicowe kojarzą się nam z rozwojem gospodarczym, wolnością, czymś, czego nie było w PRL-u. Wszystko pogorszyły jeszcze działania SLD, który dla młodych Polaków więcej ma wspólnego np. z podatkiem liniowym i tajnymi więzieniami CIA, niż lewicowymi ideami. Pokazał to dobitnie wynik Magdaleny Ogórek w wyborach prezydenckich.
Dzisiejszy świat jest w ogóle mało przyjazny lewicy. Mowa tu zarówno o tym, kto ma najwięcej pieniędzy, kto jest w stanie finansować ruchy polityczne, jak i o tym kto zarządza koncernami medialnymi.
Czyli jednak pan tej lewicy broni.
Prywatnie tak, ale w książce staram się moich poglądów nikomu nie narzucać.
A wewnątrz książki? Znajdziemy tam informacje, które wywołają kolejną wojnę polsko–polską czy raczej jedną z nich zakończą?
Raczej to drugie.
Chodzi mi o ukazanie pewnego zjawiska związanego z toczącą się w Polsce wojną światopoglądową, dość absurdalną i oderwaną od bieżących problemów ludzi. Wydaje mi się, że naświetlenie tego zjawiska powinno raczej zniechęcić ludzi do wojen światopoglądowych.
Mnie osobiście bardzo martwi to, że spór polityczny może, bo tak się dziś dzieje, koncentruje się wokół „ideologii gender”, lub – jak mawiają fani Janusza Korwin–Mikkego – „masakrowania” lewactwa. Chciałbym, żeby jednak polityka była bardziej racjonalna, może nieco zorientowana klasowo. I chciałbym, by debata publiczna dotyczyła w mniejszym stopniu sprawy Jedwabnego w takim wariancie jak podczas debaty prezydenckiej, a w większym tego, co dotyka nas na co dzień.
Pana zdaniem to uładzenie agresywnego dyskursu politycznego jest w ogóle możliwe? Czy dożyjemy czasów, w których dyskusja między poszczególnymi ugrupowaniami będzie toczyła się na wysokim, kulturalnym poziomie?
Tak, to jak najbardziej realna wizja. Pamiętajmy jednak, że takie konflikty najbardziej przybierają na sile wtedy, gdy dwaj główni uczestnicy debaty publicznej niewiele się od siebie różnią. A w Polsce tak właśnie jest.
Mniej więcej od 2005 r . mamy na scenie politycznej dwie główne partie, które wyrosły z tego samego rdzenia. Takie, które kiedyś wystawiały wspólne listy wyborcze a nawet „pożyczały” sobie kandydatów, tak jak Platforma PiS-owi, o czym oba ugrupowania lubią nie pamiętać.
Wydaje się jednak coraz bardziej prawdopodobne, że w szeregach Platformy Obywatelskiej dochodzi do pewnego rozczłonkowania. Jeśli tak się stanie, główna opozycja dla Prawa i Sprawiedliwości zyska inny charakter i być może dyskusja znów będzie toczyła się na linii lewica–prawica albo na osi kwestie wolnorynkowe kontra liberalna polityka gospodarcza. Wówczas kwestie światopoglądowe mogłyby stracić na znaczeniu.
Pewną przeszkodą może być fakt, że nie rozwiązaliśmy jeszcze takich kwestii jak np. in vitro czy związku partnerskie. Bo jeśli chodzi o tą drugą kwestię, jesteśmy jednym z ostatnich państw Europy, które jeszcze się z nią nie uporało.
Polityka to temat nośny. A jednak miał Pan problem z zebraniem funduszy na wydanie książki. Dlaczego?
Polskie szkolnictwo wyższe ciągle jest bardzo kastowe, młodym naukowcom trudniej jest pozyskiwać środki na publikacje gwarantujące odpowiednią samodzielność i niezależność. Stąd zdecydowałem się na zbiórkę crowdfundingową.Udało się zgromadzić wystarczające środki na tydzień przed końcem akcji, w tej chwili zbieramy jeszcze pieniądze na równoległe wydanie ebooka – czas na to jest jeszcze do 23 czerwca.
Łukasz Drozda – politolog, doktorant w Kolegium Ekonomiczno-Społecznym SGH. Absolwent dwustopniowych studiów w Instytucie Nauk Politycznych UW oraz student studiów inżynierskich z gospodarki przestrzennej w SGGW. Stale współpracuje z polską edycją miesięcznika „Le Monde Diplomatique”, publikował także na łamach wielu innych mediów drukowanych i internetowych. Jego badania naukowe koncentrują się wokół historii polityki, ruchów społecznych i konfliktów przestrzennych. Zawodowo zajmuje się komunikacją społeczną pracując w organizacji pożytku publicznego.