Wiceszef MON doniósł na osoby, które poinformowały papieża Franciszka o ksenofobicznym kazaniu popularnego na prawicy księdza.
Wiceszef MON doniósł na osoby, które poinformowały papieża Franciszka o ksenofobicznym kazaniu popularnego na prawicy księdza. Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

Jak można było się domyślić, w cieniu sporów światopoglądowych i awantur wywołanych w polityce zagranicznej dzieją się rzeczy, które powinny budzić znacznie większy niepokój i oburzenie. Tak jest ze sprawą działań szefostwa Ministerstwa Obrony Narodowej, policji i prokuratury przeciwko osobom, które poinformowały Watykan o ksenofobicznej homilii popularnego na prawicy ks. Romana Kneblewskiego.

REKLAMA
Wielogodzinne przesłuchanie w "napiętej atmosferze" na policyjnym komisariacie i zapowiedź głębszego zainteresowania prowadzoną przez nich działalnością – oto, co dotknęło właśnie działaczy Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych po tym, gdy do prokuratury doniósł na nich wiceszef Ministerstwa Obrony Narodowej Bartosz Kownacki.
Sprawa jest związana z listem, który OMZRiK wysłał jakiś czas temu do papieża Franciszka. Z tej korespondencji głowa Kościoła Katolickiego miała dowiedzieć się o tym, jak popularny na prawicy ks. Roman Kneblewski wypowiada się z ambony o uchodźcach z Bliskiego Wschodu. Jego słowa zostały w liście do przywódcy Stolicy Apostolskiej przetłumaczone i to dało ministrowi Kownackiemu pretekst, by umożliwić prokuraturze i policji zajęcie się Ośrodkiem.
Jak informuje "Gazeta Pomorska", Bartosz Kownacki złożył doniesienie, iż OMZRiK mógł dopuścić się wykroczenia organizując nielegalną zbiórkę funduszy na tłumaczenie kontrowersyjnego kazania ks. Romana Kneblewskiego.
Przypomnijmy, że to bydgoski kapłan dobrze znany między innymi z obrony Jacka Międlara, byłego zakonnika związanego z ONR. "Zdecydowanie to mowa miłości, miłości do Boga, ojczyzny i narodu. Mówiąc innymi słowy, kazanie księdza Jacka przepojone jest bliźniaczymi cnotami nacjonalizmu i patriotyzmu, a nie ma w nim krztyny szowinizmu" – pisał o działalności Międlara.
Sam w też nie stroni od mowy nienawiści. – We współczesnej "polityce" niektóre jednostki chorobowe nawet do psychiatry się nie kwalifikują, lecz co najwyżej do weterynarza – mówił o byłej posłance Anne Grodzkiej. Twórców filmu "Ida" sugerował natomiast nagrodzeniem nie Oscarem, a "batogami, pędząc z Polski dziadostwo w smole i w pierzu".

Napisz do autora: jakub.noch@natemat.pl