Spuszczone w dół lub wysoko w górze – polskie głowy są dziś pełne emocji po niedzielnym głosowaniu. Większość postrzega wyniki zero-jedynkowo, wyłącznie w kategorii sukces/porażka. Tymczasem nawet wrogowie PiS mają powody do zadowolenia.
Zaledwie kilkanaście godzin temu ogłoszono wynik wyborów, a już nie mam siły słuchać lamentu zawiedzionych lemingów. Część wyborców Platformy zachowuje się dziś tak, jakby do Polski miały za chwilę wjechać czołgi i rozprawić się lemingami. Mało kto stara się dostrzec plusy takich a nie innych wyników, które są widoczne gołym okiem. Niektórzy zdają się również nie dostrzegać, dlaczego Platforma przegrała wybory. Trzeba pamiętać, że to PO zafundowała ludziom rządy PiS.
Wreszcie zmiana!
To chyba najważniejszy skutek tych wyborów. Nie ma nic gorszego niż pozostawanie w strefie pozornego komfortu, jakim dla antyPiSowców były rządy Platformy Obywatelskiej. Wiele osób narzekało, miało większe oczekiwania wobec rządzących, ale do szczęścia wystarczało im to że Kaczyński z Macierewiczem nie siedzieli za sterem.
Był to niezwykle wygodny układ dla Platformy, która nie miała wystarczającej motywacji do działania. Pojawiły się pokusy, z których część polityków tej partii skorzystała. A wyborcy skorzystali ze swojego prawa. Można było tolerować zachowanie zdeprawowanych polityków albo ich ukarać, bez patrzenia na koszty. Cóż, nikt nie mówił że będzie łatwo – w imię zasad...
Nowe twarze
Kampania wyłoniła kilka nowych twarzy i być może nareszcie zepchnęła te opatrzone na margines. Nowacka, Petru, Zandberg - to bez wątpienia największe gwiazdy tej kampanii. I choć tylko szef .Nowoczesnej zdołał wprowadzić swoich ludzi do Sejmu, Polacy zobaczyli że nie jesteśmy skazani na podstarzałych, smutnych polityków, dla których Sejm stał się poczekalnią do emerytury.
– Barbary Nowackiej jest mi szkoda. Ale już Leszka Millera i Palikota nie – usłyszałem tuż po ogłoszeniu wyników od Ryszarda Petru. Wielu wyborcom nie jest również szkoda Janusza Piechocińskiego, Ludwika Dorna czy Waldemara Pawlaka, którzy prawdopodobnie nie zdobyli wystarczającej liczby głosów. Nadchodząca kadencja będzie być może również pierwszą, w której nie pojawił się Józef Zych.
Ktoś powie: jakie to ma znaczenie, skoro do władzy idzie Kaczyński, Macierewicz, czy Ziobro? Otóż ma. Ale cieszyć należy się również z tego, że PiS najprawdopodobniej dostał szansę, jakiej nie miała jeszcze żadna partia po 1989 roku. To szansa na samodzielne rządy, a więc i na całkowitą odpowiedzialność za swoje decyzje. Wynik wyborów to prawdziwe "sprawdzam" dla PiS, które nie będzie mogło stosować żadnych wymówek. Albo się uda, albo nie.
Katharsis dla lewicy
Sejm jest również paradoksalnie ogromną szansą dla lewicy. Polacy pokazali, że nie chcą jej w takim kształcie, jaki zaproponowała Zjednoczona Lewica. Powiedzieli nie postkomunistom i wypalonemu Januszowi Palikotowi. Polacy czekają na nową lewicę, a nie na nowo posklejaną z zepsutych od dawna elementów. Barbara Nowacka, dzięki której Zjednoczona Lewica osiągnęła nieosiągalny jeszcze niedawno wynik, płaci cenę za kolegów. Polacy ją polubili, ale nie na tyle, by nie dostrzec stojącego za jej plecami Millera.
Bardzo dobry wynik Partii Razem, choć zbyt mały by dostać się do Sejmu pokazuje, że jest czas na nową, młodą i miejską lewicę. Lewicowcy dostali sygnał od wyborców, że jest dla nich miejsce, ale muszą jeszcze popracować i na dobre odciąć postkomunistyczną pępowinę. Czasem trzeba upaść, żeby wstać. Oby tylko z nową lewicą nie powstali ci, przez których od lat znajduje się ona na politycznym dnie.
Był czas, że Platforma miała w garści niemal wszystko – premiera, prezydenta... . Dziś wszystko straciła. Przez opieszałość, uleganie pokusom, zbyt dużą pewność siebie. Z PO już dawno zeszło powietrze i dlatego wyborcy wysłali ją na mniej lub bardziej zasłużony, ale na pewno potrzebny odpoczynek. Owszem, sami oberwaliśmy za to PiS-owskim rykoszetem, ale podziękowania należą się wyłącznie fanom ośmiorniczek.