W jednej z kanadyjskich książek można przeczytać o "polskim SS", co jest oczywistym kłamstwem. Co nie oznacza, że Niemcy nie czynili wysiłków, aby przyciągnąć pod swoje wojskowe sztandary mieszkańców okupowanych ziem polskich. Skończyło się na próbach stworzenia Legionu Góralskiego na Podhalu, które okazały się jednym wielkim fiaskiem.
Rzekome istnienie "narodu góralskiego" miało uzasadniać współpracę części podhalańskich górali z okupantem, a także – w przekonaniu Niemców – rozbić jedność polskiego społeczeństwa. W ślad za polityką uniżenia wobec III Rzeszy szły konkretne korzyści. Tak przynajmniej obiecywali Niemcy.
Od kiedy w listopadzie 1939 roku Wacław Krzeptowski z Kościeliska, niegdyś szanowany działacz Stronnictwa Ludowego, pokłonił się generalnemu gubernatorowi Hansowi Frankowi w Zakopanem, zaczęto głosić, że "naród góralski" chce w końcu wyzwolić się spod "polskiego buta".
Przystąpiono do akcji agitacyjnej, która miała obudzić w mieszkańcach Podhala nowego narodowego ducha, bliższego Niemcom aniżeli Polakom. W przyszłości miał powstać nawet zupełnie nowy kraj – Goralenland. Niebawem przeprowadzono spis ludności z możliwością zaznaczenia opcji "narodowość góralska". Łącznie wydano 27 tys. kennkart oznaczonych literą "G".
Niemcy nawoływali też miejscową ludność do wstępowania w szeregi oddziału zbrojnego. Sama idea utworzenia oddziału górali powstała już jesienią 1939 roku. Starano się zachęcić podhalańczyków m.in. dobrze płatną posadą wartowników przy wawelskim grobie samego marszałka Józefa Piłsudskiego. Nic z tego. Odzew był niemalże zerowy. Zgłosiło się dosłownie kilku (!) ochotników, choć pierwotnie przewidywano utworzenie całej kompanii – w składzie 8 pułku SS "Totenkopf".
Sprawa ucichła na prawie 3 lata. Powrócono do niej dopiero w lutym 1942 roku, kiedy w głowach Niemców i kolaborantów zrodził się pomysł utworzenia Legionu Góralskiego Waffen-SS. Był to jedyny przypadek w czasie wojny, kiedy podjęto próbę powołania do życia na ziemiach polskich formacji SS złożonej z nie-Niemców.
Zaczęło się od wizyty Krzeptowskiego i spółki w Tylmanowej i Ochotnicy, gdzie po raz pierwszy poinformowano o pomyśle utworzenia góralskich sił zbrojnych. Liczono, że uda się zwerbować nawet 10 tys. chętnych! Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna.
Mimo wszystko, Krzeptowski wraz z Witalisem Wiederem, kiedyś oficerem Wojska Polskiego, przed wojną zwerbowanym przez niemiecką Abwehrę, rozpoczęli "nabór" do nowej formacji zbrojnej. Wizja, roztaczana przez podhalańskich kolaborantów i ich niemieckich mocodawców, była całkiem kusząca.
Głoszono, że chodzi o wybór między ciągłą obawą o życie własne i rodziny – jak to w warunkach okupacji – a spokojnym życiem na godziwym żołnierskim uposażeniu. Co ważne, służba miała odbywać się wyłącznie na terenie okupowanego kraju, co wykluczało długą rozłąkę z domem. Bliscy, którzy trafili już zawczasu do niemieckich obozów czy aresztów, mieli rychło odzyskać wolność.
Propagandowe hasła walki z Sowietami głoszono w momencie, gdy na froncie wschodnim Niemcom zaczynało brakować rekruta. Przewidywano więc, że chętni lawinowo zgłoszą się do znanego zakopiańskiego hotelu "Morskie Oko", gdzie urzędowała specjalna komisja poborowa SS, przyglądająca się rekrutom. Żadnych tłumów nie było.
Podczas gdy w Belgii, Holandii, Francji, Rumunii czy Estonii ochotników do kolaboracyjnych formacji liczono w dziesiątkach tysięcy, w styczniu 1943 roku na Podhalu na założenie munduru SS gotowość wyraziło... nieco ponad 400 górali (różne szacunki). Mniej więcej trzy czwarte z tej liczby stawiło się przed komisją. Niektórzy zresztą nie mieli wyboru, bo wobec zaistniałej sytuacji – przy wyjątkowo niekorzystnych wypadkach Wehrmachtu na froncie wschodnim – ogłoszono przymusowe badania.
Nie wszystkich od razu zakwalifikowano do służby – według części relacji, po oględzinach lekarskich Niemcy zrezygnowali z około połowy potencjalnych esesmanów. Inne źródła mówią, że wielu rekrutów, wysłanych celem odbycia szkoleń do obozu w Trawnikach w dystrykcie lubelskim, wyskoczyło z pociągu, którym podróżowało. Początkowo mieli być kompletnie pijani, ale otrzeźwienie przyszło ponoć w samą porę.
Obóz w Trawnikach był typowym ośrodkiem szkoleniowym, powołanym do życia jesienią 1941 roku. Tu przygotowywano do służby funkcjonariuszy formacji pomocniczych SS, w tym przyszłych strażników i wartowników obozów koncentracyjnych. Personel szkolony w Trawnikach miał wieloetniczny charakter. Obecność górali, przedstawicieli rzekomo nowego narodu, nikogo nie dziwiła.
Ostatecznie, według niemieckich danych, do obozu skierowano 140 "zdrowych" górali. Już na miejscu okazało się, że przysłani ochotnicy zmagają się z poważnymi chorobami. Część od razu odesłano do domów, część zdezerterowała. To, co działo się później, ostatecznie przekreśliło nadzieje Niemców.
Okazało się, że przybysze z Podhala są nie tylko chorowici, ale i pozbawieni dyscypliny, niekarni, przedstawiający znikomą wartość bojową. Na dodatek nie znali niemieckiego, mieli też nadużywać alkoholu.
Co więcej, wdali się też w bójkę ze szkolonymi w tym samym obozie Ukraińcami. Buntowników wysyłano do przymusowych prac fizycznych na terenie Rzeszy, w niektórych wypadkach także do Auschwitz. Niemcy stwierdzili, że górale w zasadzie "niczym nie różnią się od Polaków". Do Waffen SS wcielono zaledwie kilku z nich.
Wraz z nastaniem wiosny 1943 roku projekt utworzenia Legionu Góralskiego był już nieaktualny. – Jestem stanowczo przekonany, iż potrafimy wojnę tę wygrać bez nich – podkreślił na wieść o fiasku niemieckich planów Gottlob Berger, specjalista w zakresie selekcji rasowej, orędownik idei Waffen SS.
Apel o wstępowanie do Legionu Góralskiego Waffen-SS
Młodzieży! Jesteś uprawniona i powołana do udziału w walce przeciwko bolszewizmowi, śmiertelnemu wrogowi, w walce za wiarę i ojczyznę, za rodzinę i rolę, w walce za sprawiedliwe nowe urządzenie nowej Europy.
Friedrich Wilhelm Krüger, Dowódca SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie
„Na pytanie, w jakim stopniu ci górale potrafią porozumiewać się po niemiecku, mogę odpowiedzieć jedynie posługując się słowem „Vodka”.