Niewiele jest takich miejskich tradycji, które po 755 latach nadal mają się świetnie i przystają do obecnego klimatu miasta. Jedną z nich jest bez wątpienia gdański Jarmark Dominikański, którego pierwszy tydzień powoli za nami. Po tym czasie można już jednak powiedzieć, że legendarny jarmark po kilkunastu latach zbyt intensywnego flirtu z tandetą, wreszcie zdaje się być znowu wydarzeniem, na które bez obciachu można wybrać się na weekend.
Niezmiennie, prawie bez większych przerw, Jarmark św Dominika wraca do Gdańska już corocznie od 1260 roku. Wtedy to gdańscy dominikanie po raz pierwszy dostali bowiem od ówczesnego papieża Aleksandra IV pozwolenie na organizację wielkiego odpustu. Już wówczas na wieść o tym wydarzeniu do Gdańska ściągać zaczęły tłumy kupców, kuglarzy i ciekawych świata podróżników z tamtych czasów. W najlepszych latach średniowiecza, czy renesansu w gdańskim porcie pojawiało się na jarmark nawet kilkaset okrętów handlowych. A jego główną atrakcją pozahandlową była wizyta króla.
I tak głównie bursztynem, kaszubskimi przetworami, wędzoną rybą i ceramiką, szkłem z Czech, dywanami z Azji, czy ekskluzywnymi tkaninami z Wysp Brytyjskich handlowano tradycyjnie aż do 1939 roku. Chore ambicje Hitlera, a później specyficzny nowy socjalistyczny ład wprowadzany nad Wisłą przez Kreml sprawiły, że jarmark ze świętym w nazwie dostał szanse odrodzenia się dopiero w 1972 roku. Legenda dawnej sławy tego wydarzenia sprawiła wówczas, że gdańszczanie i odwiedzający miasto turyści pokochali jarmark tak, jak kochany był przez setki wcześniejszych lat.
"Dziki kapitalizm" lat 90-tych dopadł jednak także to miejsce i z roku na rok uczestnicy Jarmarku św. Dominika ściągali do Gdańska z coraz większą tandetą. Kiedy pieski z machającą główką, pstrokate pamiątki, chińskie zabawki z najgorszego plastiku, czy skóry i dresy były dla przeciętnego Kowalskiego powiewem Zachodu, miało to jeszcze jakiś urok. W minionych latach Jarmark Dominikański stawał się jednak częściej synonimem obciachu niż święta. Turyści odwiedzali go twierdząc oficjalnie, że wpadają przypadkiem, a gdańszczanie znienawidzili. Wcale nie przez tłumy korkujące miasto, a raczej wstyd, który ta cała tandeta i jej miłośnicy zaczęli miastu przynosić.
Po pierwszych dniach tegorocznego Jarmarku św. Dominika można jednak odnieść wrażenie, że Gdańsk wreszcie zaczął uczyć się na błędach popełnionych przy organizacji tej imprezy w latach poprzednich. Kolorowe badziewie wciąż możemy gdzieniegdzie co prawda znaleźć, ale handlujący nim nie zajmują już masowo miejsca w najbardziej prestiżowych lokalizacjach. Ku uciesze mieszkańców Gdańska, niewiele jarmarku jest obecnego w ciągu Drogi Królewskiej, czyli słynnych ul. Długiej i Długiego Targu. Gdańszczanie mają gdzie przejść do pracy, a dla turystów oznacza to, iż nawet w środku Jarmarku Dominikańskiego znowu można podziwiać tutejsze zabytki.
Przede wszystkim jednak wreszcie widać, że organizatorzy najbardziej docenić postanowili już nie handlarzy tym, co znaleźć można na każdym byle jakim targowisku, ale przybyszów z zagranicy z ciekawą ofertą, a także tych, którzy jarmark wypełniają gdańskim klimatem. W śród tych pierwszych w tym roku wyraźnie rzucają się w oczy przede wszystkim kupcy z Turcji, którzy do swoich stoisk przyciągają zapachem przypraw, jedzenia i pachnideł.
W przypadku lokalnych sprzedawców cieszy przede wszystkim widok Strefy Trójmiejskich Rzeczy, czyli twórców designerskich gadżetów miejskich, krzewiących dumę z małej ojczyzny i czasem szorstką, ale niezłomną przyjaźń między Gdańskiem, Sopotem i Gdynią. Podobnie, jak designerzy tworzący takie produkty w Warszawie, czy na Śląsku, także ci z Trójmiast wydatnie dbają też o lokalną pamieć, a zarazem robią miastu świetną promocję w Polsce i na świecie. Szczególnie w takich miejscach, jak jarmark przyciągający ludzi z całego świata.
Wszystko to powoli sprawia, że w Gdańsku o Jarmarku św. Dominika być może znowu będziemy mogli mówić nie z pewnym zażenowaniem, a dumą z tego, że ta ponad 750-letnia tradycja nie ginie. No i że znowu wstydem nie będzie przyznać, że na przełomie lipca i sierpnia do Gdańska na kilka dni wpada się właśnie na zakupy i dobrą zabawę na jarmarku.