Reżyser Janusz Kijowski, stryj lidera KOD Mateusza Kijowskiego, nie przebiera w słowach. Napisał na Facebooku, że "gdyby pan Gowin posiadał zdolność honorową, to naplułbym mu w twarz. Skoro nie - to obetrę tylko podeszwę". Wszystko przez to, że minister nazwał lidera KOD "resortowym dzieckiem". Zdaniem reżysera Jarosław Gowin stosuje "hitlerowskie metody".
Jarosław Gowin powiedział w "Kropce nad i", co sądzi o uczestnikach demonstracji organizowanych przez KOD: – Istnieje pewien historyczny związek między częścią tych, którzy protestują a środowiskiem (komunistycznym - red.). Dodał, że dotyczy to samego lidera KOD, Mateusza Kijowskiego, a dokładniej jego dziadka. Stwierdził, iż był on związany z komunistycznym aparatem represji.
Janusz Kijowski: Nie, nie żałuję, bo obraził mojego ojca. Poczułem się dotknięty podwójnie. Jako syn szlachetnego, uczciwego człowieka, który nie żyje od 33 lat i jako obywatel.
Dlaczego jako obywatel?
Bo metoda, jaką zastosował pan Gowin, czyli grzebanie w życiorysach i opluwanie ludzi tylko dlatego, że się nam nie podobają, przypinanie im kłamliwych łatek, to metoda moczarowców, to metoda stalinowców i hitlerowców.
Uważa pan, że to metody wyłącznie ministra Gowina, czy środowiska, które reprezentuje?
Nie chcę tego uogólniać. Na pewno są to metody pana Gowina i Jakiego - to przykłady przynajmniej z ostaniach dni. Jeżeli pan Patryk Jaki z trybuny sejmowej obraża innego posła i rozpowszechnia kłamliwe informacje na jego temat, to mnie to mniej boli. Bo pan Jaki zawsze był głupkiem i zawsze mówił kompletne bzdury. Ale jeśli krakowski inteligent, były redaktor naczelny "Znaku", mieniący się uczniem księdza Tischnera, były minister sprawiedliwości, coś takiego mówi, to świat się wali i odechciewa się żyć. To jest po prostu hańba do entej potęgi!
Czy zamierza Pan podjąć dalsze kroki w sprawie "lustrowania" pańskiego ojca przez Jarosława Gowina?
Na pewno nie. Nie będę się sądził z człowiekiem, który nie posiada zdolności honorowych.
Nie otrzymał Pan przeprosin?
Nie otrzymałem żadnych przeprosin od pana Gowina i ich nie oczekuję.
A czy miał Pan jakikolwiek inny odzew na swoje wczorajsze słowa?
Trudno mi powiedzieć, że się z tego cieszę, ale spotyka mnie ogromna ilość słów solidarności, od znajomych i nieznajomych. Nie spodziewałem się tego. Wczoraj, gdy pisałem to na Facebooku, byłem w jakimś amoku. Obrażono moją największą świętość! Człowieka, który mnie wychował i którego poważało mnóstwo ludzi w jego krótkim życiu. Do dzisiaj ludzie starsi, którzy z nim współpracowali, wspominają go z szacunkiem jako człowieka niezwykle szlachetnego.
Zostawiając nieco temat wypowiedzi ministra. Jak Pan ocenia atmosferę, która panuje w Polsce w ostatnich miesiącach?
Podchodzę do tego z wielką goryczą. Najgłupsze jest to, że miałem wiele krytycznych uwag do rządów Platformy Obywatelskiej i PSL-u w ostaniach ośmiu latach.
Większość Polaków miało podobne uwagi. Stąd taki, a nie inny wynik wyborów.
Tak, a teraz po trzech miesiącach wspominam to jak jakąś arkadię! Jak jakiś kraj, który się rozwijał, zbliżał się do standardów zachodniej Europy, który kierował się praworządnością, miał niezależną prokuraturę, niezawisłe sądy, Trybunał Konstytucyjny, który czuwał nad porządkiem naszego kraju. Była też Telewizja Publiczna, która miała swoje grzechy i grzeszki. Za dużo tam się pałętało polityków jeszcze z dawnych czasów. Ale nie, nie było to tym, co mamy w tej chwili! To nie była tuba propagandowa jednej partii.
To mnie napawa goryczą, że dziś, po trzech miesiącach, widzimy zgliszcza i ruiny tego, co budowane było przez 26 lat. Z takim mozołem, z takim trudem, a czasami z takimi meandrami! Ale miałem wrażenie, że to wszystko idzie do przodu. Byłem dumny z mojego państwa i moich obywateli. Jest mi po prostu tak przykro...
Nie tylko Panu, co widać choćby po liczbie uczestników marszów KOD. Czy pańskim zdaniem ten konflikt społeczny będzie postępował, czy raczej większość niezadowolonych uzna, że trzeba przeczekać do kolejnych wyborów?
Nie wiem, czy przy następnych wyborach będzie lepiej. Jeżeli obiecają tysiąc złotych na rodzinę lub na dziecko, to znowu wygrają. Daliśmy się otumanić, oszukać i ogłuszyć. 25 października doszło do największego oszustwa wyborczego w dziejach Polski. W III RP to już na pewno, ale chyba nawet w dziejach Europy.
Ale jakiego oszustwa? 500 zł ma być i to już niebawem.
Tak? Myśli Pan, że będzie? Zobaczymy. Ale miało być też 12 zł na godzinę pracy, obniżenie wieku emerytalnego, podwyższenie kwoty wolnej od podatku. Na tym opierał się cały ten kłamliwy dyskurs, który poprzedził wybory.
Na tym polega kampania. Kto najwięcej obieca, a ludzie uwierzą, ten wygrywa.
Ja Panu powiem... To jest wynik wieloletniej pracy "edukacyjnej", która zdeprawowała naszą młodzież. Młodym ludziom wmówiono w szkole, na lekcjach katechezy czy języka polskiego, że historia była inna. Zmieniono ją. Wmówiono młodym ludziom, że jesteśmy pępkiem świata, narodem wybranym, a głównym zajęciem Polaków w czasie wojny było ratowanie żydów. Że Żołnierze Wyklęci to są nasi bohaterowie. Ci, którzy denuncjowali żydów albo ich dobijali, są przedstawiani jako nasi święci. "Ogniowi" [Józef Kuraś ps. „Ogień” - red.] prezydent Polski postawił pomnik.
Wmówiono tej młodzieży, że Tomasz Gross to jest największy zbrodniarz w powojennej Polsce, bo pisze takie "bzdury" o Jedwabnem. Wmówiono im, że Polska jest krajem, który poniósł największe straty w czasie II wojny światowej. Rękę do tego wszystkiego przyłożył Kościół i szkoły.
Największymi patriotami są stadionowi rozrabiacze czy wręcz bandyci, a największym przejawem patriotyzmu jest dziś udział w Marszu Niepodległości razem z nacjonalistami i faszystami. Taki jest obraz i płacimy za ostatnie 25 lat - za konkordat, wprowadzenie religii do szkół, za wypaczanie polskiej historii.
Mówi się, że ludzie mają takich władców, na jakich zasługują.
Można się tak pocieszać, ale wynik tych wyborów był skrzywiony poprzez kłamstwo i obietnice przedwyborcze - tak naprawdę nie do spełnienia. Proszę się nie łudzić, bo już teraz wiadomo, że połowa ludzi posiadających dzieci już tych pieniędzy nie dostanie, bo jest to obwarowane takimi warunkami, że jest nie jest to już to, o czym było mówione. Obietnica była jasna i klarowna: 500 zł na każde dziecko! Mówił to kandydat na prezydenta i mówiła to kandydatka na premiera. Projekt ustawy, którego okładkę z lubością pokazywała Pani Szydło, jest zupełnie o czym innym.
Ten projekt sam w sobie był kretyński, bo w ten sposób nie rozwiązuje się żadnych problemów demograficznych ani socjalnych. Proszę przeznaczyć 17 mld na żłobki, przedszkola, dokarmianie dzieciaków w szkołach podstawowych! Proszę bardzo, to byłby impuls demograficzny. Ale połowa tych pieniędzy, przepraszam, nie chcę być złośliwy, ale pójdzie nie na mleko dla dzieciaków, ale na inne napoje dla tatusiów.
Wróćmy jednak do Pańskiej działki, bo Pan przecież jest reprezentantem świata kultury. Jak Pan ocenia działalność ministra Piotra Glińskiego?
Nie chcę recenzować mojego ministra, bo prowadzę teatr, który ma status prawny narodowego. Jednym z moich przełożonych, obok marszałka województwa, jest prof. Gliński. Dajmy jeszcze czas, bo początek był fatalny, było kilka niepotrzebnych, nerwowych ruchów, które wynikały jak sądzę z jakiegoś braku obycia czy też szoku po objęciu ważnego stanowiska, a do tego opatrzonego stanowiskiem wicepremiera. Z tego, co widzę w tej chwili, zapowiedzi czystek w teatrach nie następują. Cieszę się, że wiceministrem jest pani Wanda Zwinogrodzka, którą szanuję.
Czy zamierza się Pan zaangażować w działalność KOD-u, czy też wesprzeć Mateusza Kijowskiego?
Wspieram go, jako mojego chrześniaka i bratanka. Lubię chłopaka, bo to był w naszej rodzinie zawsze taki enfant terrible. Specjalnie mu się nie udawało w życiu, ani w życiu osobistym, jego małżeństwo się rozpadło, w młodych latach chyba z sześć razy rozpoczynał różne studia, zanim któreś ukończył. Tera odnalazł się w tym ruchu, takim spontanicznym oddolnym. To było naprawdę coś z niczego, taka nieoczekiwana kreacja. Podziwiam go, że z takim oddaniem i opanowaniem prowadzi ten ruch, także mu bardzo sekunduję.
A Pan?
Rewolucje już są za mną. W 1968 roku jedna z nich odcisnęła na mnie ogromne piętno i była dla mnie egzaminem dojrzałości. Byłem już na uniwersytecie, ale to była dla mnie taka prawdziwa, obywatelska matura, która tak naprawdę pokierowała moim losem. A druga była rewolucja solidarnościowa, kiedy zakładałem "Solidarność" pracowników Filmu 4 września 1980 roku. To byłą jedna z pierwszych branżowych odnóg "S". To była moja rewolucja. Dziś oddaję pola młodszym, niech przeżyją swoją rewoltę, swój bunt, swoją niezgodę na nieprawości i niesprawiedliwość tego świata.