Nazywali ją polską Björk. Błysnęła na muzycznym firmamencie i... zniknęła. Najpierw ze sceny, potem z Polski. Od artystycznego cierpienia w Polsce, woli szczęście na emigracji. Laureatka Fryderyka z 2001 roku teraz serwuje potrawy gościom w londyńskiej restauracji, a w wolnych chwilach pisze książki i zabawne statusy na Facebooku. W rozmowie z naTemat mówi, jak z perspektywy 1,5 tys. km wygląda Polska.
Jak się czuje "kanalia ze zdradziecką mordą" na emigracji z umęczonej ojczyzny?
Fiolka Najdenowicz: Kanalia ma się wyśmienicie (śmiech). Wczoraj zaczepił mnie landlord (jest Polakiem, a jego żona Tajką) i spytał co sądzę o sytuacji politycznej w Polsce. Ja mu na to, że cieszę się, że tam nie mieszkam.
Dlaczego?
Nasz kraj ma taką karmę, że co 20-25 lat musi się dziać jakaś rozpierducha, a ja już nie mam na to siły. Poza tym moja emigracja ma bardzo przyziemny powód: mam 53 lata, a w Polsce potencjalny pracodawca spojrzawszy na moją datę urodzin nawet mnie nie zaprosi na rozmowę kwalifikacyjną. Tu, w Londynie, znalazłam pracę praktycznie po tygodniu, a w restauracji, gdzie teraz pracuję, przyjęto mnie natychmiast właśnie dlatego, że jestem z Polski. Jesteśmy znani z tego, że ciężko pracujemy i chcemy pracować.
Na Facebooku publikujesz tak dowcipne, radosne, a nawet czasami lekko sprośne wpisy, jakbyś miała 20 lat.
Staram się po prostu patrzeć na otaczającą mnie rzeczywistość swoimi oczami. Nie traktuję życia zbyt poważnie, bo wiadomo, że i tak wszyscy skończymy w drewnianym pudełku.
Co czujesz, gdy po raz n-ty ktoś pyta cię, czy wrócisz do śpiewania?
Wzruszam ramionami. Na karierę w branży muzycznej trzeba sporo wydać bez gwarancji, że się choćby wyjdzie na zero. Najczęściej się traci.
Z twoim pięknym głosem?
Na moim głosie zarobiłby Spotify, a ja najpierw musiałabym wyłożyć pół miliona złotych, żeby nagrać płytę. Nawet z koncertów coraz trudniej się utrzymać. Nie chcę się szarpać. Wolę być szczęśliwa.
Ale najpierw trochę się jednak szarpałaś.
Pracowałam jako agentka ubezpieczeniowa. Prowadziłam własną działalność gospodarczą - jej koszty były tak potężne, że zostawały mi jakieś grosze na życie. Strasznie mnie to deprymowało. Znalazłam taką stronę, Workaway, która wskazuje gdzie dostaniesz wikt i opierunek za pracę 5 godzin dziennie przez 5 dni w tygodniu. Najpierw pojechałam do Francji, potem na chwilę wróciłam do Polski, a następnie dostałam ofertę z Berlina. Kobieta szukała kogoś, kto ogarnie jej dom, wyprowadzi psa i ugotuje dla niej i jej narzeczonego, Grafa. No i tam pojechałam.
A inne powody, dla których opuściłaś kraj?
W Polsce nic nie jest stabilne. Ostatnio powiedziałam koleżance, że boję się wpaść nawet na chwilę, bo ten koleś z Żoliborza może w nocy zdelegalizować paszporty i co? Wszystko jest możliwe. A poza tym w Polsce nie ma wolnych facetów w moim wieku (śmiech).
W Londynie są? Już kilka razy pisałaś na fejsie, że szukasz czarnego męża. Jak ci idzie?
Muszę mieć czarnego męża! Muszę! Muszę! (śmiech) Podobają mi się wymoczkowaci blondyni, oraz czarnoskórzy faceci. Ale mój mąż musi być megaczarny, żadne beże i brązy nie wchodzą w grę. Nic nie poradzę, serca nie oszukam (śmiech). Casting wygląda obiecująco, bo oni przepadają za białymi laskami.
Niby jesteś na emigracji, ale co chwila piszesz coś o Polsce. Pozdrawiasz ludzi protestujących pod Sejmem w obronie sądów, żartujesz, że jesteś "lewacką k***ą". Może za rok, dwa, pięć jednak wrócisz do Polski?
Z pewnością wpadnę na jakieś krótkie wakacje, ale stanowczo wykluczam powrót. W Wielkiej Brytanii po pięciu latach nabywam prawa do świadczeń emerytalnych, a po dziesięciu dostanę emeryturę. Marną, bo marną, ale jednak. W Polsce pracowałam głównie na śmieciówkach i prowadziłam własną działalność. Masa ludzi tak pracuje. Sama jestem ciekawa co to będzie za dwadzieścia lat, jak ten tłum osiągnie wiek emerytalny. Szykuje się niezły kryzys społeczny, a ZUS w imię dobra publicznego zapewne znacjonalizuje składki i każdy emeryt dostanie po pińcet.
Oglądasz TVP?
Nie, bo szkoda mi życia na brednie. Wolę coś relaksującego albo wiarygodnego, dlatego wybieram Netflixa albo BBC.
Zafrapowały mnie twoje stylizacje, które wrzucasz na fejsa. Twoja kolejna książka będzie fotoalbumem szafiarki?
Nigdy w życiu! (śmiech) Robię sobie jaja, bo bardzo mnie śmieszy to zjawisko. Nie mieści mi się w głowie, ze szmaty mogą być treścią życia.
A co powinno być treścią życia?
To co wydarza się przed nosem. Wrażenia w umyśle, o które trzeba dbać, bo tylko to ze sobą stąd zabierzemy. Szmaty, nawet najpiękniejsze, zostaną.
Co dalej? Zostajesz w Londynie czy już rozglądasz się za kolejną przygodą?
Na razie jest mi tu dobrze, a wiesz jak to jest z planowaniem (śmiech). Póki będę miała siły będę pracować, a potem znajdę jakąś lżejszą pracę. Ale gastronomię trzeba kochać, a ja kocham. Z jesiennego naboru do naszej restauracji zostałam tylko ja. Ale znam siebie, gdyby sytuacja mnie w jakiś sposób "uwierała", to dałabym nogę, bo jak wspomniałam cierpienie mnie nie kręci.
Wielu osób w Polsce też to nie kręci. Masz dla nich jakąś radę?
Nie udzielam rad, ale wiem z doświadczenia, że żadna sytuacja nie trwa wiecznie. Dbajcie o siebie, swoje ciała i swoich bliskich. Bądźcie dla siebie dobrzy. Wszystko przemija, nawet najdłuższa żmija! (śmiech)
Reklama.
Nigdy nie kręciło mnie cierpienie, dlatego ja się do mieszkania w Polsce nie nadaję.
Szykuje się niezły kryzys społeczny, a ZUS w imię dobra publicznego zapewne znacjonalizuje składki i każdy emeryt dostanie po pińcet.