Od pierwszego posiedzenia Sejmu opozycja alarmuje, że pospieszne przepychanie ustaw wywoła chaos. Rządzący bagatelizowali to, przekonując, że to tylko rytualne narzekania opozycji. Jednak teraz członkowie rządu postanowili udowodnić, że opozycja miała rację.
Program "Rodzina 500+" to sztandarowy projekt Prawa i Sprawiedliwości. Beata Szydło zdaje sobie sprawę, że to od niego zależy być albo nie być jej rządu. Ludzie już pytają o pieniądze, a Szydło opóźnienia próbuje tłumaczyć destrukcyjną działalnością opozycji. Opozycja alarmuje, że kolejne ekspresowe ustawy grożą kompletnym chaosem.
Jednak z 500+ miało być inaczej – to projekt rządowy, a nie poselski (który można złożyć na kilka godzin przed pierwszym czytaniem). Do tego zorganizowano konsultacje społeczne, by partnerzy mogli zgłosić swoje uwagi. I wydawało się, że dzięki temu będzie można uniknąć błędów, które zdarzają się, kiedy pisze się ustawy na kolanie.
1. Podatek od odpraw
Najlepszy przykład to podatek nałożony na odprawy menadżerów zwalnianych z państwowych spółek. Ustawa przewiduje, że odchodzący członkowie zarządów będą musieli oddać do budżetu 70 procent swoich dochodów z tytułu zakazu konkurencji.
Ustawę przyjęto pod koniec listopada, a weszła ona w życie 1 stycznia. Ale jeszcze przed tym, pod koniec grudnia trzeba było ją nowelizować, bo okazało się, że polityczna zemsta dotyka nie tylko ekipę członków zarządów nominowanych przez poprzednią, lecz także szeregowych pracowników.
2. 500+
Dla PiS to najważniejsza ustawa tej kadencji. Ale i tutaj nie brakuje wewnętrznego chaosu. Sama Beata Szydło zmieniała zdanie w kwestii tego, kto ma dostać pieniądze. Ale najwięcej rozbieżności było na etapie konsultacji międzyresortowych. Oceniał, że 500 złotych na dziecko nie wystarczy, by poprawić sytuację demograficzną kraju. Do tego oceniał, że program przyczyni się do utrwalenia bezrobocia.
Ale największą bombę na program zrzuciło Ministerstwo Finansów. Miało zaopiniować uzgodniony wcześniej projekt, ale dostało na to od swojego rządu tylko jeden dzień. Do tego dokument znacznie różnił się od wcześniejszej wersji. – Uniemożliwia prawidłową analizę i rzetelne zaopiniowanie i może prowadzić do skutków, które teraz nie są do zauważenia – narzekało MF.
Co więcej, według wyliczeń resortu na program brakowało 200 milionów złotych. Podzielono też obawę Gowina, że program zwiększy bezrobocie. W trybie awaryjnym zwołano konferencję prasową ministra finansów, minister rodziny i pracy oraz szefa Komitetu Stałego RM. Przekonywano, że to "burza w szklance wody" i że wszystko już załatwione, a po weekendzie program przyjmie rząd.
Ale wcześniej niektórzy ministrowie chcieli mieć też swój wkład w program. Zbigniew Ziobro proponował, by pieniądze trafiały na specjalne konto, z którego można kupić tylko określone grupy produktów (np. jedzenie, ubrania). PiS stara się też ograniczyć wydatki na program. Nie tylko przez obcinanie samorządom pieniędzy na obsługę programu, lecz także przez moralny szantaż. Zarówno wicepremier Piotr Gliński, jak i wicepremier Mateusz Morawiecki mówili, że zamożni nie powinni korzystać z programu. Z kolei premier Szydło i minister rodziny Elżbieta Rafalska przekonują, że program jest dla każdego.
3. Podatek od sklepów
Każdy podatek jest przerzucany na zwykłych podatników. Zawsze. Ale rządzący zaklinają rzeczywistość i przekonują, że klienci nie ucierpią na podatku od sklepów. Ma to zapewnić specjalny zapis w ustawie, który zakaże podnoszenia cen z powodu nowego podatku. – Tam będzie taki zapis, tak jak w podatku bankowym. Oczywiście do realizacji pewnie wszyscy będą mieli zastrzeżenia, ale od tego jest Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów – mówił w RMF FM Henryk Kowalczyk.
Ale co innego mówi Paweł Szałamacha, który dzień później stwierdził w TVP1, że takiego zapisu po prostu nie ma. Skąd całe zamieszanie? Z tego, że PiS nie pokazało jeszcze projektu ustawy. Na razie znane są tylko założenia, a w takiej ustawie wszystko rozbija się o szczegóły. Ale cóż, pan minister był chory i leżał w łóżku....
4. Podatek bankowy
Polityka gospodarcza Prawa i Sprawiedliwości jest oparta na myśleniu życzeniowym. Kiedy Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło, że Sejm wprowadzi podatek bankowy, obawiano się wzrostu opłat, który odbije się na klientach. – Mamy mechanizm konkurencji w sektorze. Wyobrażam sobie sytuację, w której prezes banku PKO BP, który jest kontrolowany przez Skarb Państwa, złoży oświadczenie publiczne, w którym zaprasza klientelę konkurencji, w przypadku gdy tamte banki próbowałyby podwyższyć swoje opłaty – przekonywał pod koniec października minister finansów Paweł Szałamacha.
Tymczasem PKO BP jako jedne z pierwszych banków podniósł opłaty. Prawo i Sprawiedliwość próbuje robić dobrą minę do złej gry. – Polityka PKO BP jest m.in. taka, żeby zachęcić klientów do elektronicznej obsługi bankowej. I tam się obniża te marże – próbował robić dobrą minę do złej gry Henryk Kowalczyk, szef Komitetu Stałego Rady Ministrów. Z kolej Andrzej Jaworski, szef sejmowej Komisji finansów wzywa prezesów banków na dywanik. Nawet, jeśli przyjdą, wątpliwe, by cofnęli się pod wpływem posłów PiS.
5. Znikające 20 milionów
Nie tylko w rządzie panuje chaos, także w Sejmie. Na finiszu prac nad budżetem większość próbowała przeforsować dwa wnioski: 20 milionów złotych z teatrów i kultury na szkołę o. Rydzyka i kolejne 20 milionów z łódzkiego hospicjum na Fundusz Kościelny. Z obu wycofano się po miażdżącej krytyce. Kościół nie dostanie więc dodatkowych pieniędzy, a straty wizerunkowe i tak już są.
Bo Prawo i Sprawiedliwość ma niesamowity talent do robienia sobie problemów, których można uniknąć. Wysokie tempo, w jakim działa nowa władza, tylko zwiększa ryzyko wpadek i powoduje, że problemy stają się głośniejsze. Ale robi to na własne życzenie.