
I wychodzi na to, że u nas można krzyczeć "Polska dla Polaków! Wyp***lać z Polski!", a nawet komuś przyłożyć. A Anglikom nie wolno "Anglia dla Anglików", bo to napad o podłożu rasistowskim i wymaga interwencji najwyższych władz Polski. Ten wyjazd do Londynu odebrano różnie. Dla jednych był to cyrk na pokaz, dla innych misja wagi państwowej, prawdziwa odsiecz. "Czy ministrowie w tym przypadku okażą taką samą determinację?" – pyta po napadzie na profesora Małgorzata Kidawa Błońska. I nie tylko ona.
Dziś to narasta. Te dwa incydenty w Warszawie jakby przelały czarę goryczy. Zwłaszcza ten z profesorem – Polonia niemiecka już napisała do ministra Zbigniewa Ziobry pisząc, że takie zachowania narażają na szwank wizerunek Polski i Polaków, podważają tradycyjną polską gościnność. Może czas głośno potępić takie zachowania? I tępić za każdym razem w taki sposób, by ludzie nie mieli wrażenia, że jest ich coraz więcej? A niektórzy, żeby znów poczuli się bezpiecznie?
Kiedy pół roku temu przydarzyła mi się sytuacja na Dworcu Centralnym w Warszawie, gdy umięśnieni patrioci rzucili ostrym mięsem w kierunku mojej małej Hani, śpiewającej po niemiecku piosenkę o Pippi Pończoszance, byłam zasmucona, ale myślałam, że to jakiś zły sen. Że wyjątek, patologia, głupota.[...]Jednak to, co wydarzyło się w warszawskim tramwaju 22 w piątek – przelewa moja czarę. W twarz dostał uniwersytecki profesor, za to, że mówił do kolegi po… niemiecku. Dostał potrójnie: od ksenofoba, który realnie go uderzył, od ludzi w tramwaju, którzy nie zareagowali i od kierowcy tramwaju, który też nie zareagował w odpowiedni sposób. Czytaj więcej
Oto kilka głośnych "incydentów" ostatnich miesięcy. 37-letni mężczyzna dwa razy zaatakował studentkę z Algierii, bo nosiła hidżab. Wyzywał ją i kopał, krzyczał, że islam trzeba potępić. Na placu zabaw w Przemyślu został zwymyślany ciemnoskóry chłopiec. Pod jego adresem posypały się wulgaryzmy na tle rasowym. We Wrocławiu pobito celebrytę, Bilguuna Ariunbaatara, bo komuś nie spodobał się jego wygląd. W Bydgoszczy doszło do napadu na studentów z Turcji.
Jeśli polska władza interweniuje w obronie Polaków za granicą, chwała jej za to. I nic to, że wśród bronionych po części są również tacy, którzy mówią wyłącznie po polsku, bo nie chce im się uczyć języka angielskiego. Którzy się nie integrują i, w mniemaniu wielu Brytyjczyków, zabierają im pracę, panoszą się i polonizują niektóre miasta. Jak ze słynnym Bostonem, największym skupiskiem Polaków i jednocześnie – co pokazało referendum w sprawie Brexitu – najbardziej eurosceptycznym, w którym język polski słychać na każdym rogu. Co nie każdemu się podoba.
Jadą do UK bo biją tam Polaków. Jak tylko ktoś usłyszy, ze mówią po polsku to dostają wpieprz a nawet zabijają. Natomiast u nas w kraju nie widzą do czego doprowadziła ich agresywna polityka? Niestety, ale to ich agresywne podejście do wszystkich spraw i danie pozwolenia organizacji faszystowskiej ONR, obudziło najgorsze instynkty tych, którzy u nas napadają na przyjezdnych. Jeszcze trochę a żaden człowiek, turysta z zagranicy chcąc spędzić w Polsce wakacje nie będzie mógł tu przyjechać bo znajdzie się jakaś kanalia, która ich napadnie, pobije a nawet może zabić. Co to jest? Czytaj więcej
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl