Ta dziewczynka nie ucieka z Aleppo – to kadr z teledysku. Toniemy w morzu fejkowych informacji z Syrii
Bartosz Świderski
14 grudnia 2016, 14:11·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 grudnia 2016, 14:11
Najpierw 70 ofiar. Ta liczba szybko wzrosła do 77, po chwili mówiono już o 82. Światowe media rozpisują się od wczoraj o czystce, którą w przejętym Aleppo urządziły cywilom siły Baszara el-Asada. Problem w tym, że punkt medyczny, w którym miało dojść do masakry, był już ewakuowany kilka dni wcześniej. Nie ma żadnych zdjęć, choć w Syrii fotografuje się wszystko. A raczej zdjęcia są, ale ani jedno nie jest prawdziwe - najczęściej pochodzą z innych miejsc na mapie Bliskiego Wschodu.
Reklama.
Święto propagandy
– Na sto zdjęć (z wojny w Syrii – red.) dziewięćdziesiąt jest nieprawdziwych – przyznaje w rozmowie z naTemat dr Wojciech Szewko, ekspert ds. bliskowschodnich. – Jednak od wczoraj trwa jakiś festiwal. Widzę pięćdziesiąt kolejnych zdjęć z Aleppo i żadne zdjęcie nie jest z tego miasta – dodaje.
Na całym Twitterze Szewko dopatrzył się w kontekście zajęcia Aleppo zaledwie jednego zdjęcia z tego miasta. Tylko że wykonano je w... 2014 roku. – Wtedy jeszcze Państwo Islamskie było w Aleppo. Kadr przedstawia rozstrzelanie jakichś ludzi, prawdopodobnie rebeliantów – tłumaczy.
Przez Twittera w ciągu ostatniej doby przewaliły się także zdjęcia zabitych dzieci – w tym nawet tak makabryczne, jak to przedstawiające małego chłopca z rozerwaną głową. W rzeczywistości fotografię wykonano w strefie Gazy. Tweeta zamieścił Waleed Al-Tabatabaie, parlamentarzysta z Kuwejtu, którego obserwuje ponad 800 tys. osób.
Z kolei zdjęcie człowieka, który wznosi do góry ręce w otoczeniu leżących na ulicy zmasakrowanych ciał, pochodzi z Pakistanu. W nowym kontekście powieliła je Dima Sadek - to znana dziennikarka i prezenterka z Libanu. Fotografia tak naprawdę przedstawia zamach na Benazir Bhutto z 27 września 2007 roku.
Czasami bywa wręcz abstrakcyjnie. Główna fotografia artykułu według przeciwników Baszara el-Asada przedstawia dziewczynkę uciekającą z oblężonego Aleppo. Tymczasem to kadr z teledysku... libańskiej piosenkarki Hiby Tawaji. Gwiazda występowała choćby w czwartej edycji francuskiej wersji programu „The Voice”.
A to zdjęcie z kolei rzekomych ofiar czystek w Aleppo. Wykonano je w 2013 roku w Iraku.
Jak tłumaczy Szewko, nieprawdziwe zdjęcia, które błyskawicznie rozchodzą się po sieci i są podchwytywane nawet przez media, publikują nie rebelianci (czy zwolennicy sił rządowych) a tzw. aktywiści.
– Ale oni często się nie znajdują w Aleppo, a na przykład w Londynie. Albo w Libanie czy krajach Zatoki Arabskiej – wyjaśnia.
Masakra, której nie widzieli nawet zainteresowani
Trudno winić internautów o to, że nabierają się na propagandę z Syrii, jeśli można mieć wątpliwości także co do poinformowania ONZ. To stąd informację o śmierci 82 cywili wzięła brytyjska BBC, po której ruszyła medialna lawina. Problem w tym, że ONZ swoje dane opiera na „wiarygodnych raportach” od miejscowych informatorów. Organizacja swoich ludzi tam nie ma.
–Nie jest tak, że tam ktoś pojechał, sprawdził, nie ma żadnego (prawdziwego – red.) zdjęcia, co jest dziwne, bo zdjęcia są tam robione ze wszystkiego. Z każdej dotychczasowej zbrodni takie zdjęcia były – mówi Szewko. I dodaje: – Nie ma nic poza tą enigmatyczną informacją od jakiegoś aktywisty, którą ONZ kupiła jako prawdziwą.
Szewko wątpi wręcz, że w Aleppo – nad którym rebelianci rzeczywiście całkowicie stracili kontrolę – doszło do jakichkolwiek czystek. – Moim zdaniem to fejk. Dobrym źródłem są media tureckie, które mają tam swoich reporterów. Gdyby ci ludzie zostali wymordowani, na pewno by to podali. Tymczasem poinformowano jedynie, że tak twierdzi ONZ – kontynuuje ekspert. To o tyle istotne, że Turcja jest stroną konfliktu.
Selfie w zdobytej dzielnicy Syryjska wojna domowa jest pierwszą, która jest tak obszernie relacjonowana w mediach społecznościowych. To w pewnym sensie powoduje jej tabloidyzację – ludzie szybko zrozumieli, że słowo na wojnie niewiele znaczy i domagają się zdjęć. Działa internetowa zasada „pics or it didn't happen”, czyli „zdjęcia albo nic się nie stało”.
– W Syrii czy w Iraku i armia, i grupy rebelianckie już nauczyły się, że wszyscy, żeby uznać informację za prawdziwą, czekają na to, żeby zrobili sobie (zdobywcy – red.) zdjęcia w jakimś centralnym placu albo rozpoznawalnym punkcie – wyjaśnia Szewko.
A po co fejkowe zdjęcia ofiar? Wojna toczy się nie tylko o kolejne fragmenty Syrii, ale i o sympatię mieszkańców Zachodu. – W Syrii zrozumiano, że można łatwo manipulować zachodnią opinią publiczną. Im bardziej sensacyjna informacja z Bliskiego Wschodu, tym chętniej media to podchwycą. Przypomina się słynna wiadomość z zeszłego roku o tym, że Państwo Islamskie wydało fatwę nakazującą wycinać organy z jeńców i handlować nimi. To był czysty fejk – twierdzi Szewko.
– Tam również politycy najwyższego szczebla potrafią takie bajki opowiadać, niezależnie od wojen. Pamiętamy Saddama Husajna. On miał takie określenia jak „matka wszystkich wojen”, ”matka wszystkich bunkrów”. Poza tym tam dziesiątki nie istnieją. Zginęło dziesięć osób, mówią sto. Następny powie tysiąc – dodaje.
Kłamią dosłownie wszyscy i to w każdej sytuacji. Przedstawiciel Syrii w ONZ Baszar al-Jaafari zasłynął przedstawieniem na forum Organizacji fotografii przedstawiającej rządowego żołnierza, który klęka przed starszą kobietą, aby pomóc jej wysiąść z pick-upa. Jak tłumaczył, ci żołnierze nie mogą być wrogiem Syryjczyków. Bliskowschodnie media, w tym Al-Dżazira, szybko wypunktowały, że zdjęcie wykonano w Iraku i przedstawia irackiego żołnierza.
Byłaby zainteresowana tym, żeby pokazać, że strona „assadowska” wymordowała cywili. Gdyby mieli możliwość, podaliby szczegóły, często to robią. A teraz tego nie zrobili.