IPN potwierdził, że Lech Wałęsa jest TW "Bolkiem". Niezależnie od kontekstu zdarzeń, sprawa wciąż budzi kontrowersje zarówno wśród jego zwolenników, jak i przeciwników, a internet żyje dziś analizą prasowych doniesień sprzed lat. Najwięcej emocji budzi jedna z wycofanych przez PAP depesz z wypowiedzią prezydenta.
Historia zarzutów wobec Lecha Wałęsy jest niemal tak długa, jak jego kariera polityczna. O jego agenturalności mówiono jeszcze w czasach PRL. W szeregach NSZZ „Solidarności” mówili o tym jego konkurenci, Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda. Tuż po przemianach ustrojowych Wałęsa wydał autobiograficzną książkę „Droga nadziei”, w której przyznał, że w 1970 roku kontaktowali się z nim przedstawiciele komunistycznej władzy.
Podpisał? Nie podpisał?
„Prawdą jest, że rozmowy były. Powiedziałem wtedy – a jest to w protokołach – że jeśli nie dopuszczą do powstania autentycznych organizacji robotniczych zdolnych wyrażać i kontrolować rzeczywistość, dojdzie w niedługim czasie do większych jeszcze dramatów. I prawdą jest też, że z tego starcia nie wyszedłem zupełnie czysty. Postawili warunek: podpis! I wtedy podpisałem” – napisał.
W 1992 roku sprawą zajął się dzisiejszy szef MON, a ówczesny minister spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego, Antoni Macierewicz. Przedstawił listę osób, które w archiwach jego resortu figurowały, jako tajni współpracownicy UB i SB. Na pierwszym miejscu znalazł się Wałęsa. W jego aktach pojawiał się także kryptonim "Bolek".
„Kategoria: TW, kryptonim: »Bolek», figuruje w KW MO GDAŃSK w kartotece ogólnoinformacyjnej Wydz. II BEiA UOP, nr rej. 1.12535, data rej. 29 grudnia 1970 r., organ rejestrujący Wydz. III KWMO Gdańsk wydział »C« KW MO, Gdańsk, akta archiwalne zachowane, data zaprzestania kontaktów: 19 czerwca 1976 r.” - głosi zapis.
Depeszę wycofali, rząd odwołali
Tego samego dnia kiedy lista trafiła do sejmu, rząd Olszewskiego został odwołany. Tego samego dnia PAP wysyła do redakcji komentowaną nawet po 27 latach depeszę. Cytowano w niej prezydenta, który przyznawał się do składania podpisów na dokumentach.
„Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 roku, podpisałem 3 albo 4 dokumenty. Podpisałbym prawdopodobnie wtedy wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i Ojczyzny, by wyjść i móc walczyć. Nigdy mnie nie złamano i nigdy nie zdradziłem ideałów ani kolegów” - powiedział Wałęsa.
Wkrótce potem depesza z oświadczeniem zostaje wycofana. Warto pamiętać, że zanim agencja wycofała tekst, zdążył on trafić do gazet.
Od osoby ze środowiska PAP-u nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że materiał wycofano na wniosek Kancelarii Prezydenta, a Wałęsa miał zostać źle zrozumiany. Decyzję miał podjąć po konsultacji z politykami Unii Demokratycznej i Konfederacji Polski Niepodległej. Wpływ miała mieć na to możliwość odsunięcia od władzy rządu Olszewskiego.
Był jeszcze jeden komunikat
Po wycofaniu depeszy prezydent ogłosił komunikat, w którym stwierdził, że dokumenty Macierewicza są dobrane wybiórczo, albo są nieprawdziwe. Lustrację określił jako polityczny szantaż.
"Teczki ze zbiorów MSW uruchomiono wybiórczo. Podobny charakter ma ich zawartość. Znajdujące się w nich materiały zostały w dużej części sfabrykowane" - czytamy.
Wałęsa twierdził, że nie był agentem. Dokumenty służb PRL przechowywał wtedy UOP, którego archiwum prezydent odwiedził niedługo po odwołaniu Olszewskiego. Pojawił się wtedy komunikat prasowy Kancelarii Prezydenta, w którym wyjaśniano sytuację. Wynikało z niego, że na żadnym dokumencie nie figuruje autentyczny podpis Wałęsy.
„Prezydent interesował się (...) zwłaszcza zawartością archiwum dawnego UB i SB. Zapoznał się także z materiałami związanymi z jego osobą. Archiwalia te chronologicznie obejmują okres od grudnia 1970 do początków 1973 r. Składają się z raportów oficera SB będących streszczeniami przesłuchań. Ponad 95 proc. kilkusetstronicowej dokumentacji zawiera informacje oraz donosy agentów, jak również ludzi, którzy osobiście znali wówczas Lecha Wałęsę” - czytamy.
IPN zmieniał zdanie, Wałęsa też
Sąd Lustracyjny w 2000 roku stwierdził, że oświadczenie lustracyjne Wałęsy jest prawdziwe. Potwierdzono, że dokumenty fałszowano, by skompromitować Wałęsę. W 2005 roku IPN przyznał Wałęsie status pokrzywdzonego przez PRL a sam prezydent zapowiedział, że pozwie każdego, kto stwierdzi że był TW.
Sytuacja odwróciła się trzy lata później, kiedy ukazała się książka „SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii” historyków IPN Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka. Wynikało z niej, że Wałęsa jednak był „Bolkiem”, a za współpracę z SB otrzymał wynagrodzenie. Pozwu nie było.
Nie tylko IPN zmieniał zdanie w tej sprawie, ale również sam Wałęsa. Sześć kluczowych cytatów przeczytacie tutaj. W 2008 roku, w wywiadzie z "WP" kategorycznie deklarował, że nie istnieje żadna podpisana przez niego deklaracja. W „Drodze nadziei” można jednak przeczytać, że podpisywał. Niezależnie więc od tego, jaki faktycznie był kontekst złożenia podpisów na dokumentach, prezydent sam sobie sprawy nie ułatwia.