
Dla jednych dziwna, dla innych śmieszna, jeszcze dla innych coraz poważniejszy gracz. Mimo wpadek, jakie w Nowoczesnej zdarzają się w wyjątkowej skali. Raz pomyliła nazwy państw mówiąc o Czechosłowacji i Słowacji. Innym razem prawica się śmiała, że nie mogła znaleźć marszałka w Sejmie.
Najpierw: - Panie marszałku nazywam się Scheuring-Wielgus... poprosiłabym, żeby moje nazwisko było wypowiadane tak, jak się nazywam".
I po chwili: - Szanowni Państwo, posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Co się stało... gdzie jest pan poseł Terlecki... chciałabym się zapytać?
Weszła do niej zupełnie niedawno. Dwa, trzy lata temu była w kompletnie innym świecie. W Toruniu, gdzie zajmowała się kulturą, artystami, sprawami miasta. Ta polityka wyszła niejako przez przypadek. A może tak miało być. Bo w parlamencie jest niecały rok, a ostatnio przykuwa uwagę, jak mało kto. Widać ją w TV, słychać w radiu, na manifestacjach. Głośna, wszędzie jej pełno, sprawia wrażenie, jakby ciągle gdzieś pędziła. Gdy rozmawiamy też biegnie. Autentycznie.
Pochodzi z Torunia, ma trzech synów. Pierwszy mąż zginął tragicznie. Ona mówi, że właśnie wtedy przewartościowała swoje życie. Drugi, Piotr Wielgus, jak podkreśla, jest jej największą podporą.
Została radną Torunia. I z ramienia Czasu w 2014 roku wystartowała w wyborach na prezydenta miasta. Tego epizodu w jej życiu pominąć nie można. Jest kluczowy pod każdym względem. Po pierwsze, w lokalnym świecie to było coś – rzucić rękawicę urzędującemu od lat prezydentowi i, co prawda, przegrać, ale zdobyć imponujący wynik. Po drugie, to po tych wyborach zadzwonił do niej Ryszard Petru. – Zapytał wtedy, czy to, co zrobiłam dla Torunia, chcę robić dla Polski. Spoko – powiedziałam. Dlaczego nie? – śmieje się. Tak to się wtedy zaczęło. Kolejne działanie od środka.
W Toruniu trochę marudzą, że za mało zajmuje się ich sprawami. Że poszła w kierunku spraw "drugorzędnych".
Jaka jest Joanna Scheuring-Wielgus? – Ma potencjał, by stworzyć wokół siebie grupę zapaleńców i zarażać ich swoim entuzjazmem i energią. Jest bystra, wykształcona, zna języki, ma wysoką samoocenę, co w wielu wypadkach ułatwia działanie w polityce. Całym sercem i głową jest dziś w Warszawie. To teraz jej pasja – mówi Maciej Cichowicz.
Jako 19-latka wyjechałam do Londynu, by przekonać się, na czym polega wyjątkowość słynnego „tea time”. Pracowałam w Muzeum Kawy i Herbaty Bramah. Wracałam tam przez pięć kolejnych lat, łącząc różne prace ze studiami socjologicznymi na UMK w Toruniu. Chciałam poświęcić temu całe życie. Czytaj więcej
Jako nastolatka dała się porwać punkowemu nurtowi, magii słów i dźwięków, choć nigdy nie miała czerwonego irokeza. Godzinami słuchała Republiki i Maanamu. Z Joasi w Aśkę przemieniała się jednak w towarzystwie tekstów Nosowskiej. Już jako Joanna w jeden wieczór zakochała się w twórczości Patti Smith i obcięła włosy. Czytaj więcej
Joanna Scheuring-Wielgus mówi, że nie ma dla niej rzeczy niemożliwych.
– Ależ oczywiście, że nie. Całe moje życie jest takie. Jak ktoś mnie wywala drzwiami, to wchodzę oknem.
napisz do autora:katarzyna.zuchowicz@natemat.pl