Prawo i Sprawiedliwość w ciągu roku wykreowało z dwójki polityków z drugiego szeregu pierwszoligowych graczy. Partia zainwestowała w to ogromne środki. I o ile Andrzej Duda nadal jest czczony, to Beata Szydło dzisiaj nie jest traktowana poważnie. Na własne życzenie PiS przez nieco ponad tydzień zdewastowało budowany przez prawie 11 miesięcy wizerunek Szydło.
W ciągu dwóch kampanii wyborczych Prawo i Sprawiedliwość było jak dobrze naoliwiona maszyna. Partii Jarosława Kaczyńskiego udało się wykreować Andrzeja Dudę i doprowadzić do jego wygranej w wyborach prezydenckich. Jego odbitym światłem świeciła też Beata Szydło, więc władze partii zdecydowały, że to on ona będzie główną postacią kampanii parlamentarnej.
I przez pewien czas tak było. Szydło była bohaterką wielkich konwencji, spotów, billboardów. Plan się udał, Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, i to uzyskując samodzielną większość. I tutaj zaczęły się kłopoty. Partia zupełnie się pogubiła, jakby była zaskoczona tym, że wygrała i teraz musi sformować rząd. No i się zaczęło.
1. Najpierw prezes
Wieczór wyborczy to ogromne święto partii, ale też moment definiujący to, jak zostaną zinterpretowane wyniki wyborów. Dlatego nawet przegrani próbują się uśmiechać, a wygrani chowają triumfalizm. PiS miało szansę utrwalać przekaz, że Beata Szydło jest prawdziwą, a nie malowaną liderką.
Tymczasem znowu na pierwszym planie był prezes. Zresztą zaczął o sobie przypominać już pod koniec kampanii, kiedy zupełnie zepchnął w cień kandydatkę na premiera. Kampania rządzi się swoimi prawami, ale po jej zakończeniu w interesie PiS było pokazanie Szydło jako samodzielnej premier in spe. Wieczór wyborczy był ku temu pierwszą okazją, tymczasem to prezes jako pierwszy wszedł na mównicę. To pierwszy znak, że Szydło nie jest traktowana poważnie.
2. Gliński zamiast Szydlo
Samodzielność Beaty Szydło była i jest nieustannie kwestionowana. Dlatego na podatny grunt padła podana przez sympatyzujący z PiS serwis braci Karnowskich. We wtorek po wyborach ukazał się tam tekst informujący, że premierem jednak może zostać Piotr Gliński, a nie Szydło. Jak opisywał później w "Newsweeku" Michał Krzymowski jedna z teorii mówi, że prezes chciał przez to pokazać, że Szydło jest od niego całkowicie zależna.
Ostatecznie komitet polityczny partii jednogłośne popiera Szydło. Ale podejmuje też drugą uchwałę: uprawnia Jarosława Kaczyńskiego, Adama Lipińskiego, Mariusza Błaszczaka i Joachima Brudzińskiego do rozmów z prezydentem i jego ludźmi. To tak naprawdę "grupa trzymająca władzę" w PiS.
3. Urlop
W Warszawie tworzy się przyszły rząd Beaty Szydło, a Beata Szydło jest w Małopolsce. Politycy PiS tłumacza, że musi odpocząć kilka dni po wyczerpującej kampanii. Niezbyt szczęśliwe to tłumaczenie, bo tworzenie rządu i przekazywanie władzy to nie czas na odpoczynek. To też sygnał, że Szydło nie jest zbyt odporna, że nie da rady, choć w kampanii wielokrotnie powtarzała "Damy radę!".
Poza tym politycy PiS mieszają się w zeznaniach, bo rzeczniczka PiS tłumaczy, że to nie był urlop, tylko wizyta na grobach bliskich i że Beata Szydło potrzebowała na to kilku dni. Niezależnie od tego, jaki był powód nieobecności przyszłej premier, faktem jest, że rząd tworzył się bez jej udziału. Nawet jeśli rzeczywiście nie ma nic do powiedzenia w sprawie obsady stanowisk, PiS mógłby zorganizować spektakl pt. kandydaci na ministrów przyjeżdżają na rozmowy kwalifikacyjne do pani premier.
4. Macierewicz i Ziobro wrócili
W kampanii wyborczej Beata Szydło obiecała, że ministrem obrony zostanie Jarosław Gowin. Po wyborach wrócił żelazny kandydat na to stanowisko: Antoni Macierewicz. To uderza w Szydło i to kilkukrotnie. Po pierwsze to będzie pierwsza złamana obietnica wyborcza nowej premier. Po drugie pokaże, że to Kaczyński, a nie Szydło wybiera ministrów. Po trzecie wreszcie potwierdzi, że kreowany w kampanii wizerunek łagodnego PiS był tylko maską.
Złe wrażenie zostanie tylko wzmocnione, jeśli potwierdzą się doniesienia o powrocie Zbigniewa Ziobry do Ministerstwa Sprawiedliwości. Szef Solidarnej Polski ma duży elektorat negatywny i spory bagaż złych doświadczeń. Polityczny konkurenci zaraz zaczną przypominać najsłynniejsze akcje Ziobry, jak chociażby słynna konferencja z dyktafonem, który miał być gwoździem do politycznej trumny Andrzeja Leppera czy kontrowersyjna wypowiedź po zatrzymaniu warszawskiego kardiochirurga dr. Mirosława Garlickiego.
5. Jeśli jesteś cool, nie musisz mówić, że jesteś cool
Kiedy politycy PiS zauważyli, że narracja wymyka im się spod kontroli, zaczęli intensywnie pracować nad naprawieniem wizerunku "premier Szydło". Dlatego od kilku dni nie ustają w zapewnianiu, że Beata Szydło jest samodzielna, że bierze udział w ustalaniu składu rządu, że ma coś do powiedzenia. A im głośniej słychać takie zapewnienia, tym jaśniejsze staje się, że jest wręcz przeciwnie. To jak z byciem cool – jeśli jesteś cool, nie musisz na każdym kroku powtarzać, że rzeczywiście jesteś cool.
Ale tego nie da się już przywrócić. W ciągu kilku zaledwie dni Prawo i Sprawiedliwość roztrwoniło kapitał, który przez wiele miesięcy zbierała Beata Szydło. Ona włożyła w to ogromną ilość energii, a partia spore pieniądze. Czas po wyborach był doskonałą okazją do wzmocnienia pozycji przyszłej premier. Teraz będzie już tylko trudniej, bo Szydło będzie musiała podejmować realne decyzje i często ustępować Jarosławowi Kaczyńskiemu (dlaczego będzie musiała to robić pisałem tutaj). Na odbudowanie (czy zbudowanie) wizerunku w miarę samodzielnej premier nie ma więc już szans.