Kampania promocyjna, w której Polska zaprasza gości Euro 2012 do rozgoszczenia się nad Wisłą, naprawdę warta jest wydanych na nią pieniędzy. Kolorowa, dynamiczna, po prostu piękna. Sęk w tym, że pojawia się coraz więcej obaw, że mimo dobrych chęci, użyta w niej angielszczyzna może okazać się niezrozumiała dla naszych gości, a nam samym narobić wstydu. W naTemat rozwiewamy te wątpliwości.
Internet zaczyna wrzeć, że rząd wydał mnóstwo pieniędzy na materiały promocyjne związane z Euro 2012, które oprócz twarzy uśmiechniętych kibiców, opatrzone są też rażącym błędem językowym. O skandalicznej podobno pomyłce językowej pierwszy napisał serwis Babol.pl, a dzisiaj zajmuje się tym już wiele innych, znacznie poważniejszych redakcji. Które w haśle "Feel like at home" (ang. "Poczuj się jak w domu”) doszukują się błędu, który może kosztować nasz kraj kompromitację na skalę międzynarodową. Zdaniem licznych w Polsce osób władających językiem angielskim, rządowe hasło powinno brzmieć bowiem "Feel at home". Przecież to właśnie słyszymy od każdego uprzejmego Brytyjczyka, gdy zaprasza nas do swego domu.
Tymczasem nad Wisłą nawet premier Donald Tusk w roli gospodarza zaprasza na mistrzostwa Europy w piłce nożnej nieco inaczej. - I żeby ci, co tu do nas przyjadą, byli od pierwszego dnia zakochani w Polsce i polskich kibicach. Mówimy: "Wszyscy jesteście gospodarzami" i "Feel like at home" do naszych gości. Jestem przekonany, że to możliwe. Także trzymajcie się, bądźcie pozytywni, bądźcie dobrymi gospodarzami - zachęca szef rządu na swoim wideoblogu. W ręce trzymając przygotowany przez rządowych speców od marketingu plakat z tym samym hasłem.
Z hasłem, które trudno znaleźć w jakimkolwiek słowniku, czy rozmówkach. Jak donosi zatrwożony serwis internetowy radia TOK FM, po wpisaniu do wyszukiwarki słów "feel like at home" serwis idioms.thefreedictionary.com odpowiada: Phrase not found in the Dictionary and Encyclopedia. Podobnie Cambridge.org i polska strona Megasłownik.pl. Nie ma natomiast problemu z odnalezieniem sformułowania "feel at home", które jest opisane jako najlepsze zdanie służące do zaproszenia w gościnę, poczucia się w danym miejscu swobodnie.
Skorzy do narzekania (w tym coraz chętniej na Euro 2012...) rodacy natychmiast stwierdzili więc, że rząd postanowił reklamować najważniejszą imprezę w historii Polski tzw. ponglish. Czyli sposobem mówienia po angielsku, który niektórzy nazywają "angielskim zmywakowym". Ponieważ tak na Wyspach - myśląc po polsku, a próbując mówić po angielsku - porozumiewają się raczej słabo wykształceni imigranci zarobkowi. Ale, czy na pewno goście z zagranicy nas nie zrozumieją, albo wyśmieją? Wątpliwości w tej sprawie specjalnie dla naTemat rozwiewa Karolina Bekker z Centrum Języków Obcych "Archibald".
Native speakerzy nie widzą różnicy
- Skonsultowałam to z trzema native speakerami, osobami pochodzącymi zarówno z Wielkiej Brytanii, jak i Stanów Zjednoczonych. Mamy zatem wypowiedzi osób, które jako pierwsze mogłyby dostrzec rażący błąd. - mówi nam ekspertka. - Można więc powiedzieć poprawnie po angielsku "feel at home", np. przy powitaniu . Można powiedzieć również "feel like you're at home". Amerykanin pytany, czy w haśle na plakacie jest błąd, odpowiedział, że powiedziałby: "feel at home" lub "feel like you're at home". Dodał jednak, że gdy zobaczył wspomniane zdanie, nie przykuło ono jego uwagi w żaden sposób i nie razi go jako błąd językowy - tłumaczy Bekker.
Dodaje, że podobnie na pytanie o poprawność kontrowersyjnego hasła zareagował rodowity Brytyjczyk. - Stwierdził, że wydaje mu się, iż to hasło jest sformułowane poprawnie. A trzeba dodać, że rozmawiałam z wykształconymi osobami, które nie tylko władają językiem angielskim od urodzenia, ale robią to poprawnie. Brytyjczyk powiedział, że widzi ten plakat codziennie i nawet nie zwrócił uwagi, że może być tam jakiś błąd. - opowiada metodyk z centrum "Archibald". - Nie ma więc wątpliwości, że gości z zagranicy raczej nie będzie to raziło. Najważniejszy jest komunikat, a w nim nie ma żadnego rażącego błędu. Bo jeśli nawet native speaker by tak nie powiedział, to go w ogóle nie razi - podsumowuje.
Błąd, ale nie kosztowny
Podobnie kampanię ocenia Adam Jarczyński, dyrektor generalny Polskiej Akademii Public Relations. - Z punktu widzenia puryzmu językowego, to jest jakiś błąd. Jednak podejście do tego określania wielu osób, które mówią po angielsku, ale nie pochodzą z Wielkiej Brytanii ,jest takie samo. Na portalach turystycznych często można znaleźć zdanie "feel like at home" - mówi naTemat. Specjalista od public relations podkreśla też, że w takich przypadkach lepiej byłoby, gdyby wszystko było w stu procentach poprawne, ale to drobiazg, który nie powinien wpływać na ocenę kampanii. - Ona w całości jest kapitalna, nie ma wątpliwości. Sądzę wiec, że pozytywne strony tej akcji przyćmią jakieś drobne błędy. Oczywiście jeśli tylko my, jako gospodarze wywiążemy się z obowiązku - ocenia.