
Internet zmienił świat, ale naprawdę w mało której branży zrobił taką rewolucję, jak w prostytucji. Jeszcze kilkanaście lat temu znalezienie chętnych na płatny udział w trójkącie, czy szerszym kręgu towarzyszy do łóżkowych zabaw nastręczało sporych problemów. Dawni alfonsi i agencje koncentrowały się raczej na dostarczaniu usług w miarę młodych pań. Wszystko zmieniła jednak sieć, dzięki której na rynku pojawiło się nie tylko więcej chętnych do prostytuowania się, lecz także ich oferta zrobiła się znacznie szersza.
Tak jak Wojtek i Agata z dolnośląskiej Oleśnicy, którzy opowiadają mi o swojej już pięcioletniej przygodzie z – jak to nazywają – "dorabianiem przez zabawę". – Od 2007 roku mamy konta na serwisach dla swingersów, dzięki czemu uczestniczyliśmy we wielu fajnych imprezach, czy wyjazdach. Że oprócz zabawy, którą bardzo lubimy, możemy mieć coś więcej zauważyliśmy, gdy inna para zaproponowała nam wspólne wakacje w Chorwacji, ale myśmy akurat gorzej stali finansowo. Kiedy im o tym powiedzieliśmy, opłacili wszystko za nas – wspomina 32-latka.
Poczuliśmy się trochę zobowiązani, więc zagraliśmy w otwarte karty i zapytaliśmy, czego oni dokładnie i jak często oczekują. Dogadaliśmy się i "współpraca" poszła gładko. Nie powiem, że nam się to nie spodobało, bo nasi sponsorzy byli tak hojni, że po dwóch tygodniach nad Adriatykiem zamiast wrócić spłukani, przywieźliśmy jeszcze trochę gotówki i prezentów. Zerknęliśmy wtedy trochę inaczej na profile par, które są zazwyczaj oznaczone "$$$". Zobaczyliśmy, jak to funkcjonuje i sami daliśmy też taką adnotację, że jakieś wynagrodzenie wchodzi w rachubę. I wiesz co? Odzew na naszą skrzynkę był chyba z dwa razy większy niż wcześniej, bo za pieniądze ludzi są śmielsi. Szczególnie ci, którzy nie są klasycznie piękni...
O tym, że stawki oferowane parom potrafią być "naprawdę bajeczne" zapewniają mnie też w Bydgoszczy, gdzie swoje usługi oferuje młode narzeczeństwo Basia i Kuba. Historia ich biznesu seksualnego jest trochę bardziej typowa, gdyż – jak wiele osób prostytuujących się – zrobili sobie z niego sposób na utrzymanie się na studiach. On kończy architekturę, ona psychologię. Jak podkreślają, wyższe wykształcenie jest bardzo atrakcyjne, bo większość konkurencji to raczej ludzie prości, więc nie odnajdują się w domach i otoczeniu osób z wyższej klasy, które najczęściej skłonne do płacenia za nietypową zabawę w większym gronie.
Ale na spotkania ze sponsorami dajemy sobie jeszcze maksymalnie dwa lata, robimy dyplomy, kasujemy namiary na siebie i wyjeżdżamy z kraju – wtrąca Basia. I dodaje, że w tej "pracy" nie boi się, bo cały czas jest z nią Kuba, który jest mężczyzną dość atletycznie zbudowanym i wyraźnie budzi respekt większości osób, z którymi się spotykają. - Sama nigdy bym nie zaryzykowała. Stanowcze nie mówimy też opcjom, w których ma być wyraźnie więcej mężczyzn niż kobiet, bo nigdy nie wiadomo, jak to mogłoby się potoczyć. Bo w końcu igramy z ogniem. Wiemy o tym. Ale dzięki modzie na swingowanie parom płacą dziś tak dobrze, że żal byłoby nie spróbować.
Agata i Wojciech są małżeństwem od prawie dekady, Basia i Kuba zaręczyli się w ubiegłym roku. Jak zatem wielokrotnie sprzedawanie się w stosunkach z wieloma partnerami ma się do przysięgi, jaką jedni złożyli już przed laty, a drudzy wygłoszą na ślubie, który planują zorganizować właśnie z tak zarobionych pieniędzy? – Wszystko robimy za obopólną zgodą i nikt nikogo do niczego nie zmusza – słyszę od prostytuujących się wspólnie małżonków. –Bierzemy tylko ślub cywilny, spowiadać się z tego, co robimy więc nie trzeba... – odpowiadają narzeczeni.
Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl