– Mamusiu, to nie tak miało być – dziewięcioletnia Asia poskarżyła się mamie. Trudno jej zrozumieć, że jej pragnienie ratowania matki zderzy się z takim absurdami. Najpierw z ludzką złośliwością, a teraz urzędniczą bezdusznością. Asia jest bohaterką. Zorganizowała kiermasz, aby ratować swoją mamę. Pieniądze na leczenie są, ale nie ma na życie. Urzędnicy bowiem uznali, że zebrane środki są dochodem, więc mamie dziewczynki chcą odebrać zasiłki.
– To nie są pieniądze, które pani Ania może sobie zwyczajnie wziąć i pójść na imprezę, bo mniej więcej tak wygląda interpretacja urzędników – oburzona Justyna Lachor-Adamska, prawniczka pomagająca ciężko chorej mamie Asi komentuje decyzję urzędników Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Poznaniu.
O akcji dziewięciolatki głośno było w całej Polsce. Na osiedlu w Poznaniu wywiesiła kartkę, że organizuje kiermasz. Odzew był ogromy. Chociaż znaleźli się też "życzliwi", którzy donieśli do skarbówki o akcji.
Wówczas pomogła „Fundacja Drużyny Szpiku”. Organizacja ma pozwolenie na publiczne zbieranie pieniędzy. Kiermasz mógł się odbyć i chyba na "złość" życzliwym poznaniacy tłumnie stawili się pod blokiem Asi. Dzięki akcji dziecka w zaledwie w 4 godziny udało się zebrać ponad 100 tys. zł. Pieniądze przeznaczone są na leczenie ciężko chorej mamy dziewczynki, Anny Jagły.
Na tym jednak nie koniec kłopotów. Pieniądze ze zbiórki nie mogły pozostać długo na koncie fundacji, bowiem mama Asi cierpi na schorzenie, którym „Drużyna Szpiku” nie zajmuje się. Pieniądze więc przelali na prywatne konto Anny Jagły. Chciała przesłać je na konto fundacji Votum, której chciała być podopieczną. Wówczas jednak dowiedziała się, że musi zapłacić podatek. We wrześniu wystąpiła do skarbówki, aby ta określiła kwotę. Aby uniknąć kłopotów Jagła poinformowała Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Poznaniu o całej sytuacji. Bank wydał nawet oświadczenie, że matka Asi nie korzysta ze zgromadzonych środków.
Tymczasem wkrótce dostała z opieki społecznej pismo. Po jego przeczytaniu doznała szoku. Ośrodek oświadczył, że wszczął procedurę odebrania jej zasiłków. W ocenie MOPS-u zgromadzone środki, stanowią dochód, bowiem są na jej prywatnym koncie. Na nic zdaje się tłumaczenie matki i jej prawniczki, że pieniądze są tylko na potrzeby leczenia. Nie przekonują zapewnienia banku.
W całej tej historii bezduszności, najbardziej żal dziecka Asi, które w odruchu serca chciała pomóc matce. Włączyła się też do innych akcji charytatywnych. Po ogromnej euforii, że ulży mamie w cierpieniu, przyszło kolejne ze strony urzędników schowanych za parawanem przepisów.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl