– Tym pomysłem zmusicie do emigracji z kraju ostatnich specjalistów, którzy tu zostali. A kiedy ostatni programista wyjedzie za granicę, nawet strona PiS.org będzie wyglądała jak wsiowy blog. Niech sobie ją prezes albo jego młodzieżówka sami ustawiają – mówi szef kilkuosobowego zespołu programistów, który pracuje dla banków, linii lotniczych i wielkich biznesów handlowych.
To właśnie takich jak on specjalistów na samozatrudnieniu walnie po kieszeni najnowszy pomysł Henryka Kowalczyka i ekipy dobrej zmiany. Po uchwaleniu naprędce przygotowywanych właśnie ustaw, od stycznia 2018 roku ma wejść w życie tzw. podatek jednolity. Połączy on składki na ubezpieczenia społeczne, zdrowotne oraz podatek dochodowy w jedną opłatę dla państwa. Jej stawka będzie liczona od wynagrodzenia brutto, albo całości przychodów jednoosobowej mikrofirmy i wyniesie od około 25 procent (dla najbiedniejszych) do 40 procent "dla bogaczy".
Podwyżka podatków, której miało nie być
Jak tłumaczył to poseł PiS Adam Abramowicz rozwiązanie przyniesie korzyść osobom zarabiając mniej niż 5000 miesięcznie. To skromne biznesy kwiaciarek, fryzjerek, ale też także sprzątaczki, czy pracownicy ochrony są często armiami samozatrudnianionych przedsiębiorców, a ich i tak niskie wynagrodzenie pomniejsza jeszcze 1121 zł ryczałtu dla ZUSu. Oni zyskają około 500 złotych miesięcznie. Wszystko to dobrze.
Problem jest w tym, kogo rząd zalicza do grupy bogatych, którzy, jak mówili Kowalczyk z KPRM i wicepremier Mateusz Morawiecki, "nic się nie stanie jak zapłacą trochę więcej". To około pół miliona przedsiębiorców prowadzących jednoosobowe firmy, a rozliczających się według liniowej stawki podatku wynoszącej 19 procent. Tłumacze, prawnicy, specjaliści od IT, branża budowlana, stomatolodzy, a nawet osiągający dochody ze swoich stron internetowych blogerzy. Ile stracą? Załóżmy, że ktoś wystawia miesięcznie fakturę na 10 tys. zł z VAT. Po odliczeniu VAT do opodatkowania pozostaje mu 7009 zł netto. Płaci 1121 złotych ZUS-u miesięcznie, a podatek to 1331 zł. Razem opłaty dla państwa to 2452 zł. Przy jednolitej stawce i to tej "dla bogatych" zapłaci 351 złotych więcej miesięcznie.
Tak naprawdę różnice są jeszcze większe. Bo dzięki prowadzeniu działalności gospodarczej przedsiębiorca odlicza od kosztów koszty telefonu, internetu, samochodu może też rozliczać i odzyskiwać część podatku VAT doliczanego do ceny niezbędnych mu w pracy zakupów.
Dodaje, że w jego firmie w oddziale warszawskim firmy kontraktującej usługi informatyków, na 16 osób wszyscy są na firmach, i wszyscy są "bogaci". – Już słyszę głosy o emigracji poparte przygotowaniami wyjazdów do Kanady, USA i Australii. Jeśli ci znajomi się do tej pory wahali, bo rodzina, bo znajomi, to teraz to może być czynnik decydujący, podatki – dodaje programista.
Takich jak on jest znacznie więcej. Jakim cudem Tomasz Płonka, opisywany przez Deutsche Welle, polski budowlaniec pracujący w Niemczech miałby wrócić do Polski? Tam korzysta z niskich podatków i 8 tys. euro kwoty wolnej od podatku dochodowego. Jest jednym z tych 60 tys. przedsiębiorców, którzy, którzy w ciągu roku przeprowadzili się z biznesem do Niemiec. Jaką ofertę dla emigrantów z Wysp Brytyjskich ma wicepremier Mateusz Morawiecki. Dopiero co namawiał ich do powrotu. Czyli jak się okazuje do 40-procentowego podatku jednolitego, wciąż niskiej (niecałe 3100 zł) kwoty wolnej od podatku, której podwyższenia zażądał w werdykcie Trybunał Konstytucyjny.
Nie masz cwaniaka nad Polaka
Cezary Kaźmierczak, szef Związku Przedsiębiorców i Pracodawców przewiduje że liczba firm działających w szarej strefie z 700 tysięcy (wg GUS) wzrośnie do miliona. Kolejne 500 tysięcy młodych ludzi ucieknie nam zagranicę.
– To już się dzieje. Szczególnie w innowacyjnych i wysokomarżowych obszarach. Nie ma żadnych przeszkód, szczególnie w internecie. Udowodnienie, ze "substance" działalności internetowej jest zagranica, to zadanie dla młodszego doradcy podatkowego! – pisze w komentarzu.
Dlaczego PiS to robi? Jest pewne, ciekawe wytłumaczenie. Słabo idzie opodatkowaniem banków. Cztery z nich, ogłaszając program naprawczy, sprytnie unikają podatku od aktywów. Nie udało się opodatkować marketów, bo pobór słynnego podatku od sieci handlowych zawieszono – jest niezgodny z prawem unijnym. Pozostało więc złupić tzw. bogatych, czyli tak naprawdę klasę średnią. Liczba osób osiągając milion zł dochodu sięga zaledwie 20 tys. Pisaliśmy jak się to skończyło w przypadku twórców. Z mitycznych bogaczy udawało się ściągnąć zaledwie 179 tys. zł rocznie. Więcej wyniosły koszty przygotowania przepisów i samo ściąganie należności.
Cała nadzieja w tym, że sprawy koordynuje Henryk Kowalczyk, który w opodatkowywaniu czegokolwiek na szczęście okazał się wyjątkowo nieskuteczny. Podczas negocjacji z przedstawicielami branży handlowej zasłynął słowami że "chciałby ustalić taki podatek od marketów, aby wszyscy zgodzili się go zapłacić". Nie zgodzili się i nie płacą.
Teraz również może się potknąć. Jednolity podatek wejdzie w życie o ile uda się połączyć bazy danych ZUS oraz urzędów skarbowych. Uchwalono ustawę, ale teraz czas na najtrudniejsze, wykonanie operacji. – Jeśli słyszę, że zarezerwowano na to zaledwie 9 miesięcy, to ogarnia mnie śmiech - dodaje nasz rozmówca z branży IT. – No chyba, że wezmą te samą firmę, która zrobiła system liczenia głosów podczas wyborów z 2014 roku – mówi programista.
Napisz do autora: tomasz.molga@natemat.pl
Reklama.
Paweł, programista, Front Developer
Mam 34 lata i pracuję z Polski na zlecenie dużych klientów z całego świata, ostatnio dla Goldman Sachs. Poza mieszkaniem i sentymentem nic mnie w tym kraju nie trzyma. To, czym dysponuje programista to uniwersalny fach, na który jest zapotrzebowanie na całym świecie. To naprawdę wolny zawód. Mogę spakować manatki i wyjechać do Pragi, Hongkongu, a może nawet na Mauritius (wszędzie liniowe 15%) Albo Rosja, czemu nie, w końcu u nich jest 13 proc.
Cezary Kaźmierczak
Na pewno też przedsiębiorcy uruchomią owe mityczne 270 mld, ktore mają na kontach (uha, ha, ha) - to jedna z osi Planu Morawieckiego. Myślę, że po ostatnich wieściach zaczynają myśleć jak je wywieźć za granicę. To ostatecznie pogrąży jakiekolwiek zaufanie - nawet nie do tego rządu - do państwa polskiego w ogóle.