Fot. Facebook/ TeamNovoNordisk
Reklama.
Podczas wyścigu – wbrew pozorom i mimo choroby – wszyscy są równi. „Zdrowy” czy „diabetyk” na trasie musi dać z siebie wszystko, a poza nią – mężnie znosić każdą decyzję trenera. Różnica jest tylko taka, że stając na podium, „zdrowy kolarz” bez zastanowienia wychyli słuszny haust tradycyjnego szampana, a kolarz diabetyk – najpierw uważnie obejrzy etykietę, a potem opowie, dlaczego to zrobił.
Każdy z członków Team Novo Nordisk pełni bowiem podwójną rolę – zawodnika oraz żywego przykładu na to, że z cukrzycą można nie tylko żyć, ale i uprawiać jeden z najbardziej wymagających wytrzymałościowo sportów. Stephen Clancy funkcję sportową i edukacyjną pełni od czterech sezonów. W rozmowie z naTemat.pl tłumaczy, z czym jeszcze, oprócz pozwolenia na używanie strzykawek podczas startów, wiąże się jazda w barwach teamu.
logo
Fot. Team Novo Nordisk
To jak to jest z tym szampanem na mecie? Możecie się napić czy nie bardzo?
Noo... (śmiech). Jeśli wygralibyśmy jakiś ważny tour, to pewnie symbolicznie byśmy mogli. Wszystkich sportowców obowiązują te same zasady. Zdrowy czy diabetyk, picie alkoholu nie jest wskazane. Ale przeciwwskazań do symbolicznej lampki nie ma żadnych. Gdybym miał ochotę na to ciastko (Stephen pokazuje na stolik kawowy) to też mogę je zjeść. Oczywiście, w przypadku szampana pewnie musiałbym najpierw dokładnie obejrzeć etykietę – przeliczyć węglowodany, cukier... (śmiech).
Zdarzyło ci się analizować skład „bąbelków” na mecie?
Jeszcze nie. Moim problemem jest nie tyle powstrzymywanie się od picia szampana, ale zajmowanie pierwszych miejsc (śmiech).
To co w takim razie jest najtrudniejsze w tym sporcie dla diabetyka?
Chyba to, że trzeba non stop analizować swój stan zdrowia. Podczas jazdy nie można ani na chwilę przestać myśleć o tym, czy poziom cukru jest w porządku. Spada? Rośnie? Powinienem coś zjeść teraz czy może jeszcze chwilę poczekać? Zażyć insulinę teraz czy za chwilę? Nie ma miejsca na nieuwagę.
Podczas wyścigu jesteś w stanie określić to „na czuja” czy zdajesz się na przyrządy?
I to, i to. Mamy urządzenie, które nazywa się CGM (Constant Glucose Monitor – red.), wyposażone w czujnik połączony z odbiornikiem. Poziom cukru możemy sprawdzać na wyświetlaczu. Kiedy spada – usłyszymy dźwięk i poczujemy wibracje. Z drugiej strony – po tylu latach sam wiesz najlepiej, że cukier właśnie leci w dół albo trzyma się w normie.
Te wahania bywają irytujące. Kiedy wspinając się na jakieś wzniesienie, skupiasz się na tym, żeby pedałować jak najmocniej, i nagle czujesz, że opadasz z sił. Wolałbyś myśleć tylko o wyścigu, ale wiesz, że właśnie w tym momencie musisz coś zjeść, bo będzie źle. Chociaż właściwie to tylko tak strasznie brzmi. Mogło być gorzej (śmiech). Jeśli tylko o siebie dbasz i masz cukrzycę pod kontrolą, możesz ciągle poprawiać wyniki. A przecież w sporcie właśnie o to chodzi.
Czy oprócz glukometrów CGM macie jeszcze jakieś dodatkowe wyposażenie?
Jeśli chodzi o sprzęt, to nie. Bardziej rozbudowane jest natomiast nasze zaplecze. Zawsze jeździmy ze sztabem lekarzy. Jest to szczególnie ważne, kiedy znajdujemy się w obcym kraju i nie wiemy, jak serwowane tam jedzenie czy zmiana strefy czasowej wpłyną na nasze zdrowie. Poza tym lekarze dbają, żeby nasze glukometry były w porządku, zawsze mają przy sobie zapasowe części. Inne teamy z reguły nie są pod tak ścisłą opieką medyczną.
A jak traktują was zawodnicy z innych drużyn? Jesteście dla nich „ciekawostką” czy konkurencją?
Kiedyś podchodzili do nas na zasadzie: „Aha, diabetycy lubią pojeździć, no to niech sobie jeżdżą”. Teraz już wiedzą, że jesteśmy profesjonalistami, którzy dodatkowo mają misję szerzenia świadomości na temat cukrzycy. Zdarzało się jednak, że wywoływaliśmy sensację.
Co szokowało najbardziej?
To, że jadąc w peletonie, 40 km na godzinę, musimy aplikować sobie insulinę. To jest wyścig – przecież nie będziemy się za każdym razem zatrzymywać, żeby zrobić zastrzyk, trzeba to robić w biegu. W takich chwilach zdarzały się podejrzliwe spojrzenia. Teraz jednak wszyscy wiedzą, że musimy przyjmować insulinę i kropka.
Z drugiej strony, większa świadomość, że można być chorym na cukrzycę i profesjonalnym kolarzem w jednym sprawia, że wielu zawodników po wyścigu podchodzi do nas i dzieli się swoimi przemyśleniami na temat choroby. Nagle okazuje się, że któryś z nich ma bratanka z cukrzycą i chce go zachęcić do jazdy na rowerze. Mimo że czasem się z nas pewnie podśmiewają, koniec końców liczy się tylko to, że nasze przesłanie idzie w świat.
Szerzenie przesłania – to chyba wasze główne zadanie?
To bardzo ważna część naszej pracy. To, że mimo choroby konkurujemy z najlepszymi zawodnikami na świecie, jest gigantycznym osiągnięciem. Dzięki temu możemy edukować, inspirować i pokazywać innym chorym, że z cukrzycą można normalnie żyć. Z drugiej strony cały czas jesteśmy sportowcami. Stając na starcie, każdy z nas marzy o wygranej.
To co jest ważniejsze – wygrywanie czy edukowanie?
Dla mnie obie te rzeczy są równie ważne, dopełniają się. Wygrany wyścig to nie tylko mój osobisty sukces. To również wzmocnie przekazu mówiącego, że cukrzycę można przezwyciężyć. Wraz z wiadomością o sukcesie sportowym dociera on do szerszego grona odbiorców.
Niesamowite, kiedy widzisz, że to, co robisz, wpływa na innych. Pamiętam, jak sam się czułem, kiedy usłyszałem diagnozę. Pamiętam też, co mówili lekarze: radzili, żebym skupił się raczej na leczeniu, a nie uprawianiu sportu, co dopiero kolarstwa, które jest jednym z najcięższych. Chcę jeździć? Świetnie, ale mila dziennie to maks moich możliwości. Oczywiście, takie myślenie jest błędne, co staramy się ludziom tłumaczyć.
Spotykasz się z komentarzami mówiącymi, że wyczynowy sport to nie rekreacja, a zawodowa grupa kolarska to nie miejsce dla diabetyków?
Takie głosy się zdarzają. Myślę, że wynikają z troski o nasze bezpieczeństwo lub ze strachu, że coś ewentualnie mogłoby pójść nie tak. Prawda jest jednak taka, że jeśli na siebie uważasz i jesteś przygotowany na każdą ewentualność związaną z cukrzycą, nic złego się nie wydarzy. Podczas wyścigu jesteśmy w pełni wyposażeni – część kieszeni mamy wypchanych jedzeniem, w innych trzymamy insulinę. Jeśli kończą mi się zapasy, podjeżdża drużynowy samochód z zaopatrzeniem. Dlatego jeśli tylko zachowujesz się racjonalnie, nie podejmujesz niepotrzebnego ryzyka, wszystko będzie dobrze.
Jeśli chodzi o moje osobiste odczucia, zauważyłem, że sport tak naprawdę pozwala mi lepiej kontrolować chorobę, a wysiłek sprawia, że insulina działa efektywniej. Kiedy mam kontuzję albo jestem chory i nie trenuję, mam większe problemy z opanowaniem choroby. Będę więc trzymał się opinii, że diabetyków do sportu powinno się namawiać, a nie od niego odwodzić.
Jaki jest największy mit panujący wokół cukrzycy?
Wiele osób nadal myśli, że diabetykowi po prostu nie wolno jeść słodyczy. I tyle – rezygnujesz z czekolady i po problemie (śmiech). Teraz się z tego śmieję, ale muszę przyznać, że też tak kiedyś myślałem. Przez pierwsze miesiące po tym, jak dowiedziałem się, że mam cukrzycę, nie jadłem owoców, bo przecież zawierają cukier. Potem jednak nauczyłem się, że to nie tak, że nie wystarczy po obiedzie nie zamówić deseru i cukier magicznie sam się wyrówna. Cukier jest w chlebie, makaronie, ryżu, wszystkich węglowodanach.
Ile miałeś lat, kiedy zdiagnozowano u ciebie cukrzycę?
19. To było gigantyczne zaskoczenie, wcześniej nie miałem o tej chorobie pojęcia. Kojarzyłem tylko, że do mojej szkoły chodził dzieciak chory na cukrzycę typu 1. Był znany jako ten biedak, który musi sobie robić zastrzyki i ma przez to przechlapane do końca życia. Kila lat później i sam jestem „tym” chłopakiem. I jak się okazuje, wcale nie mam przechlapane (śmiech).
Ale kiedy usłyszałeś diagnozę, pomyślałeś…
…że to niesprawiedliwe, bo przecież cukrzycy dostaje się, leżąc na kanapie i objadając się czipsami, a ja byłem aktywny i zdrowo się odżywiałem. Dopiero potem dowiedziałem się, że cukrzyca typu 1. nie jest z tym w żaden sposób związana. Mam pecha i tyle.
Trenowałeś już wtedy kolarstwo?
Tak, amatorsko. Przez pierwsze 24 godziny od diagnozy byłem przekonany, że to by było na tyle, jeśli chodzi o moją sportową karierę. Od lekarza usłyszałem, że mogę zapomnieć też o zawodach typu pilot i policjant. Zastanawiałem się, ile innych ograniczeń czeka mnie przez tę chorobę.
Kilka dni później zobaczyłem w telewizji wyścig, w którym brali udział zawodnicy z cukrzycą. Wtedy uświadomiłem sobie, że pomimo choroby można wiele osiągnąć i postanowiłem, że się nie dam.
Team znalazł ciebie czy to ty szukałeś grupy?
To dość zabawne, bo można powiedzieć, że spotkaliśmy się w pół drogi. Słyszałem o drużynie, w której jeżdżą diabetycy, usiłowałem się z nimi skontaktować. Mniej więcej w tym samym czasie Novo Nordisk stał się sponsorem tytularnym, a team miał zostać skompletowany w całości z diabetyków. W przeszłości jeździli w nim również zdrowi kolarze, więc trzeba było wypełnić luki. I tak, dzięki paru zbiegom okoliczności, jestem tu, gdzie jestem. Miałem trochę szczęścia.
Myślisz o tym, żeby kiedyś dołączyć do teamu, który nie jest w całości złożony z diabetyków?
Nie, tu jest mi dobrze, chciałbym jeździć w teamie Novo Nordisk tak długo, jak tylko będzie to możliwe. W każdej drużynie pomiędzy zawodnikami wytwarzają się więzi. U nas jednak mają one szczególny charakter. Bardzo dobrze się rozumiemy, mamy zespół, który nas wspiera. Gdybym jeździł w „zwykłym” teamie, nie byłoby tej wartości dodanej, jaką jest edukowanie na temat cukrzycy. Kocham jeździć, ale uwielbiam też podsłuchiwać, jak stojący za barierką chłopak mówi do mamy: „Patrz, patrz, on jechał przez sześć godzin, a też ma cukrzycę. To co, będę mógł zagrać cały mecz w przyszłym tygodniu?”.
Fani Team Novo Nordisk słyną z zaangażowania.
To prawda, są niesamowici. Już sama ich obecność na starcie motywuje. Nawet jak masz zły dzień, coś cię boli, to patrzysz na nich i myślisz sobie: „Dobra, muszę zrobić wynik, pokazać temu czy tamtemu dzieciakowi, że się da”. Zaangażowanie naszych fanów widać zresztą bardzo dobrze w mediach społecznościowych. Team Novo Nordisk obserwuje więcej osób niż jakikolwiek inny profesjonalny team na świecie. To pozwala nam skutecznie zwalczać uprzedzenia związane z cukrzycą, pokazywać, że da się z nią normalnie funkcjonować.

Artykuł powstał we współpracy z Team Novo Nordisk.