
Pamiętam, jak w ten dzień wyszliśmy z koszar na plac ćwiczebny, wyciągnęliśmy ostrą amunicję i usłyszeliśmy warkot samolotu. Nie mogliśmy rozpoznać, czy to nasz, czy niemiecki samolot (...). Dopiero jak zrzucił kilka bomb na stację kolejową w Nowej Wilejce, zorientowaliśmy się, że była to maszyna nieprzyjaciela. Kiedy zawrócił i przelatywał nad naszymi koszarami, wtedy całą trzydziestoosobową grupą oddaliśmy do niego po kilka strzałów z naszych ręcznych karabinów kbk. Później zastanawialiśmy się, czy lotnik zauważył naszą obronę przeciwlotniczą i się z niej nie uśmiał. Odlatując, nie zrzucił więcej bomb, pewnie już ich nie miał.
Bardzo przykro było patrzeć na nas, rozbrojonych żołnierzy, którzy jeszcze kilka dni temu szli walczyć o swój kraj. Miejscowa ludność życzyła nam wszystkiego dobrego. A my szliśmy ze spuszczonymi głowami, jakbyśmy wstydzili się, że nie spełniliśmy oczekiwań swojej ojczyzny. Otaczali nas gęsto sowieccy bojcy, którzy co rusz wykrzykiwali: „Nie ociągać się! Bo będę strzelać!”. Tak oto zakończyły się nasze wojenne działania na froncie.
Znalazłem się na jednym z pierwszych okrętów, który płynął do Iranu. Pamiętam, jak ukazał nam się na horyzoncie ląd tego kraju, dla mnie pełen nadziei i wolności. Dopłynęliśmy do wolnej ziemi i zaraz nasz okręt został zakotwiczony i przycumowany w małym miasteczku portowym, zwanym Pahlevi. Po kilku godzinach zaczęliśmy się wyładowywać. Panował wśród nas jakże inny nastrój niż w Związku Sowieckim. Nikt nie czuł się już więźniem, tylko człowiekiem wolnym.
Ludność włoska przyjęła nas jako swoich wybawicieli, byli bardzo dobrze do nas nastawieni. Gdziekolwiek się pojawialiśmy, od razu przychodziły kobiety i dzieci, które częstowaliśmy czekoladą i różnym jedzeniem. W dowód wdzięczności prały naszą bieliznę i oddawały czystą oraz wyprasowaną. Bardzo nam to ułatwiało życie.
Do dzisiaj pamiętam, z jaką dumą i szczęściem patrzyliśmy na naszą biało-czerwoną flagę wbitą na samym szczycie. Wielu z nas płakało ze szczęścia, zdawaliśmy sobie sprawę, że na wieki zapisaliśmy się chlubnie w historii, a nasz dowódca generał Władysław Anders stał się bohaterem i jeszcze za życia był dla nas człowiekiem-legendą, o którym układano wiersze i piosenki.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl