Mityczna Komisja Wenecka była, spotkała się z różnymi politykami i pojechała. Jej wizyta nie wywoła żadnych emocji. Tak samo będzie z jej opinią, która zostanie wydana w marcu. Bo Trybunał Konstytucyjny coraz mniej emocjonuje wyborców. A to oznacza, że Prezes tę rozgrywkę wygrał, bo tylko wyborcy mogli zmusić go do cofnięcia się z zamachu na Trybunał.
Jarosław Kaczyński wygrał. Batalia o Trybunał Konstytucyjny przyniosła Prawu i Sprawiedliwości straty wizerunkowe, ale Prezes się tym nie przejmuje. Poza tym to nic, czego nie da się odrobić do kolejnych wyborów. Zyskał za to właściwie otwartą drogę do urządzania państwa według swojego planu.
Na przeczekanie
Wszystko dzięki temu, że Jarosław Kaczyński w najbardziej krytycznych momentach nie stracił zimnej krwi i nie cofnął się. Wybrał strategię na przeczekanie. Pozwolił opozycji się wykrzyczeć, ale szedł według założonego planu. Nie robiły też na nim wrażenia negatywne opinie prawników czy krytyka mediów i europejskich polityków.
Jedyne, co podobno wywarło na Prezesie wrażenie, to wielotysięczne protesty. Ale przetrwał je. W przeprowadzeniu zamachu na Trybunał Konstytucyjny pomogła też debata w Parlamencie Europejskim, która za sprawą słabej postawy PO pozwoliła PiS na przejście do ofensywy.
Udawana koncyliacyjność
Bo niemal równolegle minister spraw zagranicznych poprosił o opinię Komisję Wenecką, co miało pokazać, że władza nie boi się dyskusji i jest otwarta na sugestie z zewnątrz. Do akcji wkroczył też Andrzej Duda, który spotkał się z prezesem Trybunału Konstytucyjnego Andrzejem Rzeplińskim. Później kompromis zaproponowała Beata Szydło, choć oczywiste było, że to tylko pokazówka.
Ale znowu PiS pokazało, że chce rozwiązania kryzysu. Takim pozorowanym wyciąganiem ręki partia kupowała sobie czas. Wszystko po to, by emocje społeczne wokół Trybunału opadły. I opadły. Dzisiaj to coraz bardziej temat dla fanatyków polityki, a nie szerokich mas wyborców.
Brak emocji
Widać to także w działalności Komitetu Obrony Demokracji, który przestał skupiać się tylko na Trybunale, a zajął się też innymi tematami. Bo gdyby nadal tkwił tylko przy tym jednym, skończyłby tak:
Teraz nie ma już szansy na zorganizowanie naprawdę dużej demonstracji w obronie Trybunału. Masowe protesty są bardzo prawdopodobne, ale to będzie sprzeciw wobec wszystkiego, co robi PiS – w tej masie skandali sprawa Trybunału po prostu się zagubi.
Spokojny jak Komisja Wenecka
Nie zmieni już tego opinia Komisji Weneckiej, której wizyta w Polsce nie wywołała właściwie żadnych emocji. Nie wywoła ich także opinia, która zostanie wydana w marcu. Musiałaby ona być druzgocąca dla rządu PiS. A nie będzie, bo opinie wydawane przez Komisję są zwykle bardzo stonowane, o czym pisała Ewa Siedlecka z "Gazety Wyborczej".
Czas działa na korzyść PiS. Już za dwa miesiące z Trybunału odejdzie sędzia Mirosław Granat, któremu kończy się kadencja. PiS wybierze swojego kandydata, który dołączy do dwójki dopuszczonych do orzekania Julii Przyłębskiej i Piotra Pszczółkowskiego. Tym samym PiS będzie miało troje sędziów i będzie mogło zrywać quorum, uniemożliwiając badanie ustaw, które Trybunał mógłby zakwestionować.
Prezes wygrał
Kilka miesięcy później, bo już w grudniu, kończy się kadencja wroga numer jeden PiS, czyli prezesa Andrzeja Rzeplińskiego. Sędziowie z poprzedniego zaciągu i ci nowi będą musieli wypracować kompromis w sprawie następcy. Albo PiS uda się przeforsować swojego człowieka, albo czeka nas kompletny paraliż.
Ale nawet jeśli, to co? W Polsce obowiązuje domniemanie konstytucyjności, więc z punktu widzenia Prezesa Trybunał w ogóle nie musi pracować. Niezależnie od tego, jak sytuacja się rozwinie, PiS ma wolną drogę do zmian w prawie. A przecież o to chodziło.
I już nic nie zatrzyma partii Jarosława Kaczyńskiego. Opinia publiczna już się tym nie interesuje, wszak od zamachu minęło kilka miesięcy, a nadal nie wtrącili nikogo do więzienia, życie toczy się dalej. Z kolei opozycja nie ma narzędzi. Jarosław wygrał.